Artykuły

TISZ, sztuka szuka porozumienia

Nieporozumienie przy świątecznym stole rodzi porozumienie teatralne, zarazem to artystyczne, jak i życiowe - o spektaklu "Idą święta" w reż. Piotra Ratajczaka w ramach projektu edukacyjnego TISZ pisze Szymon Wasilewski z Nowej Siły Krytycznej.

Na początek kilka informacji natury formalnej. Od września 2009 roku szczeciński Teatr Współczesny wraz z II Liceum Ogólnokształcącym w Szczecinie realizuje projekt edukacyjny TISZ (Teatr i Szkoła), powołany w Instytucie Teatralnym w Warszawie. 12 stycznia w Malarni (mała scena Teatru Współczesnego) miała miejsce premiera owocu tej współpracy, którym jest spektakl "Idą święta" reżyserowany przez Piotra Ratajczaka.

Teraz przejdźmy do rzeczy. Wspomniany reżyser, autor takich spektakli, jak "Pan Poduszka", "Produkt" czy "Wodzirej. Koszalin Kulturkampf" postanowił zaopiekować się grupą młodzieży i przygotować z nią przedstawienie teatralne. Nie lada wyzwanie, bowiem nie chodzi tu o zwykłe kółko teatralne, a o sztukę, która zostanie odegrana na prawdziwej scenie teatralnej, przed prawdziwą publicznością, a także weźmie udział w ogólnopolskim przeglądzie "TISZ Fest".

Tematem podjętym przez Ratajczaka i uczniów II LO w Szczecinie są Święta Bożego Narodzenia, a przede wszystkim ich konsumpcyjne oblicze. Temat wydawałoby się, że prosty. Lecz równie łatwo jest go zacząć, jak i zepsuć, popaść w banał. Uważam jednak, że twórcy szczecińskiego TISZ-u dość sprawnie uniknęli tych pułapek. Ich strategią jest swego rodzaju żonglerka świątecznymi toposami współczesności: pożądaniem prezentów, nieustannej reklamy, emocjonalnego i religijnego wypalenia, generalnie - wszechobecnego hiperrealizmu. Te motywy przedstawiane są w różnoraki sposób. Raz jest to przesadny, lecz poruszający dramatyzm (scena wygaszania świeczek), innym razem są to elementy komiczne (trawestacje kolędy czy wykonanie "Last Christmas"). Padały również alterglobalistyczne komunały, które należy uznać za naturalny element tego współczesnego i eklektycznego sztafażu. Musiały się one tam zawrzeć, by przeprowadzić z nimi czytelną polemikę. W tej strukturze tkwi pewien urok. Kiedy sztuka docierała do pewnego granicznego punktu, widz bywał zaskakiwany odpowiedzią lub kolejnym wątkiem.

W tym miejscu można zdradzić reżyserską receptę. Ideą Piotra Ratajczaka była rozmowa z młodymi. To właśnie stąd wzięły się wszystkie ujęcia tematu świąt. Z jednej strony uniwersalne i czytelne dla wszystkich, z drugiej wchodziły one w pewien hermetyczny socjolekt odnoszący się do gadżetów, gier i innych wirtualności. Stąd też w omawianej sztuce znalazło się miejsce na spontaniczność językową oraz sceniczną. I jestem pewien, że język ten nie jest, aż tak bardzo obcy pokoleniu reżysera czy, idąc jeszcze dalej, generacji rodziców aktorów. Bowiem bunt zawsze opiera się na podobnych środkach, a poza tym wszyscy żyjemy w tych samych czasach.

Tekst został także uzupełniony popkulturowymi narracjami, pochodzącymi z nieco odmiennych rejonów, ale bez trudu sprowadzanych do wspólnego mianownika. Była to piosenka Comy oraz wiersze Marcina Świetlickiego. Można uznać to za próbę porozumienia pomiędzy reżyserem a młodszymi aktorami.

Cóż za paradoks! Nieporozumienie przy świątecznym stole rodzi porozumienie teatralne, zarazem to artystyczne, jak i życiowe.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji