Artykuły

Rysunki Zinna

ZACZĘŁO się bardzo skromnie. Chodziło o wykłady z zakresu architektury ilustrowane rysunkami, wykonywanymi w trakcie programu. Szczególnie Kraków, jak z tradycji historycznej wypada, przodował w kształceniu telewidza w dziedzinie sztuk pięknych i budownictwa. Ukoronowaniem tej dążności popularyzacyjnej stał się program "Piórkiem i węglem", przygotowywany i prowadzony przez prof. Włodzimierza Zinna.

Niewątpliwie fakt, ze rysunki powstają w obecności telewidzów, zwiększa atrakcyjność tego programu. Nie chodzi tu jedynie o podpatrywanie talentu rysownika, czy techniki rysunku. Rysunek spełnia tu rolę, jakiej nie może spełnić żadna inna forma poglądowa: film może pokazać dany zabytek tylko w takim stanie, w jakim znajduje się on obecnie: doskonały przewodnik jest w stanie dać jedynie dalekie wyobrażenie tego, jak dany obiekt wyglądał pierwotnie. Rysunek Zinna nie tylko to pokazuje, lecz również unaocznia wszystkie kolejne fazy przemian stylu budowli, uzależnionych od poszczególnych prądów panujących w sztuce na przestrzeni dziejów.

Oczywiście, tego typu "wykłady" musiały być ułożone jakoś chronologicznie, żeby w ten sposób stanowić całość "kursu". Toteż zdawało się, że materiał w końcu się wyczerpie i pozostanie tylko żałować, iż kontynuacja jest niemożliwa. Tymczasem jednak stało się coś szczególnego: w miarę zbliżania się owego "kursu" do końca sam proces rysowania nabrał autonomicznej wartości jakiejś "części artystycznej". Rysownik - dzięki interesującej osobowości twórczej, która sprawia, że na prędce wykonywane pejzaże, budowle, wnętrza nabierała życia i swoistego wyrazu - otóż rysownik wziął górę nad "wykładowcą". Te właściwości pozwoliły mu zmienić tematykę i oto np. w jednym z ostatnich programów oglądaliśmy liryczny spektakl o drzewach, o ich architekturze, o przepięknych kompozycjach natury i jej związkach ze sztuką.

Jak zobaczymy, przemiana ta idzie dalej; 11 kwietnia o godzinie 13.40 (drugi dzień Świąt) będziemy oglądać program z tego cyklu zatytułowany "Od karety do krążownika szos", gdzie, jak należy przypuszczać, zostaną zaprezentowane typy pojazdów i pokazane ich różnorakie kształty. W ten sposób na karton profesora Zinna wchodzi sztuka użytkowa, otwierając chyba nowy rozdział tego programu. Dorobek kultury materialnej w Polsce w tej dziedzinie jest ogromny, a zarówno historia powszechna, jak historia sztuki nie zajmują się nim zbyt szczegółowo Jest to więc jedyna okazja, by wypełnić luki w naszej wiedzy na ten temat, zwłaszcza że są to "lekcje" bardzo przyjemne.

W TEATRZE TV

Z polskich klasyków dramaturgii okresu romantyzmu niewątpliwie obronną ręką wyszedł Juliusz Słowacki (1809-1849). Pokaźna część jego spuścizny dramatycznej weszła do kanonu klasyki teatralnej, od "Kordiana" aż po "Fantazego", najbardziej bodaj sceniczny utwór, który był już zrealizowany (podobnie jak "Kordian") przez Teatr TV. Obecnie teatr ten przygotowuje "Horsztyńskiego" (na 4.IV. godz. 20.15).

Dramat napisany w 1835 roku, osnuty na tle wydarzeń z czasu rozbiorów. Jest to dość mroczna historia "ze sfer magnackich", wskazująca przyczyny politycznego zróżnicowania i rozbicia magnaterii, a więc warstwy roszczącej sobie prawa do przewodnictwa narodowego, przy czym niebagatelną rolę odgrywa tu również wątek osobisty, związany z tragiczną postacią tytułową. Słowacki genialnie splótł te dwie sprawy, wzmacniając w ten sposób wymowę utworu.

Przygotowania do inscenizacji telewizyjnej są w pełnym toku, poprosiłem przeto o wypowiedź jednego z uczestników przedstawienia, znanego i naszym Czytelnikom z licznych ról telewizyjnych - JANA ŚWIDERSKIEGO.

Aktora zastaję w jego garderobie podczas przerwy w spektaklu Durrenmatta "Romulus wielki" w Teatrze Dramatycznym (gra rolę tytułową), w pełnej charakteryzacji, przybranego w późnorzymską szatę królewską.

- Najczęściej widujemy Pana na scenie w repertuarze współczesnym. Jakie są pańskie doświadczenia z klasyką polską?

- Grałem w sztukach Fredry. Wyspiańskiego - niegdyś Pana Młodego, potem Poetę w "Weselu", Księdza w "Klątwie", grywałem nawet Birbanckiego. Grałem Kossakowskiego w "Księdzu Marku" Słowackiego, teraz mam grać Kossakowskiego w "Horsztyńskim". Bardzo tęsknię do klasyki. Przez 11 lat pobytu w tym teatrze (Dramatycznym - przyp. bjr) - z jego współczesnym repertuarem - jestem pod tym względem wyposzczony. U nas, co prawda, świecie jest ona po prostu wystawiana. A przecież bez klasyki nie ma teatru. Nie ma aktora. Bardzo się cieszę na tę rolę. I mam nadzieję, że będę teraz częściej grywał w repertuarze klasycznym.

- Postaci "Horsztyńskiego" wymagają jakiegoś aktorskiego wcielenia się w nie bez reszty. Tymczasem krąży opinia, tak jak to zwykle bywa, że jest Pan zwolennikiem "gry z dystansem"...

- Nie znam ról z dystansem, nie rozumiem, co to jest "gra z dystansem". Naturalnie w samej pracy aktorskiej (i w każdej zresztą twórczości) obowiązuje dystans między twórcą, a jego dziełem. Aktorstwo bez dystansu w tym sensie byłoby histerią...

- A jednak Makbeta grał Pan z dystansem w tym obiegowym znaczeniu, według, którego aktor wyraża siebie lub swoją epokę jakby poza graną postacią...

- Nie, proszę pana. Makbeta grałem po prostu źle.

- Może teraz dwa słowa o odrębności teatru TV.

- Cóż, teatr telewizji jest taki, jak każdy inny teatr, tyle że bardzo przyjemny, bo kameralny. Dlatego bardzo lubię grać w telewizji.

- Niektórzy umieszczają go gdzieś między filmem, a teatrem prawdziwym. Czy uważa Pan, że to nieporozumienie?

- Tak, to co innego. W filmie mnie fotografują montują - tutaj GRAM tyle że, jak powiedziałem, na zmniejszonej przestrzeni, co my, aktorzy, bardzo lubimy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji