Artykuły

Świat w rozpadzie

W "Prawieku" Olgi Tokarczuk już po paru stronach uderzają czytelnika rzadkie w prozie polskiej przymioty - ciepły, jasny ton i, powiedziałoby się, bezinteresowność, tak ideologiczna, jak historiozoficzna. Ta powieść nie rozgrywa się przecież w wyspekulowanej abstrakcji czy w świecie bajek. Podkielecka osada zwana Prawiekiem tkwi głęboko w wieku dwudziestym, z jego wojnami, najazdami i ustrojowymi dewiacjami.

Pisarka najwyraźniej nie ma ochoty wygłaszać na temat mijającego stulecia żadnych, głębszych czy płytszych tez ogólnych. Pochłonięta jest bez reszty stwarzaniem swojego świata - pełnego, choć w miniaturze. Świata napędzanego kołem narodzin i śmierci, toczącego się w osobnym rytmie, niezbyt podatnego na interwencje z zewnątrz, spoza granic wioski bronionej na wszystkich czterech rubieżach przez figurki archaniołów.

Czy ta ontologiczna frajda Olgi Tokarczuk nadaje się na teatr?

Łatwo się domyślić, co pociągnęło ku Prawiekowi Towarzystwo Wierszalin. Zawsze trupę tę interesowały podobne mikrokosmosy - zamknięte, rządzące się własnymi prawami społeczności. Zazwyczaj jednak były konkretniej ukorzenione: historycznie, społecznie, psychologicznie, politycznie. Zabłudów z Tomaszukowego "Głupa" był o wiele bardziej, by tak rzec, krwisty od Prawieku; postacie rysowane wyrazistszą kreską wchodziły w ostre konflikty światopoglądowe, ich postawy - nieomal plakatowe - lepiej klinowały się w dynamiczne zwarcia. Biorąc "Prawiek" na warsztat Wierszalinowcy uszanowali jego pastelowość, wyeliminowali mocne barwy i brutalne tony. Odcisnęli tylko na powieściowym świecie swój koloryt lokalny: litanijne zawodzenie "Bóg widzi, czas ucieka, śmierć goni, wieczność czeka" - memento stanowiące klamrę przedstawienia - brzmi bardziej po kresowemu niż po małopolsku, bardziej spod Białegostoku niż spod Kielc.

Można rzec, iż Wierszalin ze swą poetyką, ze swymi sprawdzonymi już środkami wyrazu, ze swą pasją portretowania rzeczywistości w jej najbardziej dramatycznych przejawach - pasją wyjątkową w polskim teatrze - wyruszył w kierunku delikatnego i osobnego świata "Prawieku" Olgi Tokarczuk. Spotkanie nastąpiło w pół drogi, dając rezultat znakomity - choć, rzecz jasna, nie obyło się bez koncesji z obydwu stron.

Teatr poddał się na tyle, na ile mógł, owej ontologicznej frajdzie - czystej radości tworzenia, tak odczuwalnej w powieści. Wykorzystano w rudymentarnej formie lalkową proweniencję Wierszalina: aktorzy nie wcielają się w postaci, relacjonują tylko losy mieszkańców Prawieku, trzymając przed sobą ich prościutkie, Nikiforowatę wizerunki. Narracja idealnie stroi z tymi obrazkami: jest naiwna, lecz skutecznie unika celebry, prześmiewek, a nade wszystko dosłowności, która byłaby tu zabójcza. Sebastian Majewski, adaptator i reżyser "Prawieku" (pod opieką artystyczną Piotra Tomaszuka) bezwzględnie podporządkował scenę epice, ryzykując nawet zarzut ilustracyjności i tautologii. Dzięki tej decyzji jednak światotwórcze jest tu właściwie tylko słowo - w ustach aktorów ciepłe, aprobatywne, wypełnione miłością. W tym cieple kiełkują, dopełniają się ludzie: szalona Kłoska Joanny Kasperek, nieporadny Izydor Grzegorza Artmana, chytry Paweł Marka Tyszkiewicza i inni. Nieidealizowani, niepiękni, nieskomplikowani przecież - a tak opowiadani ze sceny (właśnie: opowiadani, a nie grani), by widowni oni sami i ich mikrokosmos wydał się oswojony i przyjazny.

Za każdym razem, gdy do Wierszalinowego Prawieku wkracza historia i świat zewnętrzny: przechodzą żołnierze z I, potem II wojny, przyjeżdża ubek, lekarka ze strajkującej Solidarności pokazuje "zajączki", spektakl - nie grany przecież nagle gorzej! - "siada", traci siłę, zdaje się tani. Odzyskuje właściwy ton, gdy wraz ze znanymi już, zaakceptowanymi postaciami, mościmy się na powrót w bezpiecznym centrum i słuchamy kolejnych opowieści o rodzących się w Prawieku miłościach, szaleństwach i zwątpieniach. Trudno o lepsze świadectwo mocy światotwórczej Olgi Tokarczuk, mocy, której teatr służy i której jest, chcąc nie chcąc, poddany.

Ale i wzmacnia tę siłę, uwypukla mniej doceniane jej aspekty. Zespół Tomaszuka zrobił wszystko, co mógł, by samej budowy prawiekowego kosmosu, misternej i ulotnej nie przygłuszyć konkretyzacją, ucieleśnieniem, dosłownością. Coś jednak dopowiedział, podkreślił - poprzez umiejętne kierowanie środkami teatralnymi, ale i poprzez samą naturę widowiska, mniej ulotną niż słowo prozatorskie. Tym czymś był elegijny smutek Prawieku, łatwy do przeoczenia przy nieuważnym czytaniu i zauroczeniu pogodą narracji.

Bo przecież Prawiek zamiera, jest światem w rozpadzie. Koło - narodzin i śmierci, rozpędzone od wieków od pewnej chwili kręci się na pusto, teatralny aniołek stróż z odpustowymi skrzydełkami asystuje już tylko przy zgonach, narodzin brak. Wieś pustoszeje, mieszkańcy dziwaczeją lub zapadają się w sobie, ostatni młodzi łatwo przekraczają magiczną granicę. Na scenie entropia ta ma wymiar namacalny: świat wytraca ruch, przekształca się w żywy obraz obramowany kabalistycznymi obrazami, z jakich dawno zmarły dziedzic Popielski czyta coraz bardziej szalone hipotezy o Bogu i stworzeniu świata. Dziedzic od młodości tracił wiarę idąc w poprzek naturalnej egzystencji tego świata; teraz pieczętuje jego zastyganie. Szkoda, że rola zdaje się ułomna: nie dostaje jej nienapuszonej, elementarnej prawdy, jaka charakteryzuje cały teatralny Prawiek, zbyt wiele tu retoryki. Wierszalin zwykł jednak pracować nad spektaklami i po premierze: być może zobaczymy jeszcze przejmującego, oszalałego z niewiary arystokratę na miarę dawniejszych ról Aleksandra Skowrońskiego?

Incydentalne pretensje nie przekreślają jednak sukcesu przedsięwzięcia. Wierszalinowi udało się niezwykle trudne zadanie: przełożenie na scenę całkowicie zdawało się niescenicznej prozy. Ontologiczna frajda Olgi Tokarczuk znalazła swój teatralny ekwiwalent. I jeśliby z współpracy jednej z najciekawszych współczesnych pisarek i jednej z najżywszych polskich scen mogło coś jeszcze dalej wyniknąć, sezonu 1996/1997, dość marnego generalnie biorąc, z pewnością nie można byłoby uznać za stracony.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji