Artykuły

Aktor w teatrze jest nikim. To nowa moda

- Całą akcję wymyśliłam na próbie generalnej. Wcześniej nie miałam szansy zobaczyć całej sztuki. To jest nowa moda w teatrze - teksty powstają na żywo i aktor podchodzi do prób, nie wiedząc właściwie w czym gra. Czyli jest nikim. Mimo pozornych prób, teksty dostaliśmy kilka tygodni przed premierą - Joanna Szczepkowska specjalnie dla "Metra" opowiada to, czego nie powiedziała na żywo u Tomasza Lisa, bo jej przerwano.

W poniedziałkowym programie "Tomasz Lis na żywo" przyznała się pani, że podczas słynnej premiery "Persona. Ciało Simone" w Teatrze Dramatycznym w Warszawie nie tylko obnażyła pani pośladki, lecz także pokazała gest "heil Hitler". Tego nikt nie zauważył. Twierdzi pani, że nie miała szansy wytłumaczenia tego w telewizji.

- Tak. Wielu rzeczy nie zdążyłam powiedzieć. Całą akcję wymyśliłam na próbie generalnej. Wcześniej nie miałam szansy zobaczyć całej sztuki. To jest nowa moda w teatrze - teksty powstają na żywo i aktor podchodzi do prób, nie wiedząc właściwie w czym gra. Czyli jest nikim. Mimo pozornych prób, teksty dostaliśmy kilka tygodni przed premierą. Oglądając próbę, zobaczyłam scenę, w której młody chłopak krzyczy "Holocaust milion krzyży". Krzyczy to jednym tchem, jakby nie rozumiał, że Holocaust i milion krzyży to dwa raczej sprzeczne pojęcia. Holocaust to zbrodnie na Żydach. Milion krzyży to inna tragedia.

Zapytałam Lupę, czy wie, co jego aktor krzyczy. On na to, że problem w tym, że za mało jest amoku w jego krzyku. Czyli tylko forma. Jeśli dwa lata spędza się na przygotowaniu sztuki, to myślę, że reżyser powinien dokładnie wytłumaczyć aktorowi, co to jest Holocaust. Żeby znać granice, które przekracza. Myślę, że to jest kolejny temat do rozmowy - reżyserzy, nawet bardzo utalentowani, nie słyszą tego, że dla aktora ich prowokacje są puste. A co za tym idzie, dla widowni też. Zdecydowałam się na gesty dla mnie nieprzekraczalne. Moi rodzice przeżyli wojnę. Większość rodziny zginęła. "Heil Hitler" to symbol amoku, w którym nawet zbrodnia staje się konieczną codziennością.

Po co była ta prowokacja? Mało kto ją zauważył.

- Dziś żadna prowokacja nie ma siły rażenia. Jest nużąca, jesteśmy na nią uodpornieni. Posłużyłam się tylko tekstem autora, czyli Lupy: "tu jeszcze dalej możesz iść" jest powtórzone trzy razy. I dotyczy przekraczania granic. Krystian Lupa w roli Simone zobaczył głównie siebie i dopisał jej tekst o sobie. A Simone Weil to była właśnie osoba przekraczająca granice znacznie bardziej i boleśniej niż wynika to osobistego życiorysu reżysera. Czym on płaci za swoje życie? Dobrymi honorariami i opieką państwa. Czy ma prawo podłączać się pod osobę, która za swoje przekonania płaci życiem?

Wszyscy zajęli się komentowaniem pani pośladków, a nie tym, co za tym stało.

- Nie jest tak źle. Siła dyskusji, która się rozpętała, przerosła moje oczekiwania. Myślę, że to jest też rozmowa nie tylko o sztuce, o miejscu, jakie zajmuje aktor - to jest rozmowa o cywilnej odwadze, którą tracimy, przy okazji tracąc też godność. Ja mam wrażenie, że szkoda naszej historii na taką postawę.

Poniosła jednak pani porażkę, duża cześć środowiska odwróciła się od pani, choć przemawiała pani w jego imieniu.

- Porażka była wliczona w ryzyko. Ja nie zrobiłam tego po to, żeby odnieść sukces. Chciałam pokazać, że porażka też jest twórcza. Bo jest. A ze środowiskiem nie jest tak źle. Ciągle ktoś dzwoni, pisze, solidaryzuje się, zresztą nie tylko w środowisku - odzywają się widzowie. Bo przecież tutaj nie chodzi o to, żeby blokować twórcze eksperymenty. Chodzi o to, że reżyser, który za granicą daje sobie radę z terminami i dyscypliną, tutaj czuje się z tego zwolniony, bo wie, że nikt nie zaprotestuje. Chodzi o to, że nie możemy kierować się tylko efekciarstwem. Musimy pracować z szacunkiem dla widza tutaj i teraz. Niestety, młode środowiska twórcze są bardziej hermetyczne niż kiedykolwiek. W imię "równości i tolerancji" tworzą manifesty, które tak naprawdę są zamknięte na różnorodność teatru. Piszą o konieczności tolerancji np. "ze względu na wiek", a na swoje forum wpuszczają tylko z metryką własnego pokolenia.

Starsze pokolenie chce, żeby została pani prezesem Związku Artystów Scen Polskich.

- Kiedy ja wcale nie chcę być prezesem ZASP-u! Po prostu jest taka propozycja, a ponieważ wygląda na to, że ja mam do praw aktora silny, emocjonalny stosunek, więc nic dziwnego, że jestem uznana za idealną osobę do tego, żeby poświęcić życie na utarczki prawne. Powiedziałam, że się zastanowię, bo i tak ciągle coś komuś załatwiam. Kiedy kogoś zwalniają ze stanowiska dyrektora teatru w Polsce, to dzwoni do mnie - może coś pomożesz. I ja dzwonię do ministerstwa - tak po prostu, jako ja - i rozmawiam, choć tak naprawdę nie znam tam nikogo. Ale ja się nie nadaję za biurko. ZASP-u, czyli stowarzyszenia aktorów, żal o tyle, że młodzi się nie zapisują i nie czują, że w razie konfliktu jest jakieś ciało odwoławcze. We władzach powinni być ludzie z autorytetem zawodowym. Tyle że to stanowisko honorowe, a pracy jak dla górnika. To też trzeba zmienić. Z tym, że ja wolę pisać wiersze.

A będzie pani grać dalej?

- Na razie takim centralnym tematem jest Teatr Dramatyczny w Warszawie. Usunęli mnie tam już ze wszystkich spektakli, także z roli Białej Królowej w sztuce na podstawie "Alicji w Krainie Czarów". A rola jest całkowicie autorska, tekst śpiewanej przeze mnie piosenki też. To prowokuje pytania o plagiat aktorski. Ale liczę się z tym, że po prostu ten teatr siłą emocji związanych ze "skandalem" jakoś się podniesie, inaczej mówiąc, sami się podniosą, a mnie wykolegują i zaliczą do przygodnych wariatów. Simone zagra za mnie Maja Ostaszewska, świetna aktorka. Ma dużo czasu na przygotowanie roli i to jest coś, czego zazdroszczę. To, że za mnie gra, że podjęła taką decyzję, jest oczywiście też jakimś głosem w tej sprawie. Może głosem pokolenia, może teatralnego nurtu, może manifestacją stosunku do Krystiana Lupy. Podejrzewam, że mają też czas na zmiany w tekście i w tym, czego spektaklowi brakowało. Potem na gratulacje, na brawa, na sukces. Tak czy inaczej, nareszcie zaczęła się jakaś dyskusja. I o to chodziło.

(...)

Całość w Dzienniku Metro.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji