Artykuły

Teatr mój widzę...

Mało już skłonny do rewolucyjnych przemian z sympatią patrzę, jak ostatni Mohikanin Maciej Englert wytrwale podtrzymuje tradycje Teatru Współczesnego; bez sympatii myślę o tym, co uczyniono z mojego niegdyś ukochanego Teatru Dramatycznego. Podziwiam drugiego Englerta, Jana, jak zręcznie manewruje flagowym okrętem polskiego teatru, choć nie wszystkie jego ruchy akceptuję. Martwię się, że Ateneum nie może poderwać się do lotu, i dobrze życzę Grzegorzowi Bralowi w Studiu. Melancholijnie wspominam Teatr Polski Dejmka, Łapickiego i Kiliana ze względu na moje osobiste z tym teatrem konszachty - felieton Janusza Majcherka na Dzień Teatru.

Przeglądając rubryki z repertuarem, spostrzegłem, że gdybym miał obecnie wybrać się na przedstawienie, znalazłbym się w nie lada konfuzji. Tyle się namnożyło nowych scen i scenek. Ich nazwy nic mi nie mówią, co najwyżej budzą skojarzenie z rysunkiem Sławomira Mrożka, pod którym widnieje podpis: "Klatka ze słoniem w polskim ogrodzie zoologicznym (słonia stanowi zastępczo znaczna ilość królików)". Z rezerwą odnoszę się też do nowych teatralnych adresów. Człowiekowi o pewnej skłonności do postawy zachowawczej miejsca, przestrzenie i siedziby obierane na użytek sceny muszą się wydawać cokolwiek osobliwe. Kto wie, czego się można spodziewać po takim na przykład Centralnym Basenie Artystycznym? Owszem, w latach powojennych na popularnej wtedy pływalni w gmachu YMCA kąpieli zażywał mieszkający obok Leopold Tyrmand, który zresztą to połączenie sportu z ablucjami opisał w swoim dzienniku. A teraz, proszę, woda dawno spuszczona i zamiast kraula i żabki uprawia się widowiska. Rzec by można, scena kafelkowa. Raczej tam nie pójdę. Chłód. Wilgoć. Niezdrowo.

Chyba też nie pojadę na Pragę do Teatru Wytwórnia, który mieści się w umiłowanej przez naszych artystów przestrzeni postindustrialnej dawnej Wytwórni Wódek "Koneser", czyli w dawnych zakładach produkujących wódkę. Obawiam się, że w takich warunkach spektakl może wywołać zamroczenie nieporównywalne nawet z tęgim pijaństwem. Zresztą byłem raz w Koneserze na przedstawieniu Krzysztofa Warlikowskiego. Po czterech czy pięciu godzinach nie spadłem wprawdzie z krzesła, ale podniosłem się z trudem. Przypisuję to, rzecz jasna, potężnemu wrażeniu.

Skoro już o Warlikowskim mowa, to niedosłyszawszy dobrze, popadłem w zdumienie na wieść, że zamierza on prowadzić swój teatr w Miejskim Przedsiębiorstwie Oczyszczania na Mokotowie. Śmieci bywały już przedmiotem zainteresowania teatru, żeby wspomnieć Tadeusza Różewicza, który ulokował na śmietniku bohaterkę swojej sztuki pt. "Stara kobieta wysiaduje", a i postaci Becketta siedzą w kubłach asenizacyjnych. No, ale w końcu się wyjaśniło, że Nowy Teatr Warlikowskiego powstaje niejako od podstaw na terenie byłego MPO. Jest to sytuacja poniekąd odwrotna niż w przypadku Teatru Nowego Adama Hanuszkiewicza przy ulicy Puławskiej, w którym po stosownej przebudowie rozgościł się supermarket.

Słyszałem też o przedstawieniach grywanych w poczekalni Dworca Centralnego albo w tegoż dworca hali głównej, w nieczynnej drukarni, w hali fabrycznej, na parkingu. Zdaje się, że Grzegorz Jarzyna miał jako reżyser koncept na teatr w metrze, a bodaj i w taksówce jeżdżącej po Warszawie. Mogę się tym pomysłom i wymysłom dziwować, ale ostatecznie krzywdy nikomu nie przynoszą, więc niech sobie artyści poszukują. Moja chata z kraja.

W moich młodych latach pasjami chodziłem do kina Iluzjon, które miało wtedy swoją siedzibę w kinie Polonia przy Marszałkowskiej, a także do kina Ochota, bom opodal mieszkał. Obiema salami włada dziś Krystyna Janda z rodziną. Z kolei w Bajce, gdzie obecnie wystawia się lekkie widowiska z modnymi gwiazdami, też spędziłem kawałek życia, bo, jak może starsi czytelnicy pamiętają, do Bajki (między innymi) chodziło się na Konfrontacje Filmowe. Nie chodziło się natomiast do kina Oka w domu kultury radzieckiej, gdzie działa dziś rozrywkowy Teatr Capitol, chyba że pragnęło się zobaczyć filmy trójwymiarowe, które tam po raz pierwszy w Warszawie pokazywano, gdy nikomu się jeszcze nie śniły "Awatary".

Studiując w gazecie rubrykę z repertuarem teatrów warszawskich, zatrzymuję wzrok na dwóch przedsięwzięciach. W alei "Solidarności" własny teatr pod nazwą Kamienica stworzył Emilian Kamiński i myślę, że tam wybrałbym się chętniej niż do hali fabrycznej, bo chyba jestem w stanie przewidzieć, co mnie może czekać. Natomiast czy wybrałbym się do świeżo otwartego w Pałacu Kultury teatru Michała Żebrowskiego, nie wiem. 6. Piętro to chyba dla mnie za wysoko.

Oczywiście z tej samej rubryki z radością wyczytuję, że wciąż jeszcze istnieją instytucje, w których w odległej epoce nabywałem ogłady teatralnej, przeżywając wtedy - i chyba tylko wtedy - niekłamaną fascynację tą dziedziną sztuki. Te prymicje miały miejsce w połowie lat 70., gdy zamieszkałem w Warszawie i latałem po teatrach jak szalony. Było sześć takich scen, których produkcje artystyczne wydawały mi się porywające: Teatr Dramatyczny Holoubka, Współczesny Axera, Powszechny Hübnera, Ateneum Warmińskiego, Studio Szajny i Narodowy Hanuszkiewicza (wraz z Teatrem Małym). Różniły się one między sobą zasadniczo i każdy był naznaczony silną indywidualnością swojego dyrektora. Szajna pełnił w tym towarzystwie funkcję herolda awangardy, pozostali kontentowali się teatrem literackim na solidnym, a częstokroć wybitnym poziomie, który zapewniali autorzy, aktorzy i reżyserzy. Nawet enfant terrible tego towarzystwa, Hanuszkiewicz, demolował literaturę z niewątpliwym talentem, a i wdziękiem, którego tak brakuje dzisiejszym dekonstruktorom.

Były też inne możliwości. Zupełni tradycjonaliści mieli dość skostniały, ale przecież pożyteczny Teatr Polski wraz z Teatrem Kameralnym przy Foksal (gdzie dziś bawi Teatr Sabat Małgorzaty Potockiej z Janem Nowickim w charakterze gwiazdy). Działały Komedia i Syrena. W Teatrze Rozmaitości rozgościł się zespół dawnego STS-u. Tadeusz Łomnicki otworzył Teatr na Woli. Prażanie mogli chodzić do Teatru na Targówku albo do Teatru Ziemi Mazowieckiej.

Zastanawiam się, czy podejmowano wtedy jakieś próby eksperymentowania z przestrzenią teatralną czy odchodzenia od tradycyjnych konwencji. Jeśli już, to rzadkie i w gruncie rzeczy niewinne. "Replika" Szajny grana w malarni Studia czy "Dante" anektujący foyer stanowiły pewne novum, no ale Szajna, już mówiłem, miał patent na awangardę. Inną przestrzenią zalecał się Teatr Mały, naonczas bardzo nowoczesny i bardzo lubiany. Kto szukał specjalnych wrażeń, chodził do Starej Prochowni Siemiona, gdzie było nastrojowo, kameralnie i poetycko, albo do maleńkiego Teatru Adekwatnego. Od czasu do czasu, także później, przybywało przedstawień, które grane były w rozmaitych piwnicach, na Wójtowskiej czy u Wandy Warskiej. Powstawały efemeryczne sceny w rodzaju Teatru na Rozdrożu czy Arsenału. Przebojem zdobył Warszawę Romuald Szejd, zakładając Scenę Prezentacje w zabudowaniach fabryki Norblina. Właściwie to on był warszawskim prekursorem teatru w przestrzeniach postindustrialnych, choć nie wykroczył nigdy poza konwencję bulwarową.

I co z tego wszystkiego wynika? Parę instytucji wciąż trwa pod tradycyjnymi szyldami, inne zmieniły nazwy, jeszcze inne przepadły. Powstały nowe, kto wie, na jak długo. Normalna kolej rzeczy. Mało już skłonny do rewolucyjnych przemian z sympatią patrzę, jak ostatni Mohikanin Maciej Englert wytrwale podtrzymuje tradycje Teatru Współczesnego; bez sympatii myślę o tym, co uczyniono z mojego niegdyś ukochanego Teatru Dramatycznego. Podziwiam drugiego Englerta, Jana, jak zręcznie manewruje flagowym okrętem polskiego teatru, choć nie wszystkie jego ruchy akceptuję. Martwię się, że Ateneum nie może poderwać się do lotu, i dobrze życzę Grzegorzowi Bralowi w Studiu. Melancholijnie wspominam Teatr Polski Dejmka, Łapickiego i Kiliana ze względu na moje osobiste z tym teatrem konszachty. Mam też nadzieję, że mimo wszystko nie zaniknie teatr, w którym miejsce widza jest na widowni, koniecznie z wygodnymi fotelami, a miejsce aktora na scenie, która ma ramę prosceniową, kulisy i takie tam staroświeckie urządzenia. Nie miałbym też nic przeciwko kurtynie.

Na koniec laurka, w której pozwalam sobie wykorzystać słowa bardzo dawnego wierszopisa. Otóż życzę wszystkim (i sobie też), żeby...

..."na warszawskiej scenie

(Którą nadzwyczajnie cenię)

Z wielu względów było więcej

Harmonii, pracy, godności,

Mniej zaś zawiści cielęcej

I bydlęcej zawziętości!".

***

Cały artykuł w Gazecie Wyborczej Stołecznej.

Na zdjęciu: "Replika" w reż. Józefa Szajny, Teatr Studio w Warszawie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji