Artykuły

Sławomir Mrożek: "Wdowy"

Warszawa: Teatr Współczesny, prem. 30.12.1992

Teatralne pojedynki

I znów mamy kolejny teatralny mecz Warszawy z Krakowem. Tym razem gra toczy się między renomowanymi firmami: Teatrem Współczesnym w Warszawie i Starym w Krakowie. Stawką zaś jest najnowsza sztuka Sławomira Mrożka pt. "Wdowy".

Napisałem, że jest kolejny pojedynek, bo rzeczywiście od lat rywalizacja teatrów obu miast dodaje smaku naszemu życiu teatralnemu. Bywa ona szczególnie emocjonująca, gdy jej przedmiotem są te same sztuki, a w szranki wchodzą najwybitniejsi artyści.

Repliki

Ostatnio specjalistą od tego typu replik stał się Jerzy Grzegorzewski, który własne przedstawienia z Teatru Studio powtarza na deskach Starego Teatru. Najpierw była to "Śmierć Iwana Iljicza" wg Tołstoja, a potem spektakl wg Witkacego "Tak zwana ludzkość w obiedzie". (Widzowie, którzy mogli porównać obie wersje widowisk Grzegorzewskiego, mówiąc językiem bokserskim - stawiali na remis ze wskazaniem na Kraków.

Innym reżyserem, pracującym obecnie i w Krakowie, i w Warszawie, jest Rudolf Zioło. Niedawno mogliśmy oglądać przygotowaną przez niego w stołecznym Teatrze Powszechnym premierę "Onych" Witkacego. Parę lat wcześniej Zioło zrealizował tę samą sztukę w Teatrze im. Słowackiego. Warszawscy recenzenci dość godnie okrzyknęli spektakl Zioły jako jedno z najważniejszych wydarzeń teatralnych obecnego sezonu. Aplauz można by złośliwie wyjaśnić tym, że niestety wielkiego rybom nie ma. Mimo najszczerszych chęci nie mogę się doliczyć do chóru pochwał. Widziałem już Ziołę w naprawdę lepszej formie. Jego "Oni" wydali mi się przedstawieniem wykoncypowanym i w gruncie rzeczy nie wiadomo, w jakiej sprawie zrobionym. A jeśli przyjąć interpretację krytyków dopatrujących się w spektaklu ośmieszenia komunizmu, to nie wiem, do kogo podobne przesłanie miałoby dzisiaj trafić. Oglądających "Onych" przypominałem sobie "Księżniczkę Turandot", którą nie tak dawno przecież Zioło wystawił w Starym Teatrze. Lekkości, finezji, a jednocześnie mądrości tamtego widowiska brakowało bardzo na scenie Powszechnego. Ale być że podobne porównania są nieuprawnione, bo teatr jest sztuką związaną ściśle z czasem i miejscem tworzenia. Wychodzi zresztą na to jakby w Warszawie powietrze dla teatru nie było najlepsze.

Warszawskie "Wdowy"

I teraz mamy tego nowego Mrożka. Poprzednią jego sztukę "Portret" również niemal równocześnie wystawiono w Warszawie i w Krakowie (Kazimierz Dejmek w Teatrze Polskim i Jerzy Jarocki w Starym Teatrze). Część publiczności krakowskiej mogła poznać "Wdowy" podczas Europejskiego Miesiąca Kultury. Prapremierowe wystawienie reżyserował sam autor ze studentami krakowskiej PWST. Dziwne słuchy dochodziły po tym okolicznościowym w gruncie rzeczy spektaklu. Tadeusz Nyczek, sądząc po recenzji w "Gazecie Wyborczej" (jaka szkoda, że pan Tadeusz wybierając zaszczytną funkcję kierownika literackiego Teatru im. Słowackiego złamał recenzenckie pióro. W ten sposób zamilkł jeden z najlepszych polskich krytyków), miał dość niewyraźną minę. Podobnie chyba warszawska publiczność, która w doborowym gronie zebrała się na premierze przy Mokotowskiej przedostatniego wieczoru roku.

Być może oczekiwania wobec nowych dzieł takiego mistrza jak Sławomir Mrożek są zawsze nazbyt wygórowane. Otrzymaliśmy bowiem coś co można by nazwać "obrazkiem scenicznym", który bardziej niż "Emigrantów". "Vatzlava" czy "Pieszo" przypomina wczesne utwory autora "Tanga" w rodzaju "Strip-tease'u" lub "Na pełnym morzu". Zaskoczenie jest tym większe, że Mrożek podjął temat dość niezwykły w swej twórczości. Ten szyderca i tropiciel paradoksów historii, polityki, społeczeństwa napisał sztuczkę o... śmierci. Tak jakby chciał dać do zrozumienia, że interesują go już tylko sprawy ostateczne. To zainteresowanie daje się tłumaczyć osobistymi przeżyciami autora, który o śmierć już się otarł.

Mrożek we "Wdowach" zdaje się mówić: śmierć jest sprawą wszystkich. Każdy najpierw gdzieś ją przypadkowo widuje. Niektórym może wydać się powabną kobietą, choć pod czarną woalką kryje się trupia czaszka. Śmierć każdego zabierze i tego, kto ma wobec miej prostackie maniery, i tego, kto zachowuje się przy niej w sposób wyszukany niczym romantyczny kochanek. Nie wymknie się jej nawet ten, kto jej usługuje. Zostają tylko wdowy, które wyrażają pogardliwe zdziwienie, że ich mężowie i kochankowie zdradzili je dla kogoś takiego... Tak wygląda ten Mrożkowy "danse makabrę". Niestety brzmi on wstyd wyznać, trochę banalnie i tego wrażenia nie tuszuje nawet charakterystyczny Mrożkowy humor.

Dobry krawiec

We Współczesnym "Wdowy" wyreżyserował Erwin Axer z doborową stawką aktorów: Zofii Kucówną, Martą Lipińską, Ewą Gawryluk, Henrykiem Bista, Krzysztofem Kowalewskim i Wiesławem Michnikowskim. Scenografię do spektaklu zaprojektowała Ewa Starowieyska, a muzykę skomponował Andrzej Kurylewicz. Powstało przedstawienie możliwie najlepiej wykorzystujące literacki materiał. Widać wyraźnie, że zamierzeniem Axera było zatarcie w gruncie rzeczy skeczowego charakteru sztuki. Staranna oprawa teatralna nowego "dziełka" Mrożka nie mogła jednak ukryć przykrego faktu, że krawiec tak kraje... Czy w Krakowie uda się z "Wdów" uszyć coś więcej?

Wojciech Majcherek

Kraków: Stary Teatr, prem. 9.1.1993

"Perskie oko" Mistrza

Dla fanów Mrożka - zakochanych w jego farbach i krotochwilach - premiery sztuk tego dramaturga były zawsze wydarzeniem. Satyryczne alegorie Mrożka zdawały się bliskie realizmowi naszej - wówczas socjalistycznej - rzeczywistości.

Po premierze sławnego "Tanga" uznano tę sztukę o rewolucyjnej idei postępu - za rzecz... o Moczarze, w postaci Stomila dopatrując się Gomułki, w Edku zaś - Moczara. "Portret" pełen był aluzji do polskiej kultury i historii, zresztą rodzime interpretacje dzieła Mrożka zmierzały niemal zawsze ku znaczeniom politycznym. A kto widział w stołecznym Teatrze Dramatycznym "Pieszo" z rewelacyjnym Zapasiewiczem, ten nigdy tej inscenizacji nie zapomni: w roku 1982 wrażenie było podwakroć wstrząsające.

Od co najmniej kilku lat mrożkofani czekali na nową sztukę z nadzieją, że tylko on - przez swe okulary szydercy wyczulonego jak mało kto na... ludzką głupotę - zdoła dostrzec wszystkie nasze polskie wady i przywary, te lisie rodaków przecherstwa, których co dzień jesteśmy świadkami, i zobaczymy na scenie Sławomira Mrożka Polaków portret własny. Nic z tego, proszę Państwa! Już w czerwcu ub. roku Mrożek - bawiąc krótko w Krakowie z okazji dwóch tylko przedstawień "Wdów" w jego reżyserii i w studenckiej obsadzie (spektakl przygotowany specjalnie na Międzynarodowy Festiwalu Teatralny we Włoszech), sam przyznał, że w swoim meksykańskim rancho żyje z dala od naszych krajowych problemów i byłoby z jego strony nonszalancją napisać dziś sztukę a propos III RP i stawiać w niej "diagnozy". Powstały więc "Wdowy", których krakowska premiera odbyła się 9 bm. w Teatrze Kameralnym.

Dla mrożkofanów "Wdowy" to szok. Autor wszak - jak czyniło wielu kompozytorów tworzących w antrakcie swej zasadniczej twórczości krótki żart muzyczny - napisał swoją najnowszą sztukę też jakby en passent. I też jest to żart Wielkiego Szydercy. Fabuła "Wdów", nader błaha, bez filozoficznych podtekstów, dla intelektu żadnej igraszki nie stanowi. "Wdowy" to "perskie oko" Mistrza Mrożka, które puszcza do nas ze swego rancho w Meksyku, ale idąc więc bez wielkich oczekiwań na jego najnowszą sztukę, możemy się wespół z aktorami całkiem nieźle bawić.

Obejrzałam to przedstawienie dwa razy: premierę i próbę generalną, która znów dowiodła, że na premierze aktorzy grają zawsze inaczej, o oktawę "niżej". Na próbie generalnej wznieśli się aktorzy na szczyty komizmu! Tak więc premierowy spektakl - w reżyserii Anny Polony i Józefa Opalskiego - jest w istocie kilkakroć jeszcze lepszy, i bez wątpienia całą widownię będzie przez półtorej godziny przyprawiał o paroksyzmy śmiechu. Aktorski sekstet - Aldona Grochal, Agnieszka Mandat, Beata Rybotycka, Jan Frycz, Krzysztof Globisz i - największe brawa! - Edward Lubaszenko - swym komediowym kunsztem rozweseli na pewno całe zastępy widzów. A przecież rozśmieszyć publiczność jest najtrudniej! Niewątpliwie spektakl stanie się sukcesem kasowym. Dziwna to jednak, proszę Państwa, sztuka Mrożka: gdyby nie maestria reżyserskiego duetu Polony - Opalski i aktorów pod ich batutą, doprawdy nie byłoby się z czego śmiać...

Ella Bodnar

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji