Artykuły

Cienie w pralni

"PRALNIA" Stanisława Tyma jest utworem zaskakującym, dziwnym, a zwłaszcza nieco "wysilonym" - i to jest istotny powód zmartwienia. Nie tylko mego, bo również zatłoczona widownia premiery prasowej zareagowała bardzo żywo w pierwszej części sztuki, zaś po przerwie napięcie słabło, spadało i zatrzymało się ostatecznie nieco powyżej linii, wyznaczającej aplauz grzecznościowy. Oczekiwanie na tę premierę nieco wyśrubowało nadzieje, a Tym jest przecież pisarzem intrygującym.

Teraz wypada mi wytłumaczyć ! się z zarzutu "wysilonej" konstrukcji sztuki. Rzecz dzieje się w zagrożonej likwidacją pralni "Radosny dzwon", w środowisku praczek. Sytuacja to wymarzona, może nawet bardziej sceniczna, niż w sławnej "Kuchni" Weskera, w której taką areną jest zaplecze wielkiej restauracji. Pralnia jest to instytucja, w której się usuwa brudy. Miejsce akcji jest, z jednej strony, jakby soczewką zdolną skupić obrazy życia współczesnego, z drugiej zaś jest ta pralnia, razem z załogą, jakby samym życiem, metaforą społeczeństwa, które musi się taplać w brudach i żyć w niejasnym przeczuciu poważnego niebezpieczeństwa rozwiązania firmy.

Niestety, autor chciał więcej i dobitniej. Dlatego - po różnych literackich lekturach - wymyślił dodatkowe sytuacje symboliczne, namnożył metafor, "nadbudował" niejasnymi znaczeniami, przez co - mijając stację dziwności i zaskoczenia - osiągnął ten punkt, w którym rzecz staje się konstrukcją wysiloną i sztuczną, pozbawioną życia.

SZKODA. Pierwszy akt, a już specjalnie początek sztuki zapowiada ostrą komedię satyryczną wysokiej próby, dotkliwie nakłuwającą mity i baśnie, jakimi obrósł "Radosny dzwon". Takie oczyszczające sztuki są bardzo potrzebne. Gdy jednak z biegiem akcji zamieniają się w rebus, tracą siłę wymowy. Tylko co wytrzymalsi widzowie w trzeciej godzinie spektaklu zajęci są jeszcze rozwiązywaniem zagadek; pozostali czekają końca. Są utrudzeni, bo w tej trzeciej godzinie zawodzi Tyma również dyscyplina formalna: sztuka kończy się trzy razy na niby a dopiero za czwartym razem naprawdę - rodzajem rewii, w której słyszymy piosenkę o obowiązku nadziei...

Stanisław Tym jest mistrzem małej formy satyrycznej, to pamiętamy z "Owcy", to się czuło w "Rozmowach przy wycinaniu lasu", to się potwierdza w pierwszym akcie "Pralni". Ma autor jeszcze i drugą zaletę: pamięta, że teatr tworzą aktorzy i pisze z myślą o nich. W "Pralni" są dwie role wspaniałe i kilka interesujących. Wspaniałe przypadły Barbarze Rachwalskiej i Halinie Łabonarskiej.

Rachwalska w roli starej Napiórkowej, niegdyś piorącej koszule dziedzicowi (który z nudów nauczył ją mówić po francusku), a teraz odtwarzającej z załogą pralni wspaniały dramat satyrowy o parcelacji i wypędzeniu dziedzica, ukazuje nie wyzyskaną ostatnio charakterystyczność, niebywałe poczucie humoru i znakomite rzemiosło realistycznego aktorstwa. Łabonarska inaczej - traktuje rolę Przewodniczącej bardziej formalnie żartuje sobie z różnych stylów aktorskiej "epickości", niepostrzeżenie żongluje osobowością swojej bohaterki, krótko mówiąc igra wirtuozowsko materią roli zyskując uznanie widowni.

Pozostałe role, które dzięki, aktorom utrwalają się w pamięci, przypadły Barbarze Horawiance, Marii Chwalibóg, Zofii Merle; ładnym epizodem zapisuje się Jan Matyjaszkiewicz.

I to wszystko dzieje się w Teatrze na Woli. Pięć lat działał ten teatr i był w Warszawie jednym z ciekawszych repertuarowo. Miał też niemało osiągnięć artystycznych - do nich zaliczyć trzeba m.in. spektakle A. Wajdy, K. Kutza, a także liczne osiągnięcia aktorskie Łomnickiego, Voita, Rachwalskiej, Łabonarskiej, Horawianki, Matyjaszkiewicza i innych. Ale zebrały się nad nim chmury - zewnętrzne i wewnętrzne. Zagroziły istnieniu teatru.

Te zewnętrzne podobno się rozproszyły wśród rozsądnych kompromisów, ale utrzymują się wewnętrzne. Nie dziwię się Tadeuszowi Łomnickiemu, że wybrał postawę godną: ma zapewnione trwałe miejsce w naszej kulturze teatralnej, nie będzie się targować, odejdzie, podczas gdy zostanie trzy czwarte jego oponentów w zespole, dla których nie starczy miejsca nawet na wzmianki w przypisach.

Odnowa ma swoje okolice cieniste, wieje w nich chłodem megalomanii i beztroski. Teatru tylko szkoda. Dlatego życzyć mu trzeba, aby się dla niego znalazł taki kierownik artystyczny, który utrzyma choćby tę pozycję, jaką już osiągnął...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji