Artykuły

Statek Błaznów: Nowe oblicze Teatru Lalek

"Statek błaznów" w reż. Piotra Tomaszuka we Wrocławskim Teatrze Lalek. Pisze Magdalena Talik w portalu kultura.online.pl.

Wrocławski Teatr Lalek ma całkiem nową Scenę Novą, na której deskach widzowie mają oglądać repertuar zarezerwowany raczej dla dojrzałego odbiorcy.

Preludium do styczniowej inauguracji nowej przestrzeni była ubiegłoroczna premiera spektaklu "Sło" w reżyserii Jana Peszka (według utworu Mateusza Pakuły). Sztuka, której jednym z bohaterów był Juliusz Słowacki okazała się świetnym antidotum na nudę podręcznikowych biogramów. Wieszcz z utworu Pakuły okazał się bliższy współczesnym odbiorcom niż można się było spodziewać.

Nowa premiera, pierwsza oficjalna pod szyldem Sceny Novej to "Statek błaznów" w reżyserii Piotra Tomaszuka, jego sztuka oparta na tekście żyjącego na przełomie XVI i XVI wieku Sebastiana Branta. Niemiec, uniwersytecki profesor zajmujący się prawem, napisał "Das Narrenschiff" u schyłku XV wieku, a dzieło cieszyło się sporą popularnością, choć prawdziwego krytycznego wydania utwór doczekał się dopiero w 1854 roku. Na język polski natomiast został przetłumaczony dopiero teraz przez profesora Andrzeja Lama. Piotr Tomaszuk wiele z tego tekstu włączył do swojego spektaklu.

O czym jest "Statek błaznów"? O ludzkich przywarach, które zostają odpowiednio wyeksponowane i omówione, wyśmiane, napiętnowane. W książce Branta bohaterowie są błaznami, którzy płyną na jednym statku pokazując nam kalejdoskop wszelkiej niegodziwości i stawiając przed nami symboliczne zwierciadło. Bo przecież błaznami jesteśmy przecież my uganiający się za doczesnymi uciechami, grzeszący.

Piotr Tomaszuk zdecydował, że widza umieści na owym statku. Siedzimy więc we wnętrzu świetnej dekoracji, a na głównym pokładzie - scenie paradują przed nami karnawałowo rozbestwieni bohaterowie. Szydzą, grożą, cierpią, dają się porwać pokusom, zgodnie z obyczajami karnawału, podczas którego swawoliło się, by w Wielkim Poście prosić o przebaczenie.

Gdyby jedynie na tym poziomie czytać spektakl, pozostałby zrozumiały i niezwykle atrakcyjny wizualnie (scenografia inspirowana w jakiejś mierze malarstwem Boscha i jego makabrycznymi wizjami), co jest zasługą Pawła Dobrzyckiego, choć i Maciej Prusak dołożył swoją rękę, by ruch sceniczny uczynić niezwykle precyzyjnym, a chwilami nawet przejmującym.

Problem zaczyna się jednak na poziomie tekstu, bo wydaje się, że bogata, wielowątkowa fantasmagoria Branta przeniesiona na scenę staje się chwilami mało zrozumiała, a coraz nowe korowody błaznów maszerujące przez scenę i podające nam, bądź co bądź, niełatwy tekst powodują u widza pewną konsternację.

Najbezpieczniej oglądać "Statek błaznów" jako fascynujące widowisko (którym w istocie jest), bijące feerią barw, fenomenalnie zilustrowane muzyką Piotra Nazaruka, chwilami mroczne, chwilami obsceniczne. Nie wywoła ono u nas jednak lęku przed śmiercią czy przed słowami Apokalipsy (na scenie mamy czterech jeźdźców - doskonały jest zwłaszcza Grzegorz Mazoń jako Zaraza czyli Kataryna). Po prostu inne czasy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji