Artykuły

Rozebrane kochanki

Na scenie Teatru Kameralnego w Sopocie w nie­dzielny wieczór pojawiło się blond bóstwo - sekre­tarka. Bardzo sexy. Mówi z niemieckim akcentem. Co to za aktorka? - szeptali widzowie. Akcja dzieje się w Anglii, tymczasem któ­ryś z bohaterów wybiera się do Sopotu...

Tego dnia wszystko mo­gło się zdarzyć. Grano bo­wiem setne przedstawie­nie farsy "Nie teraz, kochanie". Wiele osób odeszł sprzed kasy z kwit­kiem, a kasjerka Jola Zdu­nek sprzedała miejsca sie­dzące na parapecie.

- Zawsze są tłumy - za­pewnia bileterka Urszula Lubocka.

Wśród fanów sztuki - Anna Tułodziecka. Ogląda sztukę po raz siódmy.

- Jest świetna, a aktorzy są do "zjedzenia" - zapew­nia.

Niesforni widzowie

oklaskami i śmiechem przeszkadzają w akcji. Bo cóż zabawniejszego od zdradzającego męża, któ­rego żona wraca z wakacji zbyt wcześnie, i pięknych pań biegających po scenie w bieliźnie. Filigranowa Joanna Kreft-Baka nie rozbiera się, ale też gra koncertowo. Po przedstawieniu okazuje się, że fir­ma Bodley and Bodley uszyje jednej z pań futro. To prezent od teatru.

- Na przymiarkę zapra­szam do mnie - żartuje dyrektor Maciej Nowak.

Za kulisami reżyser Grzegorz Chrapkiewicz mruczy: Wybaczam im.

- Myślę, że na każdym przestawieniu odciskam swoje piętno - mówi. - Mo­je farsy są reżyserowane po Chrapkiewiczowsku. Po tych stu przedstawieniach widzę, że istnieje potrzeba zrobienia prób wznowieniowych. Zgubiła się moja precyzja, ustawienie spek­taklu jak w szwajcarskim zegarku. Aktorzy grają na­prawdę świetnie, ale ze dwie próby są potrzebne. Co się zmieniło? Panowie przez te dwa lata przytyli (niektórzy).

Panie zeszczuplały

Dorota Kolak, zdradzona żona, wspomina: Pewnego razu mój sceniczny małżo­nek był bardzo dynamicz­ny. Jest moment, gdy bierze mnie na ręce i sadza moc­no na kanapie. Niestety, nie wycelował i wylądowałam na podłodze.

Było śmiesznie. Było też dramatycznie, gdy Grze­gorz Gzyl zagadał się za kulisami i nie wyszedł na scenę.

- Trzeba dbać o linię. Kiedy wiem, że będziemy grać "Nie teraz kochanie" nie mogę dużo jeść - zdra­dza Tamara Arciuch-Szyc.

Małgorzata Brajner na setne przedstawienie włożyła blond perukę i mówiła "graserując".

- Setny spektakl to jest zawsze święto - powiedzia­ła. - Prawie jak premiera. Wtedy możemy robić sobie żarty, nie burząc biegu sztuki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji