Artykuły

Po trupach do celu

"Samobójca" w reż. Marka Fiedora Teatru Dramatycznego w Warszawie na XI Ogólnopolskim Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych w Łodzi. Pisze Leszek Karczewski w Gazecie Wyborczej - Łódź.

Przedstawienie warszawskiego Teatru Dramatycznego oprócz dochodzenia do władzy w myśl przysłowia z tytułu - rozumianego dosłownie - pokazuje jeszcze jeden mechanizm w życiu społecznym: ubezwłasnowolnienie, jakiemu podlega bezrobotny.

W "Samobójcy" Nikołaja Erdmana - radzieckim dramacie z 1928 r. - intelektualna elita domaga się od bezrobotnego pariasa, żeby swoje samobójstwo uczynił gestem sprzeciwu wobec sytuacji w kraju. Markowi Fiedorowi do przeniesienia tekstu w Polskę 2005 r. wystarczył jeden znak: reżyser wpiął w klapy żałosnej "naszej inteligiencji" oporniki.

Intrygę rozpoczyna nocna awantura tytułowego bohatera Siemiona (Sławomir Grzymkowski) i jego żony Marii (rewelacyjna Gabriela Muskała) o pasztetówkę z obiadu. Reżyser podkreśla niedorzeczność sytuacji, rozgrywając dysputę małżonków w absolutnej ciemności. Z kłótni rodzi się samobójcze postanowienie Siemiona - od czego może go odwieść wyłącznie gra na helikonie. Tyle że autor podręcznika dla helikonistów zaleca do ćwiczenia gam fortepian... Zanim decyzja przerodzi się w czyn, "inteligienci" namawiają bohatera, by samobójstwem zaprotestował przeciw sytuacji w kraju. Siemion obiecuje zastrzelić się w południe, i traktuje to zobowiązanie śmiertelnie poważnie. Gdy okaże się, że spiwszy się, przegapił godz. 12, położy się ze strachu do trumny!

Osaczenie bohatera oddaje scenografia Moniki Jaworowskiej. Aktorzy w trzech scenicznych pokojach potykają się wręcz o stoliki, krzesła, fotele, kanapy, łóżka, regały, serwetki, filiżanki... Świat bezrobotnych to klitki wypełnione przedmiotami i troską o te dobra materialne. Nie bez powodu kulminację domowej awantury stanowi rozbijanie - na złość małżonce - talerzyków.

Inscenizacja dowodzi podobnej drobiazgowej dbałości reżysera. Majstersztykiem było przeniesione do foyer pożegnalne przyjęcie Siemiona. Zapach jajek w majonezie i rozchlapywanej wódki - oraz hit Steve'go Wondera "I Just Call to Say I Love You" - unosił się nad stołami, przy których symulanicznie rozgrywały się mikroscenki. Pijackie podrygiwanie przy "Murach", śpiewanych jak soulowy przebój. Walka z obrzydzeniem przy nastym kieliszku wódki... Wszystkie etiudy, znakomicie czytelne osobno, składały się na rewelacyjny portret polskiej degrengolady. Kiedy bił zegar na przynoszącą śmierć dwunastą w kontrapunkcie czkała kelnereczka. W finale spektaklu otrzeźwieni "inteligienci", podtrzymując wdowę, wygłaszają nad zmarłym - i do kamery - szumne odezwy. Wtedy Siemion wstaje z trumny. Nikt tego nie dostrzega. Siłą teatralnej iluzji widzimy filmowy trick: bohater jednocześnie leży martwy i wpatruje się w siebie stojąc obok. Przy nim niesamowita postać głuchoniemego chłopca w szarym wdzianku (Dominika Kluźniak). Figura śmierci absurdalna, jak cały los Siemiona. Ale nie mniej przez to straszna.

"Samobójca" Nikołaja Erdmana. Przekład Maryla Maslowska. Reżyseria Marek Fiedor, scenografia Monika Jaworowska, muzyka Bolesław Rawski. Spektakl Teatru Dramatycznego w Warszawie pokazany w Teatrze Powszechnym w ramach XI Ogólnopolskiego Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych.

Na zdjęciu: scena z "Samobójcy".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji