Listy
"Czyściec Wyspiańskiego"
Szanowny Panie Redaktorze, Pański recenzent teatralny Roman Pawłowski nie pierwszy raz daje dowody niekompetencji i nieuctwa (patrz list protestacyjny krytyków po festiwalu Malta '94 w związku z przedstawieniem Leszka Raczaka). Ale to, co nawypisywał po premierze "La Boheme" Jerzego Grzegorzewskiego w Teatrze Studio ("Gazeta" nr 50), przekracza wszelkie ramy: przyzwoitości, prawdy. Podkreślam: nie wtrącam się do oceny przedstawienia, ale skądinąd jeśli ocena oparta jest na całkowicie nieprawdziwych przesłankach? Jestem od lat krytykiem teatralnym - nie tylko byłam na premierze "Wesela" Grzegorzewskiego w Teatrze Starym, ale uczestniczyłam w próbach, robiłam obszerny wywiad z reżyserem (w 1977 r., kiedy pan Pawłowski zapewne raczkował) i opisałam je! Nie znajduję w "La Boheme" żadnych, ale to żadnych cytatów z tamtego "Wesela", jak zechciał zauważyć Pański recenzent. Ignorancja i tupet - czy to mają być znaki firmowe dziennikarstwa w Pańskiej "Wybornej" gazecie?
Nie pierwsza to zresztą oznaka i nie ostatnia. Także tekst z "Gazety" nr 47 "Humer i inni" pióra Piotra Lipińskiego - tekst, nie waham się tego słowa użyć, haniebny! - dowodzi, jakie dziennikarstwo uprawia się w "Gazecie Wyborczej".
Może Pan, oczywiście, mojego listu nie wydrukować. Pan wszystko może... Ale opublikuję go gdzie indziej, zapewniam Pana.
Z poważaniem
Elżbieta Morawiec
Chylę czoło przed dorobkiem Elżbiety Morawiec, muszę jednak z zażenowaniem wyznać, że nieuctwo, o które mnie posądza, bierze się wprost z prac jej autorstwa. W książce Elżbiety Morawiec "Powidoki teatru" czytamy o bohaterach "Wesela" w reż. Jerzego Grzegorzewskiego z 1977 roku: "Ta zbiorowość zdolna jest tylko do desperackiego koła melancholii" - tak według Malczewskiego skomponowana grupa przesunie się przez scenę w rytmicznym krakowiaku: jacy tacy, jacy tacy. W innym miejscu autorka wspomina "sznur korali pękający w rękach Marysi, gdy zjawia się przed nią białe Widmo, modernistyczny anioł śmierci".
A jak jest w najnowszym przedstawieniu Jerzego Grzegorzewskiego? Po pierwsze: przez scenę przesuwa się grupa w rytmicznym krakowiaku "jacy tacy, jacy tacy", nawet tekst jest ten sam co 18 lat temu: "Niech się stopi, niech się spali, byle tylko grajcy grali". Po drugie: pęka sznur korali Marysi, gdy przychodzi do niej Widmo. Po trzecie: jest scena z oknem, podobnie jak w "Weselu" ustawionym na stole. Elżbieta Morawiec pisała w 1977 roku w tekście "Chochole dusze", że "okno ustawione na stole", przez które Poeta i Rachela zaglądali w sad, "jest jak szkło czarodziejskie, przybliżające świat magiczny, niedostępny codziennemu widzeniu". Po czwarte: scenie z Chochołem towarzyszy ta sama co w krakowskim przedstawieniu muzyka Stanisława Radwana do pieśni "Miałeś, chamie, Złoty Róg". Nie wspominam już o zamieszczonych w programie zdjęciach z tamtego spektaklu.
Tak naprawdę chodzi tu o nowy, ironiczny kontekst, w którym cytaty te się pojawiają, a nie to, czy są, czy ich nie ma.
Na koniec ośmielam się nadmienić (choć to ze sprawą nie ma żadnego związku), że w roku 1977 chodziłem już na dwóch nogach.
Roman Pawłowski
To niezwykłe, z jaką lekkością p. Morawiec nazywa mój tekst haniebnym, nie uzasadniając swej opinii nawet jednym słowem.
Piotr Lipiński