Artykuły

Wokół "Gałązki rozmarynu"

Prapremiera "Gałązki rozmarynu" Zygmunta Nowakowskiego - w reżyserii Aleksandra Węgierki - miała, miejsce 9 listopada na scenie Teatru Polskiego w Warszawie. 23 grudnia tegoż roku kolejna jej inscenizacja odbyła się w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie, w mieście rodzinnym autora. Zarówno temat (tworzenie się legionów i pierwsze walki z wojskami zaborców), jak i forma (szereg obrazów powiązanych wspólnym losem młodych żołnierzy) przyniosły autorowi sukces i uczyniły tytuł głośnym. Autor umiejętnie połączył bowiem podniosłą, patriotyczną nutę z lekko, a nawet z humorem podana opowieścią, w której rolę głównego bohatera gra świeżo formowany oddział strzelców. Ten właśnie, który pamiętnego sierpnia 1914 roku wyruszy z krakowskich Oleandrów po wolność i zjednoczenie kraju.

Zygmunt Nowakowski (a mało kto już pamięta, że jest to pseudonim, a nie rodowe nazwisko Zygmunta Tempki ze znanej doktorskiej rodziny krakowskiej) był w okresie przedwojennym postacią znaną i głośna. Najpierw jako aktor i nawet dyrektor sceny krakowskiej, następnie autor ciętych felietonów, wreszcie popularny powieściopisarz ("Przylądek dobrej nadziei", "Rubikon", "Start Edmunda Sulimy"). W 1939 roku wyjechał do Paryża, gdzie został członkiem Rady Narodowej i współredaktorem "Wiadomości Polskich", a po kapitulacji Francji przeniósł się na stałe do Londynu i tu powstawały jego kolejne książki. W kraju przestano o nim mówić, prawie go nie wydawano.

I właściwie dopiero "Gałązka rozmarynu" przypomniała Nowakowskiego po latach. W listopadzie 1982 roku wystawi! ją Teatr im. Jaracza w Łodzi, w czerwcu 1988 r. krakowski "Maszkaron" i Teatr "Rozmaitości" w Warszawie, gra ją jeszcze Radom i Lublin. I być może na tym się ta imponująca lista, nie kończy. Może warto więc słów parę o sztuce Nowakowskiego powiedzieć, zwłaszcza że organicznie związana jest z listopadową rocznica, a spontaniczna reakcja codziennej widowni najlepiej świadczy o jej żywotności.

Reżyser warszawskiego spektaklu, Ignacy Gogolewski, po pierwsze trafnie podszedł do samego tekstu. Okroił go na tyle, by poszczególne wątki były czytelne i spuentowane, natomiast całość inkrustował dobrze brzmiącą piosenką legionową. Piosenek tych dał dużo, a że od lat oficjalnie się ich nie śpiewa, pobudził narodowe emocje (muzyka i opracowanie piosenek Waldemar Kazanecki). Widownia słucha chętnie i z wyraźną przyjemnością strof o rozmarynie i pąkach białych róż, o tym że "Legiony to żołnierska nuta" i że "nie noszą lampasów, lecz szary ich strój, nie noszą ni srebra ni złota". Wreszcie rozgrzewa się na tyle, że choć część publiczności (zdecydowana mniejszość!) jakoś się ociąga, wszyscy powstają z miejsc, gdy zespół śpiewa. "Pierwszą brygadę" a sceniczny Komendant charakterystycznym ruchem przykłada dwa palce do siwej maciejówki.

Spektakl jest zgrabnie poprowadzony i zagrany, zapamięta się kilka postaci z Ireną Kownas w roli ciotki ze Stanisławowa na czele i urodziwą sanitariuszkę w wykonaniu Marzenny Manteskiej, żeby w tak licznymi doborowym zespole męskim usatysfakcjonować przede wszystkim panie. Ale nie fabuła i nie perfekcja jest w tym widowisku najważniejsza. Wydaje się, że teatr trafił tą premierą we właściwą nutę i odpowiedni czas. Zachował przy tym umiar i proporcje. Docenił w tamtych pierwszych dniach walki o niepodległość to, co najważniejsze: zapał i entuzjazm młodzieży, która w krytycznym dla ojczyzny momencie rwie się do broni, by walczyć z honorem o wolność. Na tę nutę jesteśmy szczególnie czuli, mieliśmy bowiem w dalszej i bliższej historii takich zrywów dużo, gdzie zawsze lała się krew naszych dziadów, ojców czy braci.

I nie legenda Piłsudskiego jest w tej scenicznej opowieści o Pierwszej Brygadzie najistotniejsza, ale właśnie owo wyjście naprzeciw polskim sentymentom, potrzebie serca i narodowej dumy. W dobie klęsk i niepowodzeń gospodarczych chcemy widać usłyszeć, że stać nas nie tylko na narzekania i biadolenie. Że możemy i potrafimy. I ten witający nas od proga brygadier Piłsudski w fotograficznym powiększeniu i wystawka zdjęć legionowych ma nam tę naszą, pokoleniowa gotowość uświadamiać. Może to nawet jest wszystko bolesne, a nawet żałosne bowiem "narodowe bałamucenie" na pewno nam nie rozwiąże współczesnych problemów, ale przypomnienie chwil, które nas łączyły a kojarzyć się mogą z wygraną - ma w danej chwili swoją rację bytu. Zresztą nie ma co Państwa do "Gałązki" przekonywać, spróbujcie dostać na nią bilety!

A przy listopadowej rocznicy chcę dodać, że został rozstrzygnięty konkurs Warsztatów Dramaturgicznych przy Teatrze "Rozmaitości" oraz Wydziału Kultury Miasta Warszawy na pełnospektaklową sztukę dla uświetnienia 70-lecia odzyskania naszej niepodległości. Jury - pod przewodnictwem kierownika literackiego Teatru "Rozmaitości" dr Wojciecha Natansona - w kategorii konkursu zamkniętego (czyli dla zaproszonych dramaturgów) przyznało: I nagrodę Henrykowi Bardijewskiemu za sztukę "Zwiastowanie". II - Jerzemu Przeździeckiemu ("Bunkier") 1 III - Bohdanowi Drozdowskiemu ("Raut"). Równorzędne wyróżnienia otrzymali: Ryszard Fretek i Władysław Terlecki. Natomiast w konkursie otwartym przyznano: II nagrodę Karolowi Obidniakowi ("Z nieba na ziemię"), III - Joannie Gorczyckiej ("Wielka Polska") oraz wyróżnienia dla Kazimierza Barnasia i Wiesława Wiernickiego.

Konkurs rozstrzygnięto w czerwcu, nagrody wręczono w październiku, publicznie, na scenie, przed jednym z szeregowych przedstawień właśnie "Gałązki"' (na którą dopiero teraz dopuszczono prasę). Wszystkie nazwiska laureatów są dobrze w kręgach teatralnych znane, żadnych debiutanckich niespodzianek, niestety, nie było. Ale prac nadesłano aż kilkadziesiąt, widać więc, że temat zainteresował piszących. Miejmy nadzieję, że przynajmniej niektóre z nagrodzonych dramatów zasilą nasz skromny pod tym względem repertuar.

Dzięki uprzejmości Teatru "Rozmaitości" miałam możność zapoznania się ze sztukami nagrodzonymi w konkursie zamkniętym. Wszystkie trzy sięgają w przeszłość i ukazują lub przynajmniej nawiązują do tamtego pierwszego okresu budowania nowej rzeczywistości. "Zwiastowanie" Bardijewskiego dzieje się latem 1914 roku "w prowincjonalnym mieście blisko granicy galicyjskiej" i pod koniec sztuki spotykamy na scenie strzelców. W dwu następnych występuje już sam Józef Piłsudski. U Przeździeckiego jako zjawa senna dyskutująca z całkiem współczesnym bohaterem. Drozdowski natomiast wprowadza Komendanta na raut w Belwederze, zamykający burzliwy okres różnego typu podjazdów i walk o przejęcie władzy.

We wszystkich trzech dramatach obok nuty serio przebija się groteska i karykatura. Nawet z perspektywy tych lat siedemdziesięciu widać, że bardzo gorzko nam jednak o nas samych mówić. Odniesienia do współczesności są wyraźne, a ostatnie wydarzenia, ukoronowane u nas zmianą rządu, jeszcze tę perspektywę wyostrzyły. Jeśli nawet nie wszystko jest w nowych dramatach najszczęśliwiej przez autorów rozwiązane, myślę, że mogą zainteresować reżyserów. Coś jest w nich bowiem z "Kartoteki" (Przeździecki), coś z politycznego kabarety (Drozdowski), coś z portretu własnego Palaka jeśli nawet pociągniętego ostrzejszą kreską.

Tak więc przypomnienie legionowej "Gałązki" zbiegło się z propozycją sztuk nowych, sięgających tematycznie do tamtego okresu, ale mających ambicje wyraźnie ponadczasowe A że teatr jest sztuką żywą i zawsze był u nas silnie z emocjami narodu związany, być może plon tego konkursu zatoczy jeszcze szersze kręgi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji