Artykuły

17 obrazów scenicznych z Jerzym Grzegorzewskim w tle

"Parawany" Geneta w Centrum Sztuki Studio

Normalne, pracowite przedpołudnie. No, może nie takie zwykłe - bo do premiery już tylko tydzień. Ale nerwy nie dają znać o sobie. Na próbie nastrój skupienia, wspólnej pracy, twórczego dialogu. Żaden polski zespół nie chciał? nie śmiał? nie umiał? zmierzyć się z "Parawanami". Zespół aktorski Centrum Sztuki Studio podjął się tego zadania. Z Grzegorzewskim. A może nawet z powodu Grzegorzewskiego, którego wyobraźnia sceniczna, wiedza i talent są gwarancją sensu tego, co się robi.

Podglądamy roboczą próbę. Nie ma dekoracji, nie ma tytułowych parawanów, które będą wjeżdżać na scenę oznajmiając zmianę obrazu i miejsca akcji. Na scenie niegotowe jeszcze tło - rupieciarnia z konikami cyrkowymi; te drewniane gradziny zabudowują przestrzeń. Ale jednocześnie urasta ona gdzie indziej - poprzez dobudowanie podestów - z lewej strony sceny, z prawej, w bocznych drzwiach. Wszędzie tam pojawią się aktorzy.

Najpierw Matka (Jolanta Hanisz). Rozpoczyna wędrówkę z walizką, w której nie ma wyprawy dla przyszłej synowej, dziewczyny najbrzydszej z brzydkich. Wędruje z synem Saidem (Henryk Talar), który właśnie na jednej nodze, tyłem, wysuwa się zza kulisy.

- Rrrróżowe! Mówię ci, że różowe, Niebo już różowe. Za pół godziny słońce wzejdzie - powiada. I są to w istocie pierwsze słowa tekstu sztuki, początek obrazu I. Spotkanie matki i syna daje efekt niesamowity: jakiś szelest, chrzęst, robot, stuk - z nierzeczywistych dźwięków wyłania się śmiech. Ze śmiechu wydobywa się dialog i pędzi jak oszalały. - Szybciej! - prosi Grzegorzewski, choć wydaje się, że już szybciej nie można i za chwilę ściszonym głosem dodaje: - pięknie, pięknie, bardzo dobrze.

To "pięknie, pięknie" powie jeszcze dziesiątki razy dziękując aktorom za taki a nie inny gest, krok, intonację, modulację głosu, rytm wypowiadanej kwestii, za to, co zgadza się z jego wizją, co wyzwolił w czasie miesięcy twórczych prób a co jeszcze wytrwale cyzeluje. Powie potem, że zespół aktorski pracuje tak wspaniale, że wierzy w mnogość świetnych ról, że właśnie ku temu idą...

A na razie łowi szczegóły. Powiadają, że właśnie tak pracuje: od narysowania bardzo ogólnego planu do precyzowania drobiazgów; sam nazywa to chałupniczą metodą... Krąży pomiędzy rzędami krzeseł: schylona sylwetka, niespokojne ręce. Uwagi rzuca niemal szeptem, zawsze przeprasza, że ingeruje. Trochę jakby nieobecny za zasłoną okularów. Ale to nieprawda. Jest czuły jak metronom na rytm dialogu, otwarty na melodię słowa, a przede wszystkim troskliwy o kompozycję malarską scen. Ma nowe pomysły, jeszcze inne proponują aktorzy, inne są wynikiem rozwiązywania niedopowiedzeń sytuacyjnych, trudności technicznych.

- Muszę się zżyć z tymi butami - potakuje Irena Jun-Warda, posągowa królowa burdelu, a chodzić ma ceremonialnie, na koturnach, jak marioneta. Ten obraz, drugi, jest dziś analizowany najdokładniej. Jak będzie funkcjonował ruch w tej scenie, którą wypełnią Jun-Warda. Danuta Kisiel - Malika, Hanna Chombakow - służąca i oczekujący uciech mężczyźni? - Za bardzo w jednej tonacji jesteście... (to do mężczyzn). - Nie trzeba się spieszyć, ważne jest, żeby każdy ruch był przekazywany kolejno (do pań). A za chwilę: - pięknie, pięknie...

Jest przerwa. Krótka, pełna rozmów, propozycji. Warda będzie się śmiała w swojej scenie, reżyser, akceptuje pomysł aktorki. Na widowni wiele zaciekawionych twarzy. Pojawiają się nowe. Przyszła właśnie plastyczka, Ola Laska-Wołek (z poetą Janem, ten prywatnie) i przyniosła suknie. Grzegorzewski zadowolony z tej współpracy kostiumologicznej (także: Anna Suchodolska i Zofia Hejne Bregulla). Jak będzie z muzyką (Stanisław Radwan) - na tej próbie jeszcze nie usłyszymy.

Kolejny obraz, już trzeci. Leila, żona (Wiesława Niemyska) i Matka, postać rozkwitająca w kolejnych scenach (Jolanta Hanisz) sposobią się na przybycie Saida. Bo ten jest ciągle w drodze i jest to - być może - "droga krzyżowa'' (określenie M. Piwińskiej). Ale kim jest Said? Nikim? Każdym? Hiobem, idącym przez niebo i piekło tego świata? A może Genetem? W "Parawanach", które Barrault nazwał "epopeą Nędzy i Śmierci" istotnie zmieszał Autor kpinę i dramat, poezje i błazeństwo, historię kolonialną (Francja-Algieria) i uniwersalną, szyderstwo nad światem i własny życiorys. A był bękartem, pederastą, przestępcą skazanym na dożywocie i geniuszem, o którym Sartre pisał "Święty Genet, komediant i męczennik".

Kim więc jest Said? Na razie, w IV obrazie, jest pracownikiem na plantacji Sir Harolda. W tej roli Antoni Pszoniak. Wirują kwestie, gesty. Grzegorzewski poprawia ruch u Talara i Włudarskiego (Habib). - Mówcie szybko, tak, jak byście mieli minutę na godzinną rozmowę - koryguje.

Okazuje się, że już czternasta. Nie wejdzie na scenę Marek Walczewski (Blankenesse, Porucznik) nie będzie dziś kobiety-medium, Kadidży (w tej roli gościnnie Zofia Mrozowska i Ewa Mirowska), ani Wampa (Helena Norowicz), ani Ommu (Anna Milewska) ani kilkunastu innych postaci. Zobaczymy jeszcze tylko dwa króciutkie obrazy - VIII i IX.

Stanisław Brudny (Madani) w dialogu zmarłych Ust z Matką i Tomasz Marzecki (Żandarm) w rozmowie z kobietami.

- Pięknie, pięknie, dziękuję kończy Grzegorzewski. Następna próba za kilka godzin, potem jutro rano, jutro wieczorem, pojutrze... czas do premiery biegnie szybciej...

A co będzie dalej? Co potem w Centrum Sztuki Studio, której coraz pełniej realizuje ideę zaszczepioną tu przez Józefa Szajnę? Dalej to samo, tylko jeszcze bardziej tak streszczamy wnikliwe informacje dyrektora Centrum, Waldemara Dąbrowskiego.

To znaczy: Teatr pod batutą Grzegorzewskiego, premiery z zapowiadaną już "Męczeństwo i śmierć Jean Paul Marata..." Petera Weissa w reżyserii Marka Walczewskiego Grzegorzewskiego "Wariacje II", adaptacja "Złowionego" Różewicza, nowa, pisana dla Studia sztuka Tomasza Łubieńskiego. Drugi nurt teatru - Szajnowski - to stała prezentacja jego wybitnych spektakli i - nareszcie! - dokumentacja filmowa (Jerzy Karpiński) i teatrologiczna (Zbigniew Taranienko). A dalej - galeria, wystawy, opracowywanie zbiorów tej, jedynej tak reprezentatywnej w kraju, kolekcji sztuki współczesnej, dalej - muzyka i koncerty Jerzego Maksymiuka i jego Polskiej Orkiestry Kameralnej (też na etatach Studia).

Słowem: teatr - plastyka - muzyka. Jak na Centrum Sztuki, przystało.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji