Artykuły

W labiryncie z Mistrzem

Dlaczego Jerzy Grotowski? Dlaczego żywot i sprawy twórcy Teatru Laboratorium stały się, jak należy rozumieć, wdzięcznym materiałem dla Bronisława Wildsteina? Skąd ta inspiracja, co pisarzowi po niej, dokąd go zaprowadzi, co tutaj - mówiąc nieelegancko - można ugrać? - o książce "Mistrz" pisze Dariusz Nowacki.

Na kartach powieści pojawia się podwójna motywacja. "Przynieś mi jego skalp! - wykrzykiwał podniecony Johnson. - To jest to, czego potrzebuje nasza publiczność! Nasi wyznawcy czekają na cud" - czytamy zaraz na początku. Ów Johnson to amerykański producent telewizyjny, jego rozmówcą jest francuski dziennikarz i zarazem główny, choć nie tytułowy, bohatera "Mistrza". Ci dwaj cudzoziemcy dyskutują o pewnym pomyśle: chodzi o to -jak podpowiada, a raczej żąda producent - żeby zrobić z Macieja Szymonowicza, postaci wzorowanej na Grotowskim, "największą, transoceaniczną gwiazdę" , szamana w wielkim show-biznesowym stylu. Z kolei ów francuski dziennikarz, Paul Tarois, niegdyś związany z Instytutem Szymonowicza, dostrzega w medialnym przedsięwzięciu, o którym dyskutuje się na początku powieści, swój osobisty interes, czysto psychologiczny zresztą, bo też powrót do spraw z odległej przeszłości (odległej, gdyż czas świetności Instytutu to lata 70.) ma dla niego bez mała wymiar terapeutyczny. Okazuje się bowiem, że przygody duchowe, jakich doświadczył w Polsce przed wieloma laty, były najważniejszymi zdarzeniami w jego nudnym i jałowym życiu. Paul chce po raz drugi wejść do tej samej rzeki, pragnie uleczyć bądź wzmocnić swą nadwątloną, karłowatą duszę.

Podwójna motywacja, o której tu mowa, jawi mi się jako co najmniej naciągana. Oto mamy rok 1992 (czas akcji powieściowej) i dowiadujemy się od Amerykanina, że Szymonowicz "to bohater na nasze czasy". Dlaczego? Czytamy dalej: "Wyciągniemy go gdzieś z tych słowiańskich lasów, z postkomunistycznego chaosu wyłoni się prorok, jeden z tych, którzy przyniosą nam sacrum. Sprowadzą Boga na wyjałowioną ziemie, dla rzesz czekających i gotowych zapłacić każdą cenę. A my będziemy jego kapłanami. To w naszych szklanych świątyniach będzie odprawiał swoje msze". Zachodzę w głowę, kim wedle tego projektu miałby być Szymonowicz? Telewizyjnym kaznodzieją? Cóż to za fantastyczna idea? Nie pojmuję. Druga przesłanka również mnie nie przekonała. Wszak Paul nijak nie potrafi skomunikować się z własną pamięcią, nie wiemy, co właściwie zaszło kilkanaście lat wcześniej w mieście Uznań (pseudonim Wrocławia) i dlaczego to, co zaszło, naznaczyło tego wrażliwego Francuza na całe życie. Słowem, jedno i drugie raczej nie przekonuje, a skoro tak, to prawdopodobnie istnieje jakaś odrębna pisarska motywacja, której wprawdzie próżno szukać w obszarze fabuły, ale którą czytelnik możne przecież samodzielnie zrekonstruować. Dlaczego zatem Grotowski i krąg związanych z nim spraw? Być może dlatego, iż Wildstein zobaczył w fenomenie Grotowskiego niesamowity węzeł prawdziwie intrygujących problemów lub - precyzyjniej rzecz ujmując - nad wyraz pojemną metaforę nieprzejrzystości i nierozstrzygalności.

Kim naprawdę był tytułowy Mistrz? Co człowiek (przepytywany przez Paula w ramach jego wyprawy dokumentacyjnej po Polsce początku lat 90.) - to inna odpowiedź. "Niebezpieczny hochsztapler i komunistyczny szkodnik" -powie jeden świadek epoki. Inny dorzuci: "koniunkturalista", jeszcze, kto inny powie: "cyniczny gracz, biedny impotent" (by zacytować w tym miejscu tylko negatywne i zjadliwe opinie). Są też i dużo szersze kwestie. Dajmy na to: jak była możliwa wolność artystyczna i sztuka przez największe "S" w Polsce Ludowej? Dlaczego "drugiego przyjście mesjasza" nie będzie? To tylko niektóre pytania bez zadowalających odpowiedzi, pytania dręczące, poniekąd obsesyjne. W "Mistrzu" błądzi się ku różnym rozwiązaniom i konkluzjom, ale tylko błądzi. Innymi słowy, sprawa Grotowskiego, a właściwie zespół spraw Grotowskiego, to coś w rodzaju nierozwiązywalnego równania z wieloma niewiadomymi. Trudno się zatem dziwić, że pisarz dostrzegł tu dla siebie szansę.

Bronisław Wildstein zamanifestował - by tak rzec - niezobowiązujący stosunek wobec jednej z największych legend powojen "Mistrza" nie mogłem uwolnić się od myśli, że tak naprawdę nie o powieściowego Szymonowicza i osoby z nim związane chodzi. Wiele wskazuje na to, iż pisarzowi idzie raczej o możliwie szerokie wyświetlenie społecznego, politycznego czy - najszerzej - historycznego tła, o rekonstrukcję duchowego zaplecza i wszelkich okoliczności, jakie legły u podstaw owej legendy. I tu oczywiście natychmiast ujawnia się pewien kłopot. Otóż dla tych czytelników, którzy w najnowszej powieści Wildsteina chcą widzieć, mimo wszystko, historię Grotowskiego i jego współpracowników, swoistym ciałem obcym będą rozliczne wstawki o charakterze dyskursywnym i publicystycznym. Tyle że nie jest do końca jasne, co należałoby wziąć za owe "wstawki", a co za istotę przekazu literackiego. Podobnie mają się sprawy z bohaterami. W którymś momencie, gdzieś w połowie utworu, orientujemy się, iż kontrowersyjna osoba i równie kontrowersyjne czyny tytułowego "Mistrza" są w istocie pretekstem pozwalającym snuć zupełnie inne opowieści - te przedstawiające perypetie i sylwetki Piotra (Rybaka) oraz Pawła (Paul Tarois) w pierwszej kolejności.

Tak więc trudno powiedzieć, o czym właściwie traktuje najnowsza powieść Wildsteina. Wolno tutaj formułować najrozmaitsze domysły. Na przykład taki, iż utwór ten uzmysławia nam, jak skomplikowanym i w jakiejś mierze niemożliwym do przeprowadzenia zabiegiem jest dochodzenie do prawdy, i to jakiejkolwiek prawdy, a więc historycznej, artystycznej czy biograficznej.

Nadto wyświetleniu prawdy wcale nie sprzyja gromadzenie informacji lub poszlak. Im więcej dowiadujemy się czy to o tytułowym bohaterze, czy o Piotrze i Pawle, tym trudniej nam wyrobić sobie jakiś pogląd, nie mówiąc o ocenach. Z tego labiryntu sprzecznych wiadomości, poszatkowanych wspomnień i refleksji nie ma wyjścia.

"Mistrz" tedy to dość mroczna i - jeśli wolno tak powiedzieć - przyciężkawa powieść. Warto przy okazji zadać pytanie, czy aby rzecz ta nie została problemowo przeładowana? Chwilami można bowiem odnieść wrażenie, iż sam autor zabłądził w wykreowanym przez siebie labiryncie. Ale można także spojrzeć na kwestię znaczeniowej gęstości i wielopłaszczyznowości tego utworu całkiem inaczej: to, co mnie wydaje się wadą, łatwo przedstawić jako zaletę komentowanej tu powieści. Tak czy owak, "Mistrz" Bronisława Wildsteina z pewnością jest dziełem nietuzinkowym, książką poważną i raczej nieprzyjemną w lekturze. Wszak wszystko można o tym wieloznacznym i gęstym utworze powiedzieć, ale na pewno nie to, iż czyta się "Mistrza" jednym tchem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji