Artykuły

Koniec starożytnego świata

"Już się ma pod koniec starożytnemu światu - wszystko, co w nim żyło, psuje się rozprzęga i szaleje - bogi i ludzie szaleją" ...Pierwsze słowa "IRYDIONA", a ściślej - poetycką prozą napisanego wstępu do tego - określając za autorem -"w połowie dramatu, w połowie opisu i opowiadania" brzmią ze sceny jak wróżba, jak przepowiednia. Pojawia się też zaraz spowita, w czerń wróżka z talią kart w ręku, uważnie wybiera po jednej i odrzuca. Przed losem, jaki zwiastują nie ma ucieczki, on musi siej spełnić.

U Krasińskiego nie ma tej postaci, ale reżyser Krzysztof Babicki skorzystał z praw przysługujących inscenizatorowi. Nie tylko więc w tym szczególe odszedł od tekstu, proponując nam własną koncepcję utworu wskazując nowe możliwości interpretacyjne. Dzięki takiemu opracowaniu dzieło - niełatwe w lekturze, obszerne i trudne do przeniesienia na scenę, zmieniło się w ciąg krótkich, szybko po sobie następujących epizodów. Wyznaczają one bieg tragicznych wydarzeń, w których centrum stoi główny bohater i sprawca owego zamętu - Grek Irydion, "syn zemsty", pałający żądzą niszczenia, mściciel krzywd własnej ojczyzny typowy, romantyczny straceniec.

W galerii bohaterów naszej wielkiej literatury romantycznej nie był nigdy Irydion tak popularny jak Gustaw-Konrad, Wallenrod czy Kordian, chociaż więcej go z nimi łączy niż. dzieli. Nie przysporzyła mu jednak popularności ani wielce niedoskonała forma dzieła, ani też jego przesłanie zawarte w zamykającym całość epilogu, dosyć luźno związanym z resztą utworu. Bo oto nie z zemsty, a "z pracy wieków" powstać ma nowa rzeczywistość, dla której bohater daremnie przysiągł "rozkoszy nie mieć, przywiązania nie znać, litości nie słuchać lecz żyć po to tylko, aby niszczyć.

W Gdańsku, w Teatrze "Wybrzeże" Babicki po raz drugi zmierzył się z dramatem Krasińskiego. Dwa lata temu przygotował "Irydiona" we Wrocławiu, teraz mając już w tym względzie pewne doświadczenia, stworzył spektakl inny, ale odwołał się ponownie do pomocy Zofii de Ines Lewczuk (scenografia) i Zbigniewa Karneckiego (muzyka). Nie zrezygnował też z odtwórcy głównej roli, którą raz jeszcze powierzył młodemu Jackowi Mikołajczakowi. O ile współpraca z autorką scenografii i kompozytorem przyniosła efekty wręcz znakomite, to wybór aktora nie był chyba najszczęśliwszy. Tak przynajmniej można sądzić po obejrzeniu przedstawienia premierowego. J. Mikołajczak wydał mi się po prostu mało przekonywający w swych skazanych na klęskę zmaganiach z losem, nieprawdziwy w wahaniach i rozterkach, między odwagą, koniecznością, moralnym nakazem a odruchami serca, uczuciem. Blado wypadł więc w tej interpretacji dramat Irydiona, zdeterminowanego, "rozumnego szałem" i chęcią odwetu, a przecież także - sentymentalnego i refleksyjnego. Ten Irydion zdaje się chwilami być "zaprogramowaną" mechaniczną lalką, nie zaś postacią -złożoną psychologicznie, stojącą w obliczu ciągłych i jakże skomplikowanych wyborów. Wszystko to sprawia, że z tym większą uwagą śledzimy pozostałe osoby, wśród których na plan pierwszy wysuwa się oczy wiście Masynissa. Grany przez Henryka Bistę przeistacza się w toku rozwoju zdarzeń: z pełnego dostojeństwa, mądrości, spokoju doradcy-opiekuna staje się uosobieniem zła, piekielnej siły.

Przemiana ta dokonuje się powoli i zaznaczona jest bardzo subtelnie. Bo przecież ten bohater - Masynissa - ma charakter symboliczny i taką rolę w dramacie spełnia, a znakomity aktor taki właśnie wymiar konsekwentnie owej postaci nadaje. Na uznanie zasłużyła także w pełni para młodych artystów - Grażyna Jędras - bardzo dobra jako Kornelia oraz Jarosław Tyrański, którego Heliogabal jest wprawdzie odrobinę przerysowany, lecz bliski charakterystyce zawartej w autorskich przypisach: nuda, lubieżność, pomimo młodego wieku - starość uosobiona. Jego sługa - Eutychian - to już postać karykaturalna i groteskowa. Osobowością swoją przydaje spektaklowi trochę pikanterii i podobnie jak parę innych jeszcze scen ożywia go w sposób banalny i typowy dla współczesnej masowej sztuki popularnej. Tanie to, lecz uzasadnione chęcią zobrazowania rzymskiego zepsucia. A poza tym kontrastuje z dwoma światami: tym, który reprezentuje Aleksander (Florian Staniewski) - "ostatnia nadzieja i chluba Rzymu", szansą odrodzenia oraz tym, którzy tworzą chrześcijanie.

Irydion - z krzyżem na piersiach, sztyletem u boku, Irydion o twarzy współczesnego, zbuntowanego młodzieńca jest i tu, i tam. Irydion w narzuconym na ramiona wojskowym szynelu, Irydion zstępujący w finale do grupy wędrowców jako ślepiec szukający drogi białą laską. Kim jest, skąd przychodzi i dokąd podąża niczym mityczny Żołnierz-Tułacz? Inscenizacja Babickiego otwiera nową, oryginalną perspektywę interpretacyjną romantycznego dramatu, genetycznie związanego z klęską listopadowego powstania. Próbuje go odczytać, odkryć jakby na nowo, oswajając z przeszłością i czasem obecnym. I to się w pewnym sensie udaje, chociaż ostatecznie emocjonalnie pozostajemy chłodni. Pełni zaś podziwu dla logicznej, przemyślanej koncepcji inscenizacji - surowej i zewnętrznie prostej, zdyscyplinowanej wewnętrznie, zachowującej ; twórczo wykorzystującej atrybuty romantycznego dramatu z jego nastrojowością i ekspresją. Scenografia Zofii de Ines Lewczuk, nieskomplikowana i oszczędna - nie jest zwykłą dekoracją, lecz integralną częścią tej teatralnej realizacji, nośnikiem znaczeń i sensów. Takich, które odnaleźć łatwo i takich, o które można się spierać, szukając odpowiedzi na pytania wpisane w dzieło wieszcza, powracające na scenę w półtora wieku od chwili napisania.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji