Artykuły

Yuppies na dachu

Na dachu olbrzymiego wieżowca zbierają się grupkami pracownicy pewnego biura. Sekretarki, komputerowiec, szefowie działów. Po kryjomu zaciągają się papierosami. W budynku palić nie wolno. Ale tu? Na wysokości 171,5 metra, jak jeden z nich wylicza, palić w zasadzie też nie można, ale kto to sprawdzi. Chociaż...

W lęku więc przed dekonspiracją, we wzajemnym ukrywaniu się jeden przed drugim palą, palą, palą... i mówią. Trochę paplają, ale też opowiadają o sobie, o swoich lękach, teoriach, tęsknotach, dramatach, o swojej bezbarwności, o życiu ustalonym pod linijkę i o tęsknocie za swobodą. Te wyprawy na dach wieżowca to ich jedyny sposób na ucieczkę przed uwięzieniem. Nawet dla kogoś, kto cierpi na lęk wysokości, pobyt na dachu staje się chwilą wolności.

Tak mniej więcej wygląda sytuacja w dramacie utalentowanego Katalończyka, Sergiego Belbela. "Po deszczu" nie ma właściwie tradycyjnie rozumianej akcji. Żeby streścić sztukę dość napisać: pracownicy pewnego biura wychodzą na dach wieżowca, aby zapalić. Rozmawiają, czasem się spierają, czasem żartują. Na koniec jedna z sekretarek zostaje dyrektorką, a dyrektorka postanawia z firmy odejść.

Tak naprawdę wszystko w tym dramacie polega na niuansach i na portretach psychologicznych bohaterów, młodych ludzi, lub też ludzi w średnim już wieku, wtłoczonych w kierat biurowy, zahukanych, pozbawionych ruchu. Zakaz palenia jest, oczywiście, tylko pretekstem, nawet zabawnym, do ukazania ich sytuacji, niemal zaszczutych przez życie, którzy próbują uwolnić się z klatki, w której sami się zamknęli (albo zamknął ich tam przypadek, los, splot okoliczności - nie wiadomo). Dość na tym, że Belbel zbudował znakomitą maszynę do "dłubania" w psychice, do ukazania mentalności yuppies, ich zróżnicowanych zachowań, pragnień, lęków i fobii. W ten sposób maluje obraz współczesności, uwikłanej w system zależności w bezosobowych korporacjach.

Belbel jest dramaturgiem, ale jednocześnie człowiekiem teatru. Doskonale rozumie potrzeby sceny, stąd jego postacie tchną wewnętrzną prawdą. Aktorzy stołecznego. Teatru Powszechnego pod batutą reżyserską Agnieszki Glińskiej i Władysława Kowalskiego stworzyli arcyciekawą galerię postaci. To dzięki nim ten na poły groteskowy, na poły realistyczny spektakl broni się na scenie mimo pozornie skeczowego charakteru. Bo w równej mierze mógłby powstać z tego tylko przerysowany, acz przydługi skecz. Ale wykonawcy wszystkich bez wyjątku ról złożyli się na sukces tego spektaklu, na jego autentyzm i gorzki komizm. Edyta Olszówka (Blondynka) pokazuje postać arcygadatliwej sekretarki, zdolnej zagadać wszystkich na śmierć, ekspansywnej, niezbyt inteligentnej, nieco bezczelnej, ale i promieniującej energią i radością życia. Dominika Ostałowska (Szatynka) gra jej przeciwieństwo - sekretarkę zdystansowaną, spokojną, nawet nieco obojętną na biurowe lęki i zaczepki, nieco tajemniczą, a przy tym podstępnie władczą, świadomą swego wpływu na innych. Pomiędzy nimi aż trzy różne kobiety: znerwicowana Ruda Jolanty Fraszyńskiej, wybuchowa, niezrównoważona, wygłodniała erotycznie, zastraszona, zmienna w nastrojach i w uczuciach; zakompleksiona Brunetka Katarzyny Herman, najbardziej strachliwa z nich wszystkich, pełna obaw o przyszłość, nieszczęśliwie zakochana; i Dyrektorka Olgi Sawickiej, raz podstępna żmija, raz przesłodzona do ostatnich granic, marząca o wybiciu się na samodzielne biuro, despotyczna, ale i znużona firmą.

Pomiędzy nimi panowie: Komputerowiec Rafała Królikowskiego, zakochany monogamista, ku swemu przerażeniu traktowany niczym erotyczne danie przez damski personel biura, potem wstrząśnięty tragiczną śmiercią żony, na granicy samobójstwa; Kierownik Administracji Krzysztofa Stroińskiego, palacz nad palacze, porzucony przez żonę, otwarty na nowe przygody, ale lękający się nowego związku, usiłujący wyrwać się z potrzasku, niezdolny jednak do zerwania z życiem uregulowanym, w stadzie i w zamknięciu; rapujący Goniec Jacka Braciaka, któremu tylko jedno w głowie, pełen pierwotnej biologicznej radości, zdumiony siłą uczucia, jakie budzi w nim Ruda.

Oto oni wszyscy - ich misterna gra jako postaci (które wciąż przed sobą coś udają) i jako zespołu aktorów (którzy idealnie wręcz ożywiają te postacie) przykuwa uwagę przez prawie dwie godziny bez przerwy. Ręce same składają się do oklasków.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji