Artykuły

Harwood dwukrotnie

Prawie jednocześnie w dwóch teatrach warszawskich mieliśmy okazję obejrzeć sztuki Ronalda Harwooda, nieźle zadomowionego na polskiej scenie. Ateneum pokazało "Herbatkę u Stalina", Współczesny - "Koncert". Ten sam autor# a utwory i przedstawienia skrajnie odmienne. "Herbatka..." razi schematyzmem i mieliznami dramaturgicznymi, "Koncert" tchnie świeżością.

"Herbatka...", nawiązująca do nurtu obrachunków politycznych, w twórczości Harwooda nie zajmuje wysokiego miejsca. Autor chyba nazbyt nie lubi Bernarda Shawa, aby mógł pokusić się o ciekawy dramat z szacownym dramaturgiem w roli głównej. Harwood, oczywiście, potępia (i słusznie) Shawa za jego naiwność, a nawet ślepotę w stosunku do Rosji radzieckiej i jej przywódcy. Ale to jeszcze nie powód, żeby rysować postać jednym kolorem. Gdyby Shawa znało się tylko z dramatu Harwooda, można by odnieść wrażenie, że to po prostu półidiota o nader wątpliwym poczuciu humoru, całkowicie oderwany od rzeczywistości. To nazbyt rażące uproszczenie. Na tym tle - o paradoksie - Stalin wypada znacznie korzystniej, bo przynajmniej wie, co robi Ale mniejsza nawet o wiarygodność głównych i pobocznych bohaterów

Sęk w tym, że już w pierwszej scenie wiadomo, co się zdarzy, a raczej, że nie zdarzy się nic, bo od razu widzimy, że dramat polega na dowodzeniu tego, co wszyscy wiemy, a mianowicie, że Shaw nie poznał się na istocie radzieckiego reżimu i wobec tego należy mu się moralna połajanka.

Wszystko to nader spóźnione i dzisiaj wystudzone. Szczytem dramatycznej bezradności okazał się finał - umierającego Shawa nawiedza duch Pani Krynin, afektownie napominający pisarza, że ongiś nie zbawił jednego człowieka, czyli siebie. Banał.

Gdyby utwór powstał 20 lat temu i wówczas był grany, to jeszcze wart byłby grzechu. Dziś nie ma chyba powodów, by go wystawiać. A przynajmniej nie tak, jak to zrobił Tomasz Zygadło - jako solenną piłę rozliczeniową, czyli sztukę z problemami, a właściwie jednym problemem - zamiast postaci występują w niej zagadnienia. Shaw (Jerzy Kamas) gra zagadnienia politycznej ślepoty i braku wrażliwości na krzywdę, Stalin (Marian Kociniak) gra zagadnienia przemocy i propagandy, Pani Krynin (Marzena Trybała zastygła w jednej pozie) gra zagadnienia krzywdy i wyrzutu sumienia... Szkoda, że na aktorski jubileusz Mariana Kociniaka (który ma jedną dobrą scenę, przyznaję) wybrano dramat co najmniej wątpliwy podany w tak przestarzałej formie.

Rzecz inna z "Kwartetem", kontynuującym teatralne fascynacje Harwooda, tak znakomicie ongiś wyrażone w jego słynnym "Garderobianym". Tym razem dramaturg ukazuje czwórkę niegdysiejszych sław sceny operowej, przebywających u zmierzchu swego życia w domu starców. Ich wspomnienia, stosunki, stan ducha, ułomności podniszczonego umysłu i ciała są przedmiotem delikatnej kpiny, podmalowanej jednak wielką miłością do ludzi sztuki. Aktorzy pod batutą Zbigniewa Zapasiewicza grają wyśmienicie, dając wystudiowane w każdym detalu portrety bohaterów, pełne oryginalnych rysów, swoistości, dowcipu i czaru. Uroczą staruszką zapominalską, wiecznie zaaferowaną i pogubioną w codziennych realiach jest Maja Komorowska. Niegdysiejszą gwiazdą, dbającą o swój dawny wizerunek, oszukaną przez życie i łatwowierność jest Zofia Kucówna. Nieco psotnego erotomana gawędziarza, serdecznie odnoszącego się do całego świata portretuje Zbigniew Zapasiewicz. Gwiazdora z kompleksami, dziś zafascynowanego poezją skrupulanta pokazuje Janusz Michałowski. Razem tworzą wspaniały kwartet aktorski, mieniący się rozmaitymi tonami, przykuwający uwagę.

Można powiedzieć, że pozornie ten dramat Harwooda nie zaleca się szczególną głębią refleksji - to zabawne obrazki z życia podstarzałych gwiazd, próbujących nieco ubarwić swoje ostatnie lata. Ale właśnie w tych obrazach przegląda się całe życie, z jego małymi radościami, smutkami, pamięcią (szwankującą), zaleczonymi i niezabliźnionymi ranami. "Kwartet" to opowieść o ludziach, którzy oddając się sztuce wiele zyskali, ale sporo jednocześnie utracili, którzy o każdej porze życia, nawet jesienią, poszukują odrobiny szczęścia. Wolę takiego Harwooda od surowego mentora strofującego Shawa.

Zresztą nie po raz pierwszy okazało się, że żywi, krwiści ludzie wygrywają z zagadnieniami. Takie postacie jak z "Koncertu" chce się grać - i to widać na scenie, a zagadnień, przy najlepszej woli, nie sposób zagrać z sercem.

Ronald Harwood, "Herbatka u Stalina", tłum. Michał Roniker, reż. Tomasz Zygadło, scenografia Marcin Stajewski, kostiumy Joanna Macha, muzyka Juliusz Pilpel, Teatr Ateneum w Warszawie, premiera w marcu 2000 r.; Ronald Harwood "Kwartet", tłum. Michał Roniker, reż. Zbigniew Zapasiewicz, scenografia Dorota Kołodyńska, Teatr Współczesny w Warszawie, premiera w marcu 2000 r.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji