Artykuły

Kłopoty z obsadą

Szara tonacja sceny z meblami - symbolami: kanapo-fotelami o dziwacznych, wysokich oparciach, które zarazem w pierwszym akcie spełniają poniekąd rolę zaproponowanych w autorskich didaskaliach kolumn salonowego wnętrza, zaś w akcie trzecim - odwrócone do widza tyłem - stwarzają iluzję parkowych drzew. Na tym ciekawym plastycznie (dzieło Lidii i Jerzego Skarżyńskich) a mocno smętnym w nastroju tle poruszają się ludzie - jednobarwni. W kolejnych odsłonach stylowe kostiumy wszystkich bohaterów sztuki przybierają ten sam różniący się tylko w odcieniach kolor: beże, seledyny, fiolety i w finale żałobne szarości. Jedna tylko postać odbija pewną żywością bario; to postać Natalii, żony Andrzeja Prozorowa, szwagierki trzech sióstr.

Oto i klucz do odczytania reżyserskiego zamysłu inscenizacyjnego "Trzech sióstr" Czechowa na scenie im. Solskiego w Tarnowie, który to spektakl mieliśmy ostatnio możność oglądać w krakowskim Starym Teatrze. Pospolita, wulgarna kobieta, pozbawiona skrupułów i odruchów serca, opanowuje władczo, krok po kroku, stary dom Prozorowów, zawsze dotąd otwarty dla przyjaciół, dla ludzi osamotnionych, łaknących nieco ciepła i serdeczności. Natalia Iwanowna roztacza kolejno władzę nie tylko nad wszystkimi pokojami i wszystkimi sprawami w nich się dziejowymi; zagarnia także w bezgraniczne władanie jego mieszkańców. Przede wszystkim Andrzeja, człowieka, który marzył o świetne przyszłości uczonego, a w małżeńskich okowach pospolitości maleje, stacza się do żałosnej pozycji urzędnika-karciarza, podwładnego kochanka swej żony.

Postać Natalii rzuca się w spektaklu w oczy nie tylko o wyróżniającą się kolorystyką sukien. Także aktorską grą - nachalną i ostrą (Anna Urlata). Także samą swą zaznaczającą się raz po raz, choćby niemą, obecnością na scenie, po której defiluje kilkakrotnie w czasie akcji, osłaniając ręką lichtarz ze świecą. Jest, czuwa, rządzi, panuje. Tak odczytałam tarnowską inscenizację "Trzech sióstr", których beznadziei, tragedii nie ziszczonych dziewczęcych marzeń o Moskwie nie pomniejszają optymistyczne słowa bohaterów na temat lepszej przyszłości czy pracy dającej szczęście. "Tarara... bim... bam.... na wszystko bimbam..." - ostatnie słowo Czebutykina to jakby pointa całego smutnego widowiska.

Smutnego nie tylko w swej wymowie. Także w realizacji. Raz jeszcze potwierdziło się, że nie ma teatru Czechowa bez znakomitego aktorstwa. Delikatne niuanse psychologiczne jego bohaterów giną, zamazują się bez wyśmienitej interpretacji, bez czujących Czechowa odtwórców jego scenicznych postaci. A w tym przedstawieniu zaledwie kilku aktorów wczuwa się w atmosferę pisarstwa Czechowa, psychikę jego bohaterów - tak z pozoru różnych od ludzi współczesnych, a tak niekiedy bliskich nam swymi troskami, wątpliwościami, rojeniami.

Może najbardziej "stylowe" okazały się w spektaklu postaci drugoplanowe (Anfisa - Janina Orsza-Łukasiewicz, Fierapont - Jan Mączka, a przede wszystkim żałosny Kułygin - Zbigniew Gorzowski i tragikomiczny Czebutykin w realizacji Wojciecha Łodyńskiego). Ale postaci te nie mogą decydować o atmosferze, o istocie spektaklu. Zaś główni bohaterzy niestety w większości zawiedli. Nieznośna, nerwowa, rozkrzyczana naturalna "dekadencka" Masza; pozbawiony wdzięku i miękkość Wierszynin, sztywny, jakby demoniczny Solony, sympatyczny, ale nie wyglądający na nieszczęśliwie zakochanego Tuzenbach, wreszcie nie wiadomo dlaczego groteskowo sepleniący Rode - to niewesoła litania niewłaściwych, nierzadko rażąco błędnych interpretacji.

W tej sytuacji nie może uratować wrażenia całości wzruszająca Irena - pełna młodzieńczego wdzięku, zadumy, liryzmu. I pełna prostoty. Maria Wiśniowska, którą niejednokrotnie mieliśmy okazję zachwycać się na tych łamach w rolach na deskach nowohuckiego Teatru Ludowego, to doskonały nabytek tarnowskiej sceny.

Nie jedyna to nowo obsadzona postać w tym przedstawieniu. We wkładce do programu czytamy: "Połowa aktorów z "Trzech sióstr" odeszła z dniem 1. IX. br. do pracy w innych teatrach (Kraków, Warszawa). W tej sytuacji dokonaliśmy generalnych zmian w obsadzie tejże sztuki i postanowiliśmy wystawić ją jakby od nowa, trzymając się wszakże intrygującego zamysłu inscenizacyjnego pierwotnego przedstawienia. Autorem tego zamysłu jest Bogdan Hussakowski, reżyserię obecnego kształtu "Trzech sióstr" przejął Ryszard Smożewski. W kilku zdaniach pełny obraz teatralnych kłopotów...

Nie miałam okazji oglądać pierwszej wersji tarnowskiej inscenizacji sztuki Czechowa. Podejrzewam jednak, że owe zmiany obsadowe nie wyszły przedstawieniu na zdrowie. Jakkolwiek przypuszczenie to podważyć może fakt, że przecież m. in. właśnie Irena otrzymała nową, a świetną interpretatorkę.

W spektaklu tarnowskim wymienić jeszcze należy nazwisko Mariana Walek-Walewskiego, jako że tło, muzyczne w jego opracowaniu odgrywa dość istotną rolę w nastrojowej sztuce Czechowa na scenie im. Solskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji