Artykuły

Trzy śmieszne siostry

Antoniego Czechow jako genialnego dramaturga odkryto zaledwie kilkanaście lat temu. Oczywiście i przedtem teatry wystawiały jego sztuki, zwłaszcza te które weszły do klasyki światowej ("Mewa", "Wujaszek Wania", "Trzy siostry", "Wiśniowy sad"), ale traktowano je właśnie jako klasykę, czyli i odpowiednim nabożeństwem należnym dziełom wielkim, choć przecie nieco i staroświeckim. I nagie okazało się, że ten klasyk pisał dramaty i brzmiące niesłychanie współcześnie, mówiące o sprawach najbardziej aktualnych, poruszające problemy obchodzące nas wszystkich. Odkryto uniwersalną mądrość Czechowa, mistrza podtekstu i psychologicznego, moralnego i obyczajowego.

To nie przypadek, że wielki pisarz rosyjski powrócił na sceny całego świata w pełnej glorii właśnie "Trzema siostrami". Gdy przed przeszło dziesięciu laty wystawiono tę sztukę w Paryżu z trzema siostrami Poliakoff w rolach głównych (m.in. Marina Vlady, Odille Versois), zachwytom nie było końca. Przypominam też sobie "Trzy siostry" z końca lat pięćdziesiątych w inscenizacji Kazimierza Dejmka w łódzkim Teatrze Nowym. Przedstawienie to wywołało szeroki rezonans w całym kraju. W czym tkwi siła tego niezwykłego dramatu?

Czechow napisał tę sztukę na trzy lata przed śmiercią, w roku 1901 (potem był już tylko "Wiśniowy sad"). Ma to znaczenie dlatego, iż utwór ten wyszedł spod pióra pisarza już doświadczonego, który potrafił tu skumulować swoje przemyślenia, jak i bogate obserwacje rosyjskiej prowincji (a obserwatorem był wyśmienitym). Wszystko co charakterystyczne dla twórczości Czechowa zostało skondensowane w "Trzech siostrach", a sztuka ta mieści się też znakomicie w ogólnym nurcie literatury rosyjskiej przełomu XIX i XX wieku, zajmując w nim czołowe miejsce. Przy tym jest to dramat jakże bliski Becketta, czy Mrożka ("Indyk"), podejmuje przecież generalny problem ludzkiej niemożności, która przybiera tu wymiary groźnego fatum.

Wszystkie widziane przeze mnie inscenizacje "Trzech sióstr" (łącznie z telewizyjnymi) wydobywały przede wszystkim na plan pierwszy tę dramatyczną niemożność bohaterów. Finał rozgrywano jak tragedię i nikogo nie dziwił szloch na sali. Tymczasem Czechow nazwał "Trzy siostry"... wodewilem i nawet upierał się przy tym określeniu. Stanisławski wspomina, że autor po odczytaniu sztuki aktorom Teatru Artystycznego był zdumiony, że jedni nazwali ją dramatem, a inni tragedią. Rozgniewało go to bardzo i długo nie mógł się uspokoić. Był bowiem przekonany, że napisał wesołą komedię.

Z tego założenia wyszedł Ryszard Smożewski inscenizując "Trzy siostry" w tarnowskim Teatrze im. Ludwika Solskiego." Nie zrezygnował więc z ani jednej sceny, czy momentu komediowego i stonował elementy dramatyczne. Można by zatem powiedzieć, że mamy do czynienia ze smutną komedią. Bohaterowie Czechowa są tu żałośnie śmieszni, ale nie zabawni, słabi, porażeni niemocą psychiczną, a jednocześnie nieco groteskowi w swej egzaltacji, pseudofilozofii, odruchach, zachowaniu, gestach, słowach. Osiągnięto w ten sposób efekt najszlachetniejszego rodzaju humoru, kiedy śmiejemy się nie tyle z potrzeby fizjologicznej, co z potrzeby refleksyjnej zadumy nad ludzkim losem. Właściwie nie śmiejemy się, a uśmiechamy, mając na myśli mniej bohaterów sztuki, a bardziej samych siebie. Czechow był przecież najwspanialszym ironistą w historii literatury i ironia jest w przedstawieniu tarnowskim cały czas obecna. Smożewski zdecydował się na ryzykowny taniec na linie, który w każdej chwili groził upadkiem w farsę lub groteskę. Na szczęście dotańczył do końca liny, choć nie bez niebezpiecznych zachwiań (wózek krążący w tle ostatniej sceny). Zdołał nawet zakończyć swój występ efektownym ukłonem, gdy w finale pozostaje sam na sam z widownią tylko... niemowlak.

Oczywiście zdecydowanie komediowe potraktowanie "Trzech sióstr" musi prowokować do dyskusji, zwłaszcza jeśli pamięta się tradycyjne inscenizacja tej sztuki. Przedstawienie tarnowskie może się podobać lub nie, ale widzów lubiących Czechowa nie pozostawia obojętnymi. Niżej podpisanemu śmieszne "Trzy siostry" trafiały do przekonania, choćby dlatego, że odświeżająco ukazały Czechowa humorystę i ironistę, a nie Czechowa pełnego weltschmerzu, zadumanego tropiciela tajników ludzkiej duszy.

Kapitalną, choć równie kontrowersyjną scenografię opracowali Lidia i Jerzy Skarżyńscy. Scenę wypełniają bowiem nadrealistyczne moorowskie meble pełniące role foteli, otoman, a nawet ściany. Tylko szary plusz zbliża je do epoki autora. Aktorzy grają na wyrównanym poziomie i trudno byłoby powiedzieć o jakiejś znaczniejszej kreacji. Anna Urlata gra Natalię Iwanową od początku jako zdecydowaną idiotkę, podczas gdy dotąd w pierwszym akcie traktowano ją zazwyczaj jako ładne, niewinne i urocze dziewczątko, które dopiero po wyjściu za mąż "zmienia skórę". Także zupełnie inaczej prowadzi role Maszy Elżbieta Kijowska, która zamiast nuty melancholii, poezji, smutku, przedstawia śmieszną, egzaltowaną kobietkę. Śmieszą również - Danuta Jamrozy, Maria Wiśniewska, Łukasz Pijewski, Zbigniew Gorzowski, Jerzy Wasiuczyński, Zbigniew Korepta, Wojciech Łodyński i inni. Tylko Stanisław Elsner jako Mikołaj niezbyt szczęśliwie wszedł w konwencję tej inscenizacji.

Ponieważ teatr tarnowski będzie przedstawiał "Trzy siostry" na terenie województw kieleckiego i radomskiego, radzę wybrać się na ten spektakl. A potem można się kłócić czy Smożewski miał rację.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji