Artykuły

Teatr na deskorolce

By uniknąć fałszywej gęby - nie byłoby może źle, gdyby teatr podjął jednak wysiłek odklejenia się od rozkosznego wizerunku staruszka ścigającego się na deskorolkowych torach. Co oczywiście szłoby pod prąd wymaganiom epoki każącej widzieć w młodości, świeżości, niedojrzałości podstawowego i jedynego bożka, przed którym w pokorze trzeba bić pokłony - pisze Jacek Sieradzki w Rzeczpospolitej.

Na okładce zaproszenia na wręczanie tegorocznych Paszportów "Polityki" niepodpisany grafik wymalował piktogramy wszystkich dziedzin sztuki honorowanych tą nagrodą. Na znaczku symbolizującym teatr umieścił obywatela w obcisłych pantalonach ze wzrokiem wbitym w nagą czaszkę trzymaną w dłoni. Obywatel ten nie stał jednak obiema nogami na ziemi czy na scenicznych deskach. Sunął po nich na deskorolce. Grafik nie myślał źle i pewno nie miał zdrożnych intencji. Bardzo się starał, aby wizerunki, które tworzył, sympatycznie i pochlebnie świadczyły o danej dziedzinie. Na znaczku "muzyka poważna" uniesione skrzydło fortepianu zmieniało się w łopoczący żagiel, w "literaturze" książki dostawały skrzydeł i unosiły się nad stołem. Nasz plastyk mógł być święcie przekonany, że obrazek Hamleta na deskorolce nikogo nie zdziwi. Przeciwnie - podkreśli dynamikę współczesnej sceny, jej młodość, jej zbliżenie do rzeczywistości i odrzucenie zmurszałych konwencji. Jej nowoczesność i żywotność!

Nie ulega wątpliwości, że współczesny teatr zasłużył sobie na taki akurat symbol. Pytanie, czy powinien się nim szczycić - czy może jednak popracować nad jego zmianą?

- A czy w ogóle powinien się nim przejmować - spyta ktoś, kto wie, że w dzisiejszych czasach gada się i pokazuje byle co, a bardziej lub mniej trafne łatki raz się przylepiają, raz odlepiają, o odlepionych zaś już nikt po chwili nie pamięta. Na pewno nie pamięta? Nie byłbym o tym tak przekonany, mój Ktosiu. Nie sposób przewidzieć, która łatka przywrze tak mocno, że potem rozpuszczalnikiem się jej nie odklei. Nawet, jeśli będzie z gruntu fałszywa - stanie się faktem w równym stopniu realnym jak najrzetelniejsze dokonania, zamiary, intencje. I nie będzie sensu już udawać, że jej nie ma. Nie uważam Krzysztofa Warlikowskiego za koniunkturalistę, co mu niedwuznacznie zarzucają różni "życzliwi inaczej". W kilku swoich przedsięwzięciach dowiódł niepowszedniej oryginalności wyobraźni i sposobu myślenia. Aliści, przeczytawszy rzuconą en passant uwagę pary Bereś & Skoczylas z "Wyborczej" (pytanie do jednego z aktorów: "a gdyby Krzysztof Warlikowski zaproponował panu rolę transwestyty Hamleta i żeby się to działo w czasie Holokaustu") miałbym na jego miejscu sporą myślówę przed wyborem następnego tematu przedstawienia. Właśnie dlatego, żeby nie dać się wepchnąć w fałszywy kontekst, nie dać sobie przylepić łaty, nie pozwolić na ugruntowanie się kliszy, liczmanu, hasełka, które będą żyć własnym życiem.

I z tego samego dokładnie powodu - by uniknąć fałszywej gęby - nie byłoby może źle, gdyby teatr podjął jednak wysiłek odklejenia się od rozkosznego wizerunku staruszka ścigającego się na deskorolkowych torach. Co oczywiście szłoby pod prąd wymaganiom epoki każącej widzieć w młodości, świeżości, niedojrzałości podstawowego i jedynego bożka, przed którym w pokorze trzeba bić pokłony. Któż ich dziś nie bije! Gdziekolwiek spojrzeć, nie najmłodsi panowie i wiekowe panie z dobrze zagranym błyskiem entuzjazmu w oku kłaniają się w pas zielonym kolegom po fachu. Wbrew sobie, skręcając się wewnętrznie, pieją hymny wymuszonego zachwytu. A młodzi bywają nawet całkiem w porządku: skromni i zakłopotani - znają przecież swoje niedostatki. Jak długo jednak pozostaną nieczuli na podniosłe tony kadzidlanych chórów? Skąd wezmą miarę, jeśli nikt nawet nie odważy się już trochę im pozrzędzić: dobrze synku, ale tego jeszcze nie umiesz, to popraw, a tamto jest bez sensu? Hulaj deskorolko, piekła nie ma.

Młodzi - wrzaśnie ktoś - dominują dziś przede wszystkim na widowniach i to dla nich trzeba robić teatr! Czyś jednak pewny, Ktosiu, że teatr kłania się młodym, ponieważ na widowniach zabrakło starych, czy raczej zabrakło starych właśnie dlatego, że teatr tak uniżenie zaczął kłaniać się młodym i jeszcze niedobitkom staruchów kazał ćwiczyć kręgosłup w pokłonach?

Nic zdrożnego w tym, żeby Hamlet miał przemówić do ganiających na deskorolce. Pomysł, że w tym celu samemu należy użyć deski, jest jednak niedorzeczny. Hamlet nie ma co ścigać się na rolkach, bo tego nie umie i wykopyrtnie się na pierwszej przeszkodzie. A gdyby się nawet nauczył i tak nie przekaże tego, co ma do przekazania, w języku deskorolkowców. Aby go posłuchać, muszą oni niestety zejść z deski i choćby na chwilę stanąć. Pewnie niewielu będzie miało na to ochotę - ale jedynie na to warto ich różnymi metodami namawiać. Duński książę teatralnych wątpliwości ("Być albo nie być") w spodniach z obniżonym krokiem i w czapce daszkiem do tyłu będzie tylko błaznem. I to niekoniecznie Szekspirowskim.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji