Z perspektywy 30 lat
Kilka razy w roku, mniej więcej raz w kwartale (choć nie jest to ściśle przestrzegane), poniedziałkowy Teatr Telewizji sięgając do archiwum wraca do spektakli prezentowanych już kiedyś w telewizji. Odbywa się to w ramach cyklu "Nasza klasyka", do którego wybierane są spektakle te, które warto raz jeszcze obejrzeć.
Wczoraj zaprezentowano "Zegarek" Jerzego Szaniawskiego. Po raz pierwszy spektakl ten emitowany był w 1961 r. Warto dodać, iż tamta emisja odbywała się na żywo, a dzięki temu, że podczas prezentacji jednocześnie rejestrowano ten spektakl na taśmie filmowej - wczoraj mogliśmy zobaczyć "Zegarek" powtórnie. A wielu z nas obejrzało go po raz pierwszy. Od czasu premiery wszak upłynęło już ponad 30 lat. Urodziło się i wyrosło nowe pokolenie.
30 lat to dużo zarówno w jednostkowym życiu człowieka, jak i w sztuce, zwłaszcza teatralnej. Ale te 30 lat chyba najbardziej widać w tzw. technice telewizyjnego przekazu jak i w stylistyce środków wyrazu. Teatr Telewizji to specyficzny gatunek różniący się zasadniczo od teatru żywego planu i od filmu. Gatunek ten pieczołowicie przez lata wypracowywał sobie własne miejsce, własny "alfabet", własną stylistykę, którą dziś znakomicie się posługuje. Trzydzieści lat w Teatrze Telewizji to właściwie parę epok.
Pokazany wczoraj spektakl uzmysłowił nam (na co dzień się o tym nie pamięta), że nasz teatr telewizyjny posiada już swoją własną historię. Nie napisaną wprawdzie w książkach, ale zarejestrowaną na taśmach, kasetach. To niezwykle cenny dorobek, myślę, że doceniany nie tylko przez krytyków, teatrologów i historyków teatru.
Jeśli chodzi o sam spektakl, to jego największym walorem jest, oczywiście, obsada. Wielki aktor Kazimierz Opaliński, Tadeusz Łomnicki, Antonina Gordon-Górecka, to piękny zestaw aktorskich osobowości. Sztuka Jerzego Szaniawskiego (pierwotnie tekst napisany był jako słuchowisko radiowe), ze swą bardzo prostą, a nawet można powiedzieć dość bananie dziś brzmiącą fabułą, jest zarazem pewną wykładnią etyczną, odwołaniem się do wartości wyższych jednocześnie stanowi dobry pretekst, by pomówić o relacjach zachodzących między prawdą a kłamstwem.