Artykuły

Kobiety bez mężczyzn

Trzy zachwycające kobiety, Olga, Ma­sza, Irina, jeszcze bardzo młode, a już wiadomo, że przegrane, że ich życie nigdy nie będzie na miarę ich pra­gnień i marzeń. Wokół nich mężczyź­ni, starzy i młodzi, cywilni, a prze­ważnie wojskowi, nic w nich nadzwyczajnego, przeciętni, niezbyt mądrzy, prowincjonalni nudziarze. Koniec sztuki przypieczętowało jej początek, co zaczęło się oczekiwaniem na zmianę, na ów symboliczny wyjazd do Moskwy, kończy się utrwaleniem w zwy­kłym, nieciekawym życiu.

Banalna historia, a przecież tak ge­nialnie przez Czechowa napisana, że można jej słuchać bez końca, bez końca oglądać ją na nowo. Bo też sztuki Cze­chowa są jak muzyczna partytura, która pozwala na zróżnicowania interpretacyj­ne, tyle kryje się w niej możliwości niuansowania, a każdy niuans ma swoją wagę.

W Teatrze Powszechnym "Trzy sio­stry" umieszczono na Małej Scenie, a scenę rozciągnięto, poszerzono na boki za pomocą dekoracji. Ukazuje ona dość zgrzebne pomieszczenie, w którym ma się pomieścić wszystko, zarówno salon, jak jadalnia i pokój sublokatora. Reżyser - Agnieszka Glińska - sprawnie rozmieszcza ak­centy sytuacyjne, wykorzystując symultanicznie pomyślaną scenę. Z rozgry­wania poszczególnych sytuacji czytelne są intencje reżysera. Odarł on postaci nie tylko z sentymentalizmu, ale nawet z sentymentu i uczuć sympatii, a mężczyzn także z urojonego przez kobiety blasku. Strojom przydano współczesne akcenty, by przybliżyć rzecz dzisiejsze­mu widzowi. Spektakl ma suche, ostre, mało zróżnicowane brzmienie. I moż­na by na taką wersję przystać, jeśli ma ona swoje dopełnienie w grze aktorów.

Na początku płynie z głośników mu­zyka, jest radosny, podniecony nastrój, bo Irina ma urodziny. Irina, najmłod­sza, ale już dwudziestoletnia, jest tutaj jeszcze bardziej odmłodzona, wysoka o kanciastych, niezgrabnych, chłopię­cych ruchach, dużej rumianej twarzy z bogatą mimiką. Reżyser decydując się obsadzić w tej roli studentkę szkoły te­atralnej Annę Moskal uczyniła ciekawy i niebanalny wybór, znalazła Irinę mniej liryczną, a bardziej drapieżnie młodą, łapczywą na życie i szczęście. Katarzy­na Herman w roli Maszy po prostu jest kobietą - kobietą znudzoną i rozczaro­waną swoim mężem. Olgę gra Dorota Landowska, aktorka szlachetnie piękna i oryginalna, co nieczęste w młodym po­koleniu, i o dużych już umiejętnościach, czego dała dowód w kolejnych, różnią­cych się od siebie rolach. Postać przez nią stworzona to nowoczesna, dzielna, twarda, mądra kobieta, nie rozczulają­ca się nad swoją samotnością. Jakże różna od trzech sióstr, antypatyczna, pazerna, bezwzględna i chamska jest ich szwagierka Natasza - Agnieszka Krukówna - wspomagana celowo niegustownym kostiumem wywiązała się dobrze ze swojej roli, choć trzeba przy­znać, że jest to rola nietrudna, bo jed­noznacznie antypatyczna. Wzruszającą postać starej niani Anfisy stworzyła Mi­rosława Dubrawska.

Pełnowymiarowe postaci kobiet nie mają niestety godnych męskich partne­rów. Ukochany Maszy Wierszynin - Piotr Machalica - ani przez chwilę nie przekonuje, że można go namiętnie ko­chać i że sam jest do takiej miłości zdolny. Źle, że dwaj wielbiciele Iriny: Solony - Jacek Braciak i Tuzenbach - Krzysztof Stroiński są pospolici ponad miarę sztu­ki. Przy czym ten sceniczny Solony jest postacią całkiem nieokreśloną, mimo że sztuka określa go jako postać skompliko­waną, nieśmiałą, zawistną i złą, złośliwą i nienawistną, jest więc co zagrać. Tuzen­bach także wydaje się postacią bez wła­ściwości, co nie dziwi, jako że Krzysztof Stroiński, jest na scenie zawsze taki sam i raczej nijaki. Pozostałe postaci także budzą w tym przedstawieniu wątpliwo­ści i niedosyt. Andrzej, brat Olgi, Maszy i Iriny klasyczny nieudacznik, który w dodatku wpadł w fatalne małżeńskie sidła, to postać dramatyczna, budząca współczucie, ale nie tutaj w mdłym wy­konaniu Sławomira Packa. Także tak doświadczony aktor jak Władysław Kowal­ski pozostawia widza obojętnym, gra jakby od niechcenia, powierzchownie, rozpitego lekarza Czebutkina.

O to wszystko wypada mieć pretensje do reżysera. Dobrze zapowiadająca się w tym fachu Agnieszka Glińska opano­wała już wprawdzie prowadzenie akto­rów po sytuacjach, ale nie posiadła sztuki prowadzenia gry aktorów, drążenia roli w głąb, tworzenia jej wszechstronnego obrazu, większość postaci w tym spekta­klu ślizga się po powierzchni. Szkoda więc, że przedwcześnie zabrała się za Czechowa, wskutek czego "Trzy siostry" w Powszechnym mimo dobrych ról tytu­łowych są dokonaniem połowicznym - jak kobieta bez mężczyzny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji