Artykuły

Wakacje na mocnych prochach

To jeden z najbardziej depresjogennych spektakli, na jakich byłam od dobrych paru lat - o "Plaży" w reż. André Hübnera-Ochodlo w Teatrze im. Adama Mickiewicza w Częstochowie pisze Julia Liszewska z Nowej Siły Krytycznej.

Sztuka duńskiego dramatopisarza - Petera Asmussena, nie należy do tych najbardziej optymistycznych. Ot, dwie pary spotykają się na jakimś nadmorskim zadupiu, ale zamiast nabierać opalenizny i zbierać muszelki, wolą sobie komplikować życie. Czwórka ludzi - samotnych, choć w parach, zmagających się z własnymi obsesjami, goniących za złudnymi przyjemnościami, które zamiast uszczęśliwiać - niszczą. Sztuka optymistyczna nie jest, przedstawienie Andre Hubnera-Ochodlo - tym bardziej. To jeden z najbardziej depresjogennych spektakli, na jakich byłam od dobrych paru lat. Krzyk, ból, łzy, szarpanina i zgrzyt paznokci po szkle... Toż to nawet mistrz Lars von Trier, w swoim najbardziej brutalnym dziele - "Przełamując fale"(do którego Asmussen napisał scenariusz), serwuje nam finał z nadzieją w tle, a u pana Andre - tylko "ciemność widzę, ciemność".

Jasną stroną przedstawienia jest scenografia - przemyślana, dopracowana, ciekawie współgrająca z aktorami. Na pierwszym planie dwa identyczne, bezpłciowe pokoje hotelowe, w głębi za szybą - hotelowy bar. Bar, w którym, jak u Osieckiej, wiele się dzieje, w którym zdrada goni zdradę, rozpacz miesza się z kawą zamiast cukru, a głosy bohaterów dochodzą do publiczności jakby z oddali, przefiltrowane przez grube szkło, które czyni je nierealnymi, jak z innego świata.

Bohaterowie mówią do siebie, ale jakby się nie słyszeli, nie rozumieli, traktują się jako chwilowo potrzebne, choć częściej zbędne przedmioty, a egoizm prowadzi ich do skrajnej samotności. Dopiero gdy Jan zostaje sparaliżowany, a Benedicte schodzi z tego świata w bliżej nieokreślonych okolicznościach - dopada ich chwila refleksji i zauważają drugiego człowieka - jako człowieka.

Gdyby nie zaserwowana przez reżysera gra krzykiem, spazmem i szamotaniną, zapewne widz również mógłby doznać chwili refleksji. Niestety, gdy krzyki ustają, nikt już nie ma ochoty się zastanawiać, ma się po prostu dość.

Dużą rolę w spektaklu odgrywa fotografia - bohaterowie robią sobie zdjęcia. Nie są to jednak kolorowe, wesołe pocztówki z wakacji - to urlop w krzywym zwierciadle: obrazy pijatyk, wykrzywione twarze, nieobecne oczy. Smutna rzeczywistość utrwalona na kliszy.

Bo rzeczywistość w przedstawieniu jest tak potworna, że ociera się o jakąś makabryczną groteskę. Po pewnym czasie wyłącza się skupienie, kolejne obrazy nie docierają - włącza się instynkt samozachowawczy, który przerywa odbiór. Za dużo tych potwornych obrazów - atak epilepsji, przedmiotowy seks, upijanie się "na zimno". Jaki w tym cel ?

Andre Hubner-Ochodlo (dyrektor sopockiego Teatru Atelier) chyba już na stałe współpracuje z Teatrem im. Mickiewicza. "Plaża" jest trzecim przedstawieniem w tym sezonie (po "Wilkach" Osieckiej i "Szarym aniele" Moritza Rinke), które reżyseruje. Nie wiem, czy ta współpraca wyjdzie częstochowskiemu teatrowi na dobre, wszak powierzanie realizacji dużej części repertuaru jednemu reżyserowi, prowadzi do monotonii i nie służy rozwojowi teatru, bo opiera się na jednym sposobie postrzegania. No, chyba że jest to reżyser wybitny...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji