Artykuły

"Dziady" nieco inne...

Inscenizując genialnie napisane dzieło - można albo odnieść triumf re­żyserski, albo ponieść klęskę. Nie można zrobić przedsta­wienia przeciętnego.

Wyraźmy więc wreszcie wprost naszą radość, że w Poznaniu powstał spektakl "Dziadów" Adama Mickiewi­cza, który przejdzie do historii teatru z bardzo pochlebnymi opiniami. Dzięki klarowności i rozmachowi konstrukcji fa­bularnej, logice artystycznego zamysłu i jego celnej reali­zacji przez aktorów, scenografa, muzyka.

Utwierdziłem się w tym przekonaniu, oglądając po raz wtóry na scenie Teatru Polskiego nasz narodowy arcydramat w zmienionej obsadzie - przede wszystkim głów­nych ról: Konrada i Księdza Piotra. Reżyser Grzegorz Mrówczyński powierzył je tym razem Piotrowi Zawadz­kiemu i Leszkowi Wojtaszkowi.

Na pierwszej premierze Konrad w interpretacji Ma­riusza Sabiniewicza porywał widownię emocjonalnością, młodzieńczą pasją i wiarą w swoją poetycką wszechmoc. Piotr Zawadzki portretuje Konrada raczej jako przekonanego o swoich racjach przy­wódcę, mocnego człowieka - z konsekwencją wadzącego się z Bogiem o swoje posłan­nictwo. Pięknie i precyzyjnie przekazuje natchniony tekst. Demonstruje przy tym nie­zwykłą sprawność fizyczną, chociaż nadużywa chyba mimiki.

Również Leszek Wojtaszek przedstawia Księdza Piotra ja­ko dojrzałego mężczyznę, któ­rego siła i imponujący spo­kój wynikają z głębokiej wiary. Nawet walka z Szatanem i widzenie mają tu wymiary realistycznych działań! W przeciwieństwie do mistycyz­mu, emanującego z postaci Księdza Piotra, granej uprzednio w rozhisteryzowanej nie­co konwencji przez Wojciecha Siedleckiego.

Mateusz Kostrzyński jako Żegota bardziej trafiał w na­strój, stwarzany przez obsadę pierwszej premiery: wierzyło się, że to młodzi studenci więzieni są w celach klaszto­ru Bazylianów. Tu Mariusz Puchalski - Żegota z pierw­szej premiery - pasowałby bardziej...

Raz jeszcze przekonałem się, że Senator, to wielka kreacja Andrzeja Wilka! Znów gorą­co oklaskiwano Janinę Jan­kowską, Andrzeja Szczytkę, Małgorzatę Mielcarek oraz efekty scenograficzne Zbignie­wa Bednarowicza i pełną ekspresji, monumentalną opra­wę muzyczną Jana A. P. Kaczmarka.

Widownia nadal zapełniona bywa do ostatniego miejsca i to nie przez organizowane wycieczki, a przez osoby - w różnym bardzo wieku - zabie­gające, czasem daremnie, o bilety w kasie Teatru Polskiego. Bo wieść o świetnym przedstawieniu szybko się rozchodzi!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji