Artykuły

Kociubki na dachu

Gdyby koty z "Kotów" dowiedziały się, że tłumacz filmu ochrzcił je konsekwentnie "kociubkami", zamiast po swojsku "dachowcami", zapewne wydrapałyby mu oczy - pisze Piotr Sarzyński o polskim przekładzie T.S. Eliota w filmowej wersji musicalu z Teatru Roma.

W stołecznym Teatrze Roma od wielu miesięcy niesłabnącym i zasłużonym powodzeniem cieszy się musical "Koty" [na zdjęciu]. Dobrze więc się stało, że firma Universal wypuściła na polski rynek także filmową ich wersję, perfekcyjnie przygotowaną w Londynie przed ośmiu laty. W tym muzycznym filmie wszystko jest na najwyższym poziomie: muzyka, śpiew, taniec, kostiumy, charakteryzacje. Z jednym wyjątkiem: polskich tłumaczeń. Zdecydowano się bowiem na dosłowny przekład, który na siłę okraszono rymami (nazbyt często częstochowskimi). A szkoda, bo poematy T.S. Eliota zasługują na coś więcej. To dziwne, bo na wyciągnięcie ręki były bardzo dobre, wykonane dla Romy, tłumaczenia Daniela Wyszogrodzkiego, które doskonale oddają ducha spektaklu. By nie być gołosłownym, jedno tylko z setek możliwych porównań (sam początek "Kotów"). Wersja z płyty: "Czy rodzisz się ślepy?/Czy widzisz w ciemności?/Czy wolno ci patrzeć na króla, który siedzi na tronie?", i wersja z Romy: "Byłeś ślepy jak kot?/Dziś wyborny masz wzrok?/! wołają cię: Król!/ Gdy wskakujesz na tron?". Widać różnicę? Jeden z musicalowych songów opowiada historię kocich imion i tego, jak są ważne. Gdyby koty z "Kotów" dowiedziały się, że tłumacz filmu ochrzcił je konsekwentnie "kociubkami", zamiast po swojsku "dachowcami", zapewne wydrapałyby mu oczy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji