Artykuły

Droga na 6. Piętro

Michał Żebrowski otworzył właśnie prywatną scenę Teatr 6. Piętro. Aktor, w którym widziano następcę Zbigniewa Zapasiewicza i Gustawa Holoubka, dziś w swoim teatrze zatrudnia celebrytów. Zaszedł aż tak wysoko czy spadł z wysokiego konia? - zastanawia się Karolina Pasternak w Przekroju.

HEROS SPRYWATYZOWANY

Tuż po szóstej po południu na salę teatralną na szóstym piętrze Pałacu Kultury i Nauki wpadają Małgorzata Socha i Kuba Wojewódzki. Za chwilę zacznie się próba do "Zagraj to jeszcze raz, Sam" na podstawie tekstu Woody'ego Allena w reżyserii Eugeniusza Korina, niegdyś dyrektora Teatru Nowego w Poznaniu. To debiutancki spektakl Teatru 6. Piętro, którego współzałożycielem (obok Korina) i dyrektorem artystycznym jest Michał Zebrowski. Popularna obsada (oprócz Wojewódzkiego i Sochy grają Daniel Olbrychski i Anna Cieślak) i nazwisko dyrektora przyniosły efekt - biletów na premierę (odbyła się 6 marca) nie można było dostać już na miesiąc przed spektaklem.

Pełna widownia - stwierdził dyrektor w rozmowie z "Przekrojem" - jest ważna, ale jego przedsięwzięciu przyświecają też dużo wyższe niż frekwencja cele.

Żebrowski mówi, że robi teatr środka, nikogo niewykluczający. Teatr, który bawi, nie błaznując, wzrusza, nie popadając w ckliwość, i prowokuje do myślenia, nie nudząc. Skończył niedawno podyplomowe studia z zarządzania w warszawskiej Akademii Leona Koźmińskiego, potrafi więc dobrze zareklamować swoje przedsięwzięcie.

Jego zdaniem dziś w teatrze bardzo często brak umiejętności warsztatowych reżysera tłumaczy się głębią jego sztuki, a to, że ludzie ziewają na spektaklu - płytkością widowni. Uważa, że w Polsce panuje mylne przekonanie, iż granie tego, co śmiertelnie nudne, ciężkie, niezrozumiale i przygnębiające, to właśnie jest sztuka. A gdy spektakl jest lekki, błyskotliwy i dający wytchnienie, nazywa się go komercyjnym w pejoratywnym tego słowa znaczeniu.

W opiniach na temat "Zagraj to jeszcze raz, Sam" pojawiają się jednak zupełnie inne określenia niż "lekki" czy "błyskotliwy". Tekst Woody'ego Allena utrzymany w klimacie jego wczesnych filmów - "Manhattanu" czy "Annie Hall" - to czysty samograj. I na szóstym piętrze tekst zagrał. Tyle że na fałszywych tonach: połączenia sitcomu z emfatyczną ekspresją sprzed dziesięcioleci. Najmocniejszym elementem przedstawienia jest paradoksalnie gra Kuby Wojewódzkiego, amatora, który robi na scenie dokładnie to, co w swoim programie - bawi pogaduszkami o kobietach i seksie. Żarty w jego wydaniu nie są wymuszone, padają jakby mimochodem.

Skazany na superprodukcję

Skąd u Żebrowskiego, który przed laty wyświęcony został na następcę Zbigniewa Zapasiewicza i Gustawa Holoubka, nieoczekiwany zwrot ku sztuce lekkiej i przyjemnej? Aktor tłumaczy, że ideę teatru dla ludzi wymyślili już Grecy, a ich drogą szli później Molier i Szekspir. Zaznacza przy tym, że jemu do nich jest bardzo daleko, ale stara się odwoływać do najlepszych.

- To nie jest żadna wolta, lecz stuprocentowa konsekwencja w realizacji celów, które postawił sobie dawno temu - mówi Karolina Korwin-Piotrowska z TVN Style, znajoma Żebrowskiego. - Wiedział, że polski teatr nie jest gotowy na jego pomysły, więc musi stworzyć własną scenę.

Żebrowski rzeczywiście przewinął się przez większość warszawskich teatrów, ale wyłączając znakomity debiut w Powszechnym - rolę Jimmy'ego Pottera w "Miłości i gniewie" Johna Osborne'a w reżyserii Mariusza Benoit (1994, spektakl przeniesiony także do Teatru Telewizji) - w żadnym z nich nie stworzył wielkiej kreacji. O ile w latach 90. grywał jeszcze w cieszących się dobrą opinią teatrach Powszechnym i Narodowym, o tyle w dwutysięcznych coraz częściej zaczął pojawiać się w słynących ze znacznie błahszego repertuaru teatrach Komedia ("Fredro dla dorosłych mężów i żon") czy Bajce ("Ucho van Gogha"). W tym czasie jego rówieśnicy Rafał Maćkowiak czy Cezary Kosiński zdążyli już zagrzać miejsce w teatrach Grzegorza Jarzyny i Krzysztofa Warlikowskiego, które dla większości aktorów średniego i młodszego pokolenia są mekką, bo to nieliczne dziś miejsca artystycznego fermentu. Do stajni Warlikowskiego udało się wejść nawet Maciejowi Stuhrowi, który całe lata przesiedział w szufladzie z etykietą komediowego gwiazdora ("Chłopaki nie płaczą", "Poranek kojota"). A Żebrowskiemu nie udało się uwolnić od łatki aktora z superprodukcji.

Porywy gorącego serca

- Na próbach i podczas rozmów Michał często cytuje Gustawa Holoubka, Janusza Gajosa, Zbigniewa Zapasiewicza. Mam wrażenie, że on wciąż jest uwikłany w taki rodzaj aktorstwa, którego uczył się na studiach, a którego już nie ma - mówi Kuba Wojewódzki.

W warszawskiej Akademii Teatralnej Żebrowski był wzorowym studentem. - Wręcz namolnym w wyciąganiu od nas, profesorów, wszelkiego rodzaju informacji. W pierwszym okresie - notował nasze wypowiedzi, co było dosyć zabawne - opowiadał kiedyś nieżyjący już nauczyciel aktora Zbigniew Zapasiewicz. Zarówno Zapasiewicz, jaki Jan Englert, ówczesny dziekan Akademii, widzieli w Żebrowskim kontynuatora tradycji wielkiego aktorstwa, takiego, jakie uprawiał Tadeusz Łomnicki. Zaczęli więc obsadzać go w spektaklach realizowanych dla Teatru Telewizji. U Englerta zagrał w "Kordianie" i "Dziadach" (oczywiście Gustawa-Konrada), u Zapasiewicza - Szczęsnego w "Horsztyńskim". Tamte spektakle świetnie pamięta Daniel Olbrychski. W rozmowie z "Przekrojem" opisuje grę Żebrowskiego jako brawurową, co było tym trudniejsze, że aktor zaczynał przecież od tego, co w polskiej klasyce najpiękniejsze, ale zarazem najtrudniejsze. To właśnie dzięki Teatrowi Telewizji Żebrowski zaistniał jako idealny odtwórca ról narodowych bohaterów. Nic więc dziwnego, że gdy w 1998 roku Jerzy Hoffman zaczął pracę nad "Ogniem i mieczem", do roli Jana Skrzetuskiego wybrał właśnie jego.

Ogromny komercyjny sukces filmu uczynił Żebrowskiego idolem. Jego nazwisko stało się znane w każdym polskim domu, plakaty, na których pojawił się w towarzystwie dziewczyny Bonda Izabelli Scorupco, pokryły ściany pokojów nastolatek, a kolejne kolorowe magazyny przyznawały mu tytuły najprzystojniejszego mężczyzny roku.

Szybko przyszły angaże do kolejnych superprodukcji - "Pana Tadeusza", "Starej baśni" i "Wiedźmina". Wysoki, przystojny aktor o głębokim, mocnym głosie w kostiumach prezentował się doskonale. Idealnie też pasował do wyobrażeń o mężczyznach równie romantycznych jak śmiałych, idących za głosem obowiązku, skłonnych do poświęceń, skorych do walki. Porywczych, lecz mowa przecież o porywach gorącego serca. Był w tych filmach lepszą wersją nas samych i nawet blizna na policzku, którą miał jako Wiedźmin, miast szpecić, tylko przydawała mu męskości i uwiarygodniała niezwykłe czyny. Reżyserzy umiejętnie wykorzystywali urodę aktora - połączenie chłopięcości z męskością, które, jak dowodzą niezliczone przypadki, na ekranie sprawdzało się zawsze. Urodę, ale czy cały aktorski potencjał?

- Z całym szacunkiem dla jego warsztatu, ale z "Pana Tadeusza" czy "Ogniem i mieczem" to nie role Michała Żebrowskiego pamięta się najlepiej - tłumaczy profesor Tadeusz Lubelski, ceniony filmoznawca, autor między innymi "Encyklopedii kina" i "Historii kina polskiego". - Zdecydowanie nie czuło się podczas oglądania tych filmów, żeby to był nowy Zapasiewicz, nie mówiąc o Łomnickim.

W rzeczy samej. Gdy moda na ekranizację lektur szkolnych minęła, wraz z nią minęły złote czasy Żebrowskiego. Jedynym filmem z udziałem aktora nakręconym po erze wielkich superprodukcji, który cieszył się względnym uznaniem krytyki, były "Pręgi" Magdaleny Piekorz. Jednak nawet w nich akurat jego występ oceniany był jako przerysowany i pompatyczny. Żebrowski nie potrafił wyjść z teatralnej maniery, zamiast po prostu mówić - deklamował. Kolejne produkcje: historyczne widowisko "1612" o Rosji z czasów Wielkiej Smuty i "Kochankowie roku tygrysa", gdzie Żebrowski wciela się w bohatera, który przez Sybir trafia do Chin, uznano powszechnie za kinowe kurioza dekady. Jednak Żebrowski problem widzi nie we własnej grze czy w jakości tych produkcji (była jeszcze pretensjonalna "Senność" Magdaleny Piekorz i nieudany debiut reżyserski Andrzeja Seweryna "Kto nigdy nie żył"), lecz w braku dobrych scenariuszy.

Towar z najwyższej półki

W rozmowie z "Przekrojem" tłumaczy, że myślenie, iż aktorzy w Polsce są zasypywani ciekawymi tekstami, to naiwność. Jego zdaniem polski aktor jest w naprawdę wyjątkowej sytuacji, jeżeli leży przed nim scenariusz filmowy, który ma jakikolwiek sens.

A jednak od kilku sezonów tych sensownych tekstów trafia w ręce aktorów coraz więcej. Chociażby poprzedni festiwal w Gdyni przyniósł co najmniej kilka filmowych zaskoczeń i jeszcze więcej fantastycznych kreacji: Macieja Stuhra w "33 scenach z życia", Borysa Szyca w "Wojnie polsko-ruskiej", Bartka Topy w "Domu złym", Marcina Dorocińskiego w "Rewersie". Ich sukcesy, jak twierdzi Żebrowski, budzą w nim jedynie radość, że komuś udaje się to, o czym wszyscy w tym zawodzie marzą.

Zresztą od kiedy zaangażował się w tworzenie Teatru 6. Piętro, jest tak zajęty, że nie ma czasu chodzić na castingi. By promować teatralne przedsięwzięcie, coraz częściej chadza za to do telewizyjnych programów i na wywiady, do których czuł dawniej legendarną już niechęć. Ostatnio nieoczekiwanie pojawił się na przykład w jednym z programów publicystycznych w TVP2, by rozmawiać o problemach kobiet. - Zdziwił mnie już sam jego udział w programie na taki temat, ale zszokowały dopiero poglądy i styl rozmowy. Z reguły aktorzy są po stronie postępu, a nie zaścianka. Był arogancki, sarkastyczny i zupełnie zamknięty na wszelkie argumenty. Połączenie Tomasza Terlikowskiego i Bronisława Wildsteina - mówi uczestnicząca w tej dyskusji filozofka, profesor Uniwersytetu Warszawskiego Magdalena Środa: - Po programie znajomi zasypali mnie SMS-ami, byli zbulwersowani jego wypowiedziami - dodaje.

Kontrowersyjne zachowanie Żebrowskiego to jednak żadna nowość. W środowisku krążą legendy o jego nieskrywanej niechęci do dziennikarzy, oschłości w kontaktach z kolegami z planu. Jedna z dziennikarek swój wywiad z aktorem podpisała w następujący sposób: "Z Michałem Żebrowskim rozmawiał Michał Żebrowski" - tak duże naniósł w czasie autoryzacji zmiany.

- Michał jest trudny do odczytania i brak mu spontanicznej emocjonalności. To przeszkadza mu w grze i jak sądzę w życiu - tłumaczy Agnieszka Holland, u której aktor wystąpił ostatnio w "Janosiku. Prawdziwej historii".

- On nie ma żadnych wątpliwości co do tego, że jest towarem, ale wie, że są towary z wysokiej i niskiej półki - tłumaczy Korwin-Piotrowska. Jej zdaniem Żebrowski od początku instynktownie czuł, że ma wszelkie predyspozycje, by być towarem z najwyższej półki.

Inaczej osiągnięcia dawnego ucznia oceniał tuż przed śmiercią w jednym z tygodników Zbigniew Zapasiewicz: "W momencie kiedy skończył szkołę, pojawiły się wszystkie te zajęcia, które przynoszą aktorowi większe korzyści finansowe, medialne, popularność. Michał temu uległ. Nie mam o to do niego pretensji, choć miałem nadzieję, że wiedza, którą mu przekazaliśmy, jest rodzajem inwestycji w człowieka".

Teraz w młodych ludzi inwestuje sam Żebrowski. Studenci szkół artystycznych do Teatru 6. Piętro mają wstęp zupełnie darmowy. Szkoda tylko, że na razie nie czeka tam na nich towar z najwyższej półki, lecz jedynie z wysokiego piętra.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji