Artykuły

Dwie pralnie: obie Tyma

Teatr na Woli, Stanisław Tym, Pralnia, reżyseria Stanisław Tym, scenografia Małgorzata Treutler. muzyka Wojciech Głuch.

Na "premierze prasowej" (to znaczy na przedstawieniu nie-pierwszym na wszelki wypadek, a specjalnie przygotowanym ze względu na mające się ukazać recenzje), ale bliskiej tym razem premierze rzeczywistej, obecna była cała warszawska śmietanka towarzyska, urzędowa, urzędnicza, literacka, artystyczna, naukowa i dyplomatyczna. Reprezentowane były wszystkie koterie i kapliczki, wszystkie pokolenia, wszelkie odłamy i odcienie stanowisk i przekonań1 politycznych, ideologicznych i wyznawczych, a takie wszelkie odłamy bezwyznaniowego cynizmu warszawskiego, słynnego w całym świecie.

Wszyscy przyszli i sympatii dla Tyma, długo na to czekali, mieli go wreszcie i w całości i na wiele godzin; mogli nasycić się jego znanym, pogodnym, antyrządowym dowcipem. Teatr pękał w szwach, Tadeusz Łomnicki, dyrektor, niespokojnie sprawdzał, czy gdzie kto ognia nie zaprószy. Ale nie. Tylko gorąco było, jak w pralni.

Na scenie także pralnia: w bardzo dobrym opracowaniu muzycznym znakomitego Wojciecha Głucha, w bardzo dobrej scenografii Małgorzaty Treutler, kolorystycznie I architektonicznie świetnie skomponowanej, długi, choć tylko i dwu części składający się, utwór Tyma, przedstawiający życie pralni współczesnej polskiej Jako symbol całego tycia współczesnego polskiego. Salwy śmiechu, niemal nieustannie w pierwszej części, w drugiej ustąpiły momentom zaskoczenia tragicznym i kryminalnym wątkiem, który z wesołości i śmiechu wywiązał się niespodziewanie. Tak oto Szekspir, a mote nawet Zeydler-Zborowski okazali się patronami drugiej, gdy w pierwszej części widać było wpływ Myśliwskiego, z jego pomysłem cierpiącego dziedzica niechętnie parcelowanego przez chłopów w 1949 roku, Iredyńskiego z jego pomysłem "jasełek modernę", Amerykanów lat trzydziestych s ich wyjątkowym przywiązaniem do tzw. retrospekcji aa scenie, a przede wszystkich Głowackiego, z jego nie dającym się podrobić, niezastąpionym, oryginalnym, paradoksalnym sposobem uprawiania dialogu.

Wpływy wpływami - Tym jednak na scenie pragnął panować niepodzielnie: podjął się również reżyserii własnego utworu. Wykonać Jednakowoż (na to rady już nie było) rzecz musieli aktorzy: oprócz Matyjaszkiewicza i Anioła - samej kobiety, w liczbie szesnastu, mianowicie. I tu okazało się, że wszystkie, co do jednej, urocze są i znakomite. Ale wśród nich dwie zwłaszcza: Barbara Rachwalska i Zofia Merle z tak niebywałym temperamentem, talentem i siłą komiczną prowadzące sprawę Tyma na scenie Teatru Na Woli, że niechże się i Tym i wszyscy pisarze, którzy na niego wpłynęli schowają w mysią dziurę. To przede wszystkim aktorki potrafiły z okazji Tyma dać w tych dniach napięć, oczekiwań i niepokojów publiczności warszawskiej dar najwspanialszy: gromki śmiech z nas samych.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji