Artykuły

"Trzy siostry" po latach

Przed dziesięciu laty, kiedy Aleksander Bardini przygotowywał dla telewizji premierę "Trzech sióstr", zainteresowanie wywoła nie sama zapowiedź przedstawienia, a bardziej jeszcze zamiar reżysera zaangażowania do trzech głównych ról nikomu jeszcze nie znanych aktorek studentek szkoły teatralnej. Przedstawienie oglądano też głównie z tego punktu widzenia, czy pomysł okazał się fortunny. Spośród trzech odtwórczyń głównych ról tylko jedna Ewa Ziętek, miała już za sobą debiut w "Weselu" jednak innym typem była dziecięco-naiwna Panna Młoda od poważnej, świadomej odpowiedzialności, jaka na niej spoczywa, zrezygnowanej i wyciszonej Czechowowskiej Olgi. Drugą prawdziwą tym razem debiutantką, była w tym spektaklu Krystyna Janda, po raz pierwszy zachwycająca w roli Maszy siłą wewnętrznego skupienia, oscylującego na pograniczu histerii, a przecież nigdy nie przekraczającego granic dyscypliny aktorskiej, i wreszcie Joanna Szczepkowska, urocza, choć może trochę zbyt rozedrgana Irina, dziecięco-dziewczęca, reprezentująca emploi, o które od dawna już najtrudniej w naszym teatrze. Aleksander Bardini, znakomity pedagog, pewną ręką poprowadził przecież niedoświadczone jeszcze wówczas aktorki. Gdy dziś, z perspektywy lat, oglądamy te pierwsze kroki, dostrzegamy w nich te właśnie cechy, które później złożyły się na najważniejsze elementy ich aktorstwa. Bardini, starannie dobierając również innych wykonawców, zwrócił uwagę na opracowanie masek, na prezentowane typy. W rezultacie otrzymaliśmy przedstawienie dosyć nieoczekiwane, inne niż te, które zwykło się oglądać na scenach. "Trzy siostry" w miarę urokliwe, ale przede wszystkim - wręcz zaskakująco pozytywistyczne, powtarzające wszystkie hasła pracy u podstaw, przyszłości nauki w przyszłym wspaniałym świecie mądrych ludzi i pracy uszlachetniającej, traktowane na ogół przez reżysera jako swego rodzaju sztafaż literacki. W sytuacji, kiedy sztafażem staje się atmosfera, Czechow nabiera tonów Gorkiego, i prawdę mówiąc, wcale nie jestem pewna, czy zawsze musi mu to na złe wychodzić. W każdym razie nie wtedy, gdy pomagają w tym tak znakomici aktorzy, jak Kamas, Fronczewski, Zapasiewicz, Walczewski. Może najgorzej wyszedł na tym Władysław Kowalski, najmniej przekonujący w roli zahukanego Andrieja, gdyż nie bardzo wiarygodna była jego przemiana w wielce szanownego urzędnika ugruntowującego mieszczańską sławę swojej rodziny.

Było to w każdym razie wznowienie pouczające i nie szkoda było czasu na obejrzenie tych "Trzech sióstr" - nawet po raz drugi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji