Artykuły

Zamiast szekspirowskiego zwierciadła estradowy napis

Główną i najpoważniejszą wadą tego spektaklu wydaje mi się właśnie to, że wyraża pewne myśli niezwykle dobitnie i przez to zaciera wieloznaczność i rozległość problemów zawartych w dramacie Kleista - o "Amfitrionie" w reż. Wojtka Klemma w Starym Teatrze w Krakowie pisze Jakub Papuczys z Nowej Siły Krytycznej.

"Amfitrion" Henricha von Kleista stanowi parafrazę tekstu Moliera, który powstał na podstawie komedii Plauta. Podłożem całej historii jest mit Amfitriona, którego żona Alkmena została uwiedziona przez Zeusa (u Plauta oczywiście występującego pod imieniem Jupitera), który do tego celu przybrał postać jej męża. Rezultatem tego wydarzenia są narodziny Heraklesa - syna władcy bogów i ludzkiej kobiety. Sztuki wszystkich wymienionych autorów opowiadają o samym zdarzeniu spotkania Boga z Alkmeną. Kiedy Amfitrion wraz z Sozjaszem wracają ze zwycięskiej wyprawy wojennej Jupiter wysyła swego sługę Merkurego, aby opóźnił ich powrót do domu. Ten sprytnie wciela się w Sozjasza i przez powstałe w związku z tym zamieszanie umożliwia zrealizowanie zamierzonego przez Jupitera celu. Sam mechanizm sparafrazowania tekstu przez Kleista jest znaczący. Wybrał on tekst literacki istniejący w tradycji. Zakorzeniony w świadomości jako komedia omyłek - sprawnie wykorzystująca sytuację podwojenia tożsamości do stworzenia serii zabawnych sytuacji. Dodatkowo historia o Amfitrionie jest dużo mniej znana niż skutki tej opowieści, czyli dzieje Herkulesa. Mówi, więc o czymś znajdującym się na marginesie tradycji, czego obraz jest kształtowany w sposób zapośredniczony przez inną opowieść.

Taka konstrukcja mitu i wcześniejszych dramatów pozwoliła Kleistowi dużo łatwiej zastanawiać się nad tematami, które nad molierowsko - plautowski schemat bardzo subtelnie nadpisał. Dramat porusza kwestię tożsamości i sposobów jej kształtowania chociażby przez mit, religię, czy tradycję; funkcjonowania boskości w świadomości społecznej, zawikłanych relacji człowieka wobec potrzeb metafizycznych, mechanizmu narzucania określonego sposobu postrzegania świata wobec zarówno zbiorowości jak i jednostki, czy choćby procesu powiązania boskości z konkretnym, zmysłowym wyobrażeniem, czyli inaczej mówiąc zdolności pojmowania przez jednostkę Absolutu.

Dramat von Kleista reżyser Wojtek Klemm przeniósł we współczesną przestrzeń estetycznie dającą się opisać w kategoriach telewizyjnego show, teleturnieju, bigbrotherowego studia, czy "stand up comedy".

Scenę wypełnia centralnie ustawiony okrągły podest, przedzielony w połowie zwisającymi na kształt estradowej kurtyny plastikowymi żaluzjami. Nad nimi widnieje ogromny napis "It's not you, it is me". Spektaklową scenografię dopełniają dwa wysunięte z przodu sceny mikrofony. Taki gotowy dyspozytyw będzie nam towarzyszył przez cały spektakl, z tą jedną innowacją, że półokrągły pusty podest w pewnych momentach obraca się wypełniając się pochylonymi lustrami. Dla Kleista przestrzenią kształtującą pamięć zbiorową był mit i literacka tradycja. Dziś nasze wyobrażenie o świecie programuje telewizja, media i przemysł rozrywkowy.

Ten tok myślenia zostaje kontynuowany także w sposobie charakteryzowania postaci. Amfitron (Błażej Peszek) ubrany w długi, czarny skórzany płaszcz, przypomina trochę postać z komiksu "Punisher", zaś Merkury (Arkadiusz Brykalski) i Jupiter (Adam Nawojczyk) ubierają się jak co rusz pojawiający się w telewizji znani celebryci.

Dziś naszą tożsamość buduje masowy, szeroko rozumiany kulturowy aparat, a zewnętrzna powłoka - obraz ukształtowany przez system jest ważniejszy niż prawdziwa tożsamość. Dlatego dzisiaj Amfitrion nie musi być grany przez jednego aktora. To kim jesteśmy można nam wmówić, świadomość obrazu i odbierania jednostki można ukształtować. Nasza personalność zależy od tego, jakie miejsce zajmujemy w strukturze społeczno - kulturowej. Tożsamość jest kategorią płynną, a więc może zostać zmanipulowana - i nie potrzeba do tego bogów tylko ludzi, którzy potrafią tak rozumiany wizerunek kreować. Współczesny Jupiter będzie występował w świetnie skrojonym modnym garniturze, a jego władzą będzie właśnie umiejętność "wmówienia" hasła górującego nad sceną - "to nie jesteś Ty, to jestem ja". W "sceniczno-estradowych" lustrach nie ma prawdziwego obrazu, a jedynie rozmazane, fragmentaryczne odbicia.

Jednak jak już wynika z opisu, takie ustawienie spektaklu czyni go niezwykle jednoznacznym. Spłyca problemy, które występują w tekście dramatu. Stwierdzenie, że współczesna metafizyka rozgrywa się w fikcyjnym obrazie i postawienie tej tezy zaraz na początku spektaklu za pomocą tak konkretnej scenografii i wizerunku bohaterów podporządkowuje jej wszystkie nitki rozwijane w przedstawieniu. Przykładowo rozmowa Jupitera z Alkmeną dotyczącą sposobu ukonkretniania wyobrażeń religijnych ("modliłaś się do boga - czy w pod postacią boga wyobrażałaś sobie Amfitriona?") w tym kontekście bardzo mocno ociera się o banał.

Główną i najpoważniejszą wadą tego spektaklu wydaje mi się właśnie to, że wyraża pewne myśli niezwykle dobitnie i przez to zaciera wieloznaczność i rozległość problemów zawartych w dramacie Kleista. Rozumiem, że reżyser szukał ekwiwalentu do ich przedstawienia ponad dwieście lat po powstaniu tekstu - jednak postawił zbyt jednoznaczne i zamykające tezy. Kleist pisał o uwięzieniu tożsamości przez język, kształtowania przez te same słowa odmiennej percepcji odbioru - pokazał to przez sam mechanizm parokrotnego opisywania i przedstawienia tych samych sytuacji. Klemm dodaje do tego powtarzanie kwestii w różnych językach. W kontekście całego spektaklu daje to proste stwierdzenie, że wykluczenie przez język polega na wykluczeniu języka narodowego na rzecz języków uniwersalnych w zglobalizowanej i przez to oczywiście alienującej rzeczywistości. Ten mechanizm niestety jest dominantą całego przedstawienia. Brak jest zabiegów, które stwierdzenia te by pogłębiły, zmusiły widzów do zastanowienia. Pobudziły do próby odkrycia procesów, a nie przyjmowania gotowych odpowiedzi.

Dlatego też po wyjściu z teatru powstaje wrażenie pustki. Poczucie, że pod całkiem sprawnie zrealizowaną teatralną powłoką tak naprawdę nie kryje się nic więcej poza kilkoma oczywistymi prawdami. Nie trzeba pisać (i to w przypadku tego przedstawienia nie jest wcale metaforą), że nasza tożsamość jest narzucona - lepiej byłoby pokazać jak to się dzieje.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji