Artykuły

O Tramwaju subiektywnie

"Un Tramway" w reż. Krzysztofa Warlikowskiego Théâtre de l'Odéon, Paryż/Nowy Teatr, Warszawa. Specjalnie dla e-teatru pisze Grzegorz Piotrowski.

Publiczność Théâtre de l'Odéon nagrodziła premierowy spektakl "Un Tramway. Création" Krzysztofa Warlikowskiego solidnymi brawami. Ale z uwagą widzów w trakcie wieczoru bywało różnie, a kilkanaście osób wyszło.

"Tramwaj" - nie sposób się pomylić - jest spektaklem Warlikowskiego. Recenzenci już to skwapliwie zauważyli. Znamy tę przestrzeń, sterylną i nowoczesną, zatomizowaną - tym razem ruchomym pokojem - tramwajem z pleksi (w środku wanna i sedes), jadącym po kręglarskich torach, i meblami high-tech w zimnym świetle. Rozpoznajemy poetykę reżysera: monologi z talk-show, symultaniczne projekcje pokazujące aktorów w zbliżeniu, rwanie akcji songami w wykonaniu Renate Jett, kontrapunkt obcych tekstów w dużej ilości. Rekonstruujemy symbolikę włosów, które się traci - jak w "Krumie" - lub zdobywa (Mitch, poznawszy prawdą o przeszłości Blanche, pojawia się z ogoloną głową, Blanche po scenie gwałtu ma już naturalne włosy Isabelle Huppert, z kolei Stanley - dłuższe blond pasma), ognia i popiołu, wizerunków Matki Boskiej i ikon pop-kultury (stylizacje na Earthę Kitt i Presley'a).

Czy Warlikowski jest po prostu konsekwentny, czy stosuje autoplagiaty - to dla mnie mało istotne. Liczy się przekaz, rytm, energia. Tej zaś w wielu momentach wyraźnie brakuje. W czasie piosenek, zbyt długich i w zbyt łatwy sposób komentujących akcję, publiczność na balkonach rozpiera się wygodnie w fotelach (kręgosłup!), bo ze sceny wieje nudą i oczywistością. Naddatki obcych tekstów ("Jerozolima wyzwolona", "Dama kameliowa", Flaubert, Coluche... - kogóż i czegoż tu nie ma!) nie wzbogacają sensu opowieści, lecz rozpuszczają go w pretensjonalnej gadaninie. Nagość Mitcha przed Blanche i wiele innych znaków okazuje się gadżetem - niczym więcej.

Mimo wszystko mam poczucie, że reżyser próbuje coś ważnego powiedzieć i odczytać sztukę Williamsa na nowo. Może jako opowieść o wykluczeniu? Warlikowski inaczej widzi relacje rodzinne w domu Kowalskich, rezygnuje z, tylekroć banalizowanych, psychodramy i lepkiego erotyzmu, czyni z Blanche "normalnego człowieka", pomiędzy - jak w życiu - szaleństwem i fizjologią a dystansem i racjonalnością. Wszyscy tego doświadczamy, rzadko jednak tak świadomie i szczerze jak Blanche Isabelle Huppert.

Rola ta, zagrana fenomenalnie, jest bezdyskusyjnym atutem spektaklu. Huppert, zmienna i porażająco naturalna, próbuje wyzwolić się z przeszłości, lecz nie rezygnuje z autonomii, z prawa do bycia "obcą". Wykluczona, odchodzi w końcu o własnych siłach. Ale reszta obsady to zupełnie inna historia. Słaba tym razem jest Renate Jett, płaska - Florence Thomassin (Stella), jedynie Yann Collette (Mitch) zdobywa się na kilka mniej jednoznacznych gestów. A jeśli aktorstwo francuskie jest właśnie literackie i deklamacyjne, to bezbarwny Andrzej Chyra, sztywno recytujący manierycznie niskim głosem - jak na castingu do szkoły teatralnej (w scenach z Huppert jest to wręcz przykre) - ma karierę zapewnioną. Choć przecież nie byłem chyba w Comédie Française?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji