Artykuły

Niezapomniani

Byli wytworni, pełni przedwojennego uroku. Finezyjnym poczuciem humoru i lirycznymi piosenkami przypominali, że poza szarością dnia powszedniego istnieje piękny i barwny świat. Niedawno odszedł ostatni z nich. I stało się jak w anegdocie: "Takich grzecnych ponów to jus ni ma".

Gdy telewizja przypomina te czarno-białe taśmy sprzed ponad 40 lat, oglądamy je z łezką w oku. Wraz z panami w cylindrach nucimy o radościach w życiu staruszka, podkreślamy dobrodziejstwa miłości kolektywnej, zachęcamy Kaziów do kochania i to bez względu na porę roku. Nawet rządowi notable (których poprzednicy, bywało, z oburzenia rzucali kapciami w telewizor, gdyż dobre maniery i głębokie dekolty, szczególnie Kaliny Jędrusik, budziły ich proletariacki sprzeciw) zgadzają się, że piosenka jest dobra na wszystko. Pod warunkiem, że słowa połączyli z dźwiękiem kompozytor - Jerzy Wasowski i "ten drugi" - Jeremi Przybora. I oprawili je w urzekające finezyjnym humorem dialogi.

"Kabaret Starszych Panów to fenomen" - uważa Zofia Kucówna, aktorka, która - jak sama to ujmuje - miała zaszczyt wystąpić w jednym z kabaretowych wieczorów. "To wyraz tęsknoty za czymś, co przestało istnieć. Jak w anegdocie o gaździe z Bukowiny, który na pytanie, co najchętniej ogląda w telewizji, odpowiedział: - "Kobrę" i "Kabaret Starszych. Panów". Dlaczego Kabaret? - zdziwił się pytający. A bo takich grzecnych ponów to jus ni ma."

Panowie A i B (w programie nie mieli imion) zyskali więc sympatię ludu, ale nie tylko. Bawili i śmieszyli, ale też łagodzili obyczaje, stanowili odtrutkę na szarość i bylejakość ówczesnej rzeczywistości.

"Tworząc kabaret, nie mieliśmy pojęcia, jaki on będzie" - napisał Przybora w "Memuarach". "Zasadniczo przyświecała mi idea zabawienia siebie i odbiorców przez oderwanie się (...) od panoszącego się wokół nas prostactwa. Ale nie miała być to kampania przeciw czemukolwiek." Wasowski narodziny Kabaretu wspominał krótko: "Wymyślił go Przybora. On w ogóle wszystko wymyśla. Ja tylko wyrażam swoje wątpliwości. Mniejsze lub większe".

W październiku 1958 r., gdy odbyła się premiera Kabaretu, ani Wasowski, ani Przybora nie byli młodzieńcami, ale do tytułowej "starszości" było im daleko. Obaj ledwo co wkroczyli w wiek średni - Wasowski miał 45, a Przybora 43 lata. Skąd więc STARSI? "Nawiązywaliśmy tą nazwą do czasów i środowisk, z których obaj się wywodziliśmy, do przedwojennego sposobu bycia i obyczajowości tamtego czasu" - tłumaczył Przybora.

Ocalałe taśmy Programy Kabaretu Starszych Panów nagrywano dość prymitywną metodą telerekordingu. Jakość nagrań była więc fatalna. Podczas przechowywania w telewizyjnych magazynach zniszczeniu uległa prawie potowa taśm. Niewiele z nich udało się ocalić. Część nagrań po prostu przestała istnieć.

Zofia Kucówna śpiewała piosenkę "Kaziu, zakochaj się". Do prawa "własności" przyznawało się trzech "Kaziów": Marianowicz, Kutz i Brandys. Przybora

pytany, komu ją dedykował, wykręcał się od odpowiedzi.

Wyrazem tęsknoty za elegancją i urodą przedwojennej rzeczywistości byłtakże strój: długi żakiet z zaokrąglonymi połami, zwany jaskółką, i sztuczkowe spodnie, na które tkaninę - jako że w sklepach nie można jej było kupić - ręcznie malowano w paski. Do tego cylinder, laseczka, kwiat w butonierce. Oczywiście znaleźli się krytycy "archaicznego ubioru". "To jakieś nieporozumienie" - odpowiadali Starsi Panowie. "Jesteśmy ubrani jak najbardziej współcześnie i bardzo wytwornie. To nie jest żaden strój z myszką. To po prostu wytworny strój eleganckiego świata." Rodzimy "elegancki świat" nosił wtedy paltoty w jodełkę i maciejówki.

Nie pożałuje pan

Współpraca Przybory i Wasowskiego - jeszcze zupełnie młodych - nawiązała się w końcu lat 40., ale ich znajomość datuje się sprzed wojny. Spotkali się we wrześniu 1939 r. w Polskim Radiu. Pierwszy był spikerem, drugi realizatorem dźwięku. Po wojnie, w 1948 r., ich drogi zawodowe znów się zeszły. Wasowski zasiadał czasem za konsoletą, ale w zasadzie był już -jak o sobie mawiał - "inżynierem niepraktykującym": grał, komponował, miał za sobą epizody aktorskie. Przybora przygotowywał teatrzyk radiowy Eterek. Znając już muzyczny talent Wasowskiego, namówił go - nie było to łatwe - do współpracy. Tak zrodził się niezwykły duet kompozytorski. "Pracowali zawsze oddzielnie" - opowiada Maria Wasowska, żona Jerzego. "Przybora przynosił gotowy tekst programu z piosenkami i zostawiał Jerzemu. Bywało, że w roztargnieniu chował teksty do kieszeni i wychodził. Leciałam za nim wtedy po schodach, żeby je odebrać." Wasowski siadał do pianina i już po chwili szkicował wstępny zapis melodii. "Jerzy szybko znajdował melodię" - wspomina żona. "Długo natomiast trwała instrumentacja. Był perfekcjonistą i wszystko musiało brzmieć idealnie. Z drugiej strony telewizja, która wiecznie nie miała pieniędzy, naciskała, by instrumentów było jak najmniej. Musiał więc godzić jedno z drugim."

Wespół W Zespół

Pod koniec lat 50. Przybora dostał propozycję "pisania czegoś zabawnego" dla tworzącej się telewizji, a że była poparta zaliczką, przyjął ją bez wahania. To był początek Kabaretu Starszych Panów. Program spodobał się, padła więc propozycja cyklu. Ale nie od razu. Decydenci uznali bowiem, że Starsi Panowie są jednak podejrzani: prowokują strojem i poczuciem humoru. Programowi groziło zdjęcie z anteny. Uratowała go interwencja Adama Hanuszkiewicza, ówczesnego dyrektora artystycznego TVP. "Puśćcie program jeszcze dwa razy, a ludzie nie pozwolą wam go zdjąć z anteny" - przekonywał. To były prorocze słowa. "Potem wszystko poszło jak z płatka. Płatek był tego rodzaju, że nie było poza "mękami twórczymi" żadnych przeszkód. Nikt nam niczego nie utrudniał, nie rzucał kłód pod nogi, nie narzucał żadnych ograniczeń"- pisał Przybora.

W ciągu ośmiu lat powstało 16 odcinków Kabaretu. W pierwszym programie pt." Popołudnie Starszych Panów" wystąpili aktorzy, których nazwiska zaginęły już w mrokach niepamięci - nie pojawili się w następnych programach. W kolejnych pojawiały się i zostawały na stałe takie gwiazdy jak Wiesław Michnikowski, Barbara Krafftówna, Wiesław Gołas, Kalina Jędrusik (miała wtedy zakaz występów w telewizji, ale wobec oświadczenia Wasowskiego i Przybory, że bez niej kabaretu nie będzie, władze ustąpiły!), Edward Dziewoński, Mieczysław Czechowicz, Irena Kwiatkowska. Obok nich błyszczeli: Wrzesińska, Rylska, Szczepkowski, Leśniak, Roszkowski, Stępowski, Pawlik, Śmiałowski oraz gościnnie Aleksandra Śląska i Zofia Kucówna.

"Pamiętam, jak dostałam telefon z biura angażowania z telewizji: - Pani Zosiu, proponujemy pani udział w Kabarecie. Prawie zemdlałam z radości" - wspomina Zofia Kucówna. "To było wyróżnienie. Być w Kabarecie, w tej grupie wtajemniczonych, to była nobilitacja."

Lekkość bytu

"Męki twórcze" dotyczyły najpewniej tylko autorów Kabaretu, bo występujący w nim aktorzy wspominają pracę jako przyjemność, zaś o atmosferze na planie mówią "niepowtarzalna". "Przyzwyczajona do, nazwijmy to, rzetelnej roboty na próbach, byłam ciężko przestraszona, jak dojdzie do premiery" - opowiada Zofia Kucówna. "Nie przypominam sobie, żeby mnie ktoś reżyserował w teatralnym rozumieniu tego słowa. Opowiadaliśmy sobie, co mamy zamiar robić, i robiliśmy to. Przy okazji omawiało się wiele spraw, wymieniało ploteczki, komentarze. Wasowski miał znakomity dowcip, taki "z cicha pęk". Kalina też jak coś powiedziała, to było w dziesiątkę. Gołas rozśmieszał nas wszystkich. Raz śpiewał krakowiaka. Czapka przesunęła mu się na głowie, wstążki zasłaniały oczy. On odrzucał je w sposób tak zabawny, że wszyscy "Ugotowaliśmy się" ze śmiechu. Następny wykonawca miał trudne zadanie - programy szły przecież na żywo."

Do legendy przeszedł striptiz Kaliny Jędrusik zainscenizowany dla Jeremiego Przybory. Ofiarą padł elektryk, który na widok "czarów jej wszystkich" o mało nie zleciał z drabiny. Panowie siedzący w reżyserce tchu złapać nie mogli. "Przykrywała się wprawdzie dłońmi, ale na szczęście miała małe dłonie" - opowiadali. "Dowcipy fruwały w powietrzu. Po prostu zaczarowany świat" - podsumowuje Agnieszka Fitkau, początkująca wtedy aktorka, której w ostatniej emisji Kabaretu (w lipcu 1966 r.) przypadła rola dziewczyny zamykającej drzwi za Starszymi Panami.

Dlaczego Kabaret się skończył? "Tak naprawdę nie znam przyczyny. W słowa Jerzego: "Starzeję się, poszukaj sobie innego komika" nie wierzę" - odpowiadał na to pytanie Przybora. Szesnasty spektakl był więc ostatnim. Przez dwa lata Przybora prowadził podobne do Kabaretu "Divertimenta", potem "Teatr Nieduży". Wasowski pisał muzykę, ale już nie brał w nich udziału. Dał się jeszcze namówić w latach 1978 - 81 do nagrania kolorowej wersji kabaretu, ale radość z jego tworzenia już się nie powtórzyła. Zmarł w 1984 r. Po nim odchodzili inni...

Bez Ciebie. Przybora poświęcił się odtąd głównie pisaniu. Jeszcze wiatach 50. pisał scenariusze do filmów "Ewa chce spać" i"Żołnierz królowej Madagaskaru", a w latach 60. - do "Upału" reżyserowanego przez Kazimierza Kutza. Teraz z Magdą Umer przygotowali spektakl poetycki "Zimy żal". Powstały też trzytomowy pamiętnik pt. "Memuary" i libretto oraz teksty piosenek do musicalu "Piotruś Pan".

Pracował w swoim ukochanym letnim domu nad Pilicą, na tarasie z widokiem na rozległe łąki i "kwitnący co tchu" ogród zaprojektowany i pieczołowicie pielęgnowany przez jego żonę, Alicję Wirth. Po śmierci żony stracił chęć do pracy. "Nie mam dla kogo tworzyć" - powiedział. Odszedł z tego świata w marcu tego roku, prawie dwadzieścia lat po Wasowskim.

Nie ma już Starszych Panów. Teraz swoim wdziękiem i liryzmem obaj urzekają anioły.

Och, Kalina

Dołączyła do Kabaretu w piątym odcinku. "Marzyłem, by znalazł się ktoś, kto zaśpiewa piosenkę "Nie odchodź" - wspominał Jeremi Przybora. - Może Dygatowa - zaproponował ktoś. "Zaśpiewała tak, że - jak to się mówi - nas z Jerzym zatkało. Od razu zadomowiła się w kabarecie." W każdym programie śpiewała co najmniej dwie piosenki, które potem nuciła cała Polska: "Bo we mnie jest seks", "Romeo", "Nie pożałuje pan". Jej interpretacja i kreacje budził oburzenie partyjnych decydentów.

Dwie i pół setki piosenek

W sumie spod piór tej spółki autorskiej wyszło aż 250 piosenek. Pięciopłytowy album z kabaretowymi przebojami wydany w 2002 r. zyskał status platynowej płyty. Przybora najbardziej lubił "Adio, pomidory", "Już kąpiesz się nie dla mnie" i "0, Romeo". Szkoda, że historii powstania przebojów Kabaretu nie pamięta już prawie nikt.

Starsi Panowie w Internecie: http://film.onet.pl

Ostatni taki Pan

Jeremi Przybora urodził się w 1915 r. w Warszawie w rodzinie z tradycjami. Przygotowywał się do kariery dyplomatycznej, ale nie miał do tego przekonania. W 1937 r. wygrał konkurs na spikera i związał się z Polskim Radiem w Warszawie. Po wojnie przez kilka lat prowadził w rozgłośni bydgoskiej bardzo popularną audycję satyryczną "Pokrzywy nad Brdą". W 1948 r. wrócił do Warszawy i tu spędził resztę życia. Zmarł 4 marca. Można chyba powiedzieć, że od ponad dwóch lat, czyli od śmierci ukochanej żony Alicji, przygotowywał się na tę chwilę. "Nie lubił" bez niej żyć. Nie umiał bez niej tworzyć. Alicja Wirth była trzecią żoną Jeremiego, ale - jak mawiał - jedyną kobietą jego życia. Poznali się na planie Kabaretu Starszych Panów. Alicja robiła scenografię do kilku ostatnich programów. Potem, już jako żona - scenografię do "Divertimento" i "Teatru Niedużego". Znów są razem.

Lubił mówić o sobie "lirycysta". Pożegnaliśmy go 12 marca 2004 r.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji