Artykuły

Posłuchajcie bab, bo warto!

"Mamatango" w reż. zespołu na Scenie na Piekarach Teatru im. Modrzejewskiej w Legnicy. Pisze Krzysztof Kucharski w Polsce Gazecie Wrocławskiej.

Warto zacząć od początku. Dziewięć legnickich aktorek z identyfikatorami na lewej piersi siadło przy stolikach w galerii handlowej. Z legniczanami rozmawiały o tym, kim jest kobieta, co to małżeństwo, aborcja, życie, szczęście, miłość itd.

Powstał z tego prawdziwy paradokumentalny spektakl, do którego nie wtrącał się żaden przemądrzały "dramaturg". To, co legniczanie mówili, zostało przeniesione na scenę. Z dokładnością do przecinka. "Mamatango" to jasny spektakl, trochę śmieszny, trochę gorzki, a nawet dramatyczny, trochę karykaturalny i socjologiczny. Dobrze się go ogląda, choć nie ma on żadnej czytelnej fabuły - każda opowieść ma osobne życie, łączy je tylko punkt wyjścia. Spektakl przypomina dziennikarski reportaż, w poincie którego widz sam sobie musi odpowiedzieć na parę pytań albo przynajmniej skonfrontować odpowiedzi bohaterek z własnymi wyobrażeniami.

Mężczyźni w tych żeńskich odsłonach nie wyglądają najkorzystniej, ale czy to znaczy, że jest to feministyczny show? Nie mogę być tu sędzią. Wychowałem się wśród kobiet i zawsze brałem ich stronę. Najnowsza premiera legnickiego Teatru Modrzejewskiej skojarzyła mi się ze śladem prowadzącym do teatralnego filmu "Dogville" Larsa von Triera. Nie jest to, broń boże, jego prymitywna kalka. Każda z aktorek, jak mieszkańcy Dogville, ma swoją przestrzeń: mieszkanie, ogródek, przystanek autobusowy, ścianę wspinaczkową itp. Wyraźnie oznaczoną, ale też spotykają się w "mieście" jakiejś przestrzeni neutralnej.

Wszystkie panie świetnie poradziły sobie z tym nie tylko teatralnym wyzwaniem, ale same też sprowokowały rodzaj "meczu". Joanna Gonschorek (Pani J.) gra autystyczne dziecko fantastycznie, bez ćwierć nuty fałszu, ale to znakomita aktorka, więc trudno się znów tak dziwić, że jest wspaniała. Siłą naturalności nastolatki bije wszystkie konkurentki Zuza Motorniuk (Pani I.), bo w tym monologu jakby najłatwiej o sztuczne tony. Pierwszy nieco satyryczny portret kobiety pokazuje Magda Biegańska (Pani D. i współautorka pomysłu spektaklu razem z Anną McCracken) poszturchując się z mężem w ułożonym według jej dyktanda małżeństwie.

Dalej jeszcze idą i to na granicy dobrego smaku, konwencji dokumentu i kabaretu: Ewa Galusińska (Pani K.) w roli prymitywnego dresiarza, uciekając jednak od schematów, oraz Małgorzata Urbańska (Pani G.) jako snobka w pierwszym pokoleniu. Do tej bogatej gamy postaci doskonale wpisała się Anita Poddębniak (Pani F.) ze swoją chropowatą opowieścią o życiu. To moje największe zachwyty.

Mężczyźni w tych żeńskich odsłonach nie wyglądają najkorzystniej, ale czy to znaczy, że jest to feministyczny show?

Wyjątkowej i poetyckiej aury całemu przedsięwzięciu nadaje brawurowy song Zuzy Motorniuk (Pani I.) o aborcji, w którym perkusją jest dźwięk odbijanej piłki, a linię melodyczną prowadzą różne szurania z solówkami na inne naturalne efekty oraz w finale dramatyczne w symbolice tytułowe, zbiorowe mama-tango, w którym nie ma mężczyzn. Wcale to nie wygląda optymistycznie. Wbrew pozorom nie ma w tym banału. Jest prawda.

Posłuchajcie tych bab. Mają siłę i to sprawi, że widownia Sceny na Piekarach długo będzie pełna.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji