Artykuły

Wyprawa do Poznania (fragm.)

Za sprawą "Dziadów" publiczność poznańska przeżyła w tym sezonie szczególne wzruszenie teatralne. 53 lata czekano na tę premierę. Ostatnia, na scenie Teatru Polskiego, odbyła się jeszcze wcześniej. W 1927 roku Stani­sława Wysocka, wówczas naczelny reżyser poznańskiej sceny, wystawiła ten utwór w układzie scenicznym Stanisława Wyspiańskiego. W siedem lat póź­niej, na scenie Teatru Nowego, Teofil Trzciński inscenizował własny układ Mickiewiczowskiego arcydramatu. Po wojnie "Dziadów" na scenie zawodowej nie wystawiano.

W skrupulatnie poczynio­nych, z okazji obec­nej premiery, spisach pominięto "Dziady" wy­stawione na początku lat sześćdziesiątych w jednym z teatrów studenckich. Pewnie nie była to zbyt wartościowa realizacja, może niegodna pa­mięci. Wówczas jednak zyska­ła ona dość szeroki rozgłos. Ujawniła wielką potrzebę peł­nego, profesjonalnego zaistnie­nia dzieła na poznańskiej sce­nie. Pamiętać także wypada, że teatry studenckie odgrywa­ły wtedy o wiele większą rolę w życiu kulturalnym niż obecnie. Były tym miejscem, gdzie działy się rzeczy, zda­niem nie tylko publiczności, istotniejsze niż w oficjalnym, zinstytucjonalizowanym tea­trze.

Grzegorz Mrówczyński, autor układu tekstu, inscenizator i reżyser najnowszej premiery w Teatrze Polskim, zadbał przede wszystkim o "poznański" kon­tekst "Dziadów". Przypomniano dwie szczególne tradycje. Najpierw wszystko to, co łączyło się z pobytem Adama Mickiewi­cza w Poznaniu i Wielkopolsce od sierpnia 1831 roku do lutego roku następnego. Słowem z wydarzeniami w życiu poety, które poprzedziły powstanie "Dzia­dów", "Ksiąg narodu i pielgrzymstwa polskiego" i "Pana Tadeusza". Przypomniano także oryginalną interpretację Mickiewiczowskiego dzieła, dokonaną przez Zdzisława Kępińskiego, zmarłego w 1978 roku history­ka sztuki, malarza, pedagoga, organizatora życia kulturalnego, związanego przede wszystkim z Poznaniem i Wielkopolską, za­wartą w ostatniej książce profe­sora "Mickiewicz hermetyczny".

Rozważania Zdzisława Kępiń­skiego, mające w dużej mierze charakter intelektualnej przygody, wynikającej z biegłego poruszania się w obrębie kilku nauk i systemów myślenia, okazały się nadspodziewanie przy­datne. Przez analizowanie utwo­ru, polegające na ciągłymi ujaw­nianiu pewnych układów cząstkowych i ich położeniach w większych systemach i całoś­ciach, "Dziady" jawią się jako utwór dający się traktować i jako całość, i jednocześnie jako cząstka systemu, tradycji, w którą zostały wpisane. Kuszący jest zatem ten nie kończący się układ odniesień, któremu np. poddany jest bohater w analizie intelektualnej. Przedstawienie w Teatrze Pol­skim sprawia wrażenie, że rea­lizuje przede wszystkim ów pro­ces wpisywania "poszczególności" w coraz bardziej rozszerzającą się "ogólność" tego spek­taklu. To swoiste poszerzanie się układów odniesień odbywa się równolegle z przeprowadze­niem bohatera przez kolejne doświadczenia.

Scenografia Zbigniewa Bednarowicza skonstruowana jako ca­łość z szeregu "żelaznych kur­tyn", unoszących się przed bo­haterem, wyznacza jego drogę, nową rzeczywistość i "kolejny etap". Wyznacza zasadniczy po­dział utworu na poszczególne części. Reżyser skomponował tekst korzystając w zasadzie z wszystkich części. Prawie bez Pierwszej, z bardzo okrojoną Czwartą. Jego układ jest dość tradycyjny - między układem Wyspiańskiego a układem Schil­lera. Centralną i najważniejszą częścią w kompozycji jest se­kwencja trzech scen: Wielkiej Improwizacji, Widzenia Ewy (bardzo często pomijane) , i Wi­dzenia księdza Piotra. Całe przedstawienie pomyślane jest jako droga bohatera ku wolno­ści. Jest to droga z pewnością nie tyle zracjonalizowana, ile bardzo emocjonalna. Nie tylko z powodu bardzo młodego bo­hatera, nadspodziewanie dobrze zagranego przez niedoświadczo­nego przecież, będącego bodaj drugi rok na scenie, Mariusza Sabiniewicza. Jest to droga "emocjonalna" także dlatego, że wszelka organizacja spektaklu polega przede wszystkim na komponowaniu dynamiki emocji i rytmu. Zachwiana została pro­porcja między intelektualnym a emocjonalnym charakterem przedstawienia. Zachwiana została proporcja między sekwen­cją trzech wspomnianych scen a całej reszty. Szczególnie koń­cowych scen z Senatorem, które - rozegrane tylko w wymiarze emocjonalnym są pomniejszone w swych znaczeniach. Jest to zresztą całe przedstawienie dalekie od doskonałości arty­stycznej. Nie to jednak najważ­niejsze. Sam fakt wystawienia w tak emocjonalny, żarliwy i "zapaleńczy" sposób "Dziadów" jest bowiem dla poznańskiej wi­downi zdarzeniem kulturalnym tak podniosłym, że wystarczają­cym za wszystkie najwyższe ja­kości artystyczne. A bilety sprzedaje się już na następny sezon.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji