Artykuły

Oskarżyciel i upał

KULTURA może sobie być kulturą, ale plan jest planem i nie ma mocnych - bije tę pierwszą na głowę. Czyli jeśli w sezonie ma być np. osiem przedstawień to będzie, choćby i w środku lata. Tylko, że wówczas jak się okazuje, jest to zabawa sobie a muzom. Po prostu - ktoś kto wymyślił wakacje, wiedział doskonale, co robi. Wiedział, że jest to czas na odpoczynek, relaks, także i od ambicyjek, snobizmów itd. Kto może, wizytowe garnitury skrzętnie chowa do szafy i wyjeżdża jak najdalej, codzienne obowiązki, znajomych i tzw. ambitniejszą rozrywką zostawiając na pogodę bardziej sprzyjającą.

Tylko ci, co muszą i ci co, przepraszam bardzo, mają troszkę nie po kolei, w środku lata wybiorą się do teatru, jeśli w dodatku na afiszu widnieją dwa bardzo serio brzmiące słowa "Oskarżyciel publiczny". Ten tytuł zespół Teatru "Wybrzeże" przygotował bowiem na upalną lipcową premierę na Scenie Kameralnej w Sopocie. Pretekst co prawda był znakomity - za kilka dni okrągła, dwusetna rocznica wybuchu Wielkiej Rewolucji Francuskiej, szturmu na Bastylię. Zaś "Oskarżyciel publiczny" Fritza Hochwaldera tematycznie tamtych czasów dotyczy.

Nie jest jednak dramatem historycznym zbudowanym w oparciu o suchą, kronikarską relację. Jego uniwersalizm polega na ukazaniu mechanizmów tworzenia się i umacniania nowej władzy jej wpływie a jednostkę, różnicy między głoszonymi przez nią hasłami, a brutalną codzienną praktyką. Dramat napisany w 1946 roku, polskiej prapremiery doczekał się dopiero w dwadzieścia pięć lat później. To też o czymś świadczy. Bo można sztukę Hochwaldera odczytywać jako krytykę terroru panującego za czasów francuskich komisarzy, można ów terror przyrównywać do tego, co działo się na świecie w latach 1939-1945 (rzecz napisana zostałprzecież rok po zakończeniu II wojny światowej), ale ewidentnie odnosi się do wszelkich systemów totalitarnych, w których system stwarza władzy możliwość całkowitego niemal panowania nad życiem i śmiercią milionów ludzi.

Na widowni Teatru Kameralnego pustawo. Panie w strojach prawie plazowych (niektóre w szortach i bawełnianych podkoszulkach) wachlują się programami do przedstawienia, próbując rozsunąć cienką zasłonę gorącego, lepkiego powietrza. Sa scenie aktorzy ubrani w kostiumy z epoki- Prokurator Chatelet Antoni Fouquier-Tinville (Krzysztof Gordon) rozmawia ze swoim Sekretarzem Grebeauvalem na temat kilkudziesięciu kolejnych podpisanych przez siebie wyroków. Sekretarz jest wierny władzy, każdej władzy - służy z bezgranicznym oddaniem w imię... ratowania własnej skóry.

Następna scena to dialog prokuratora z katem, który czując się "artystą" w swoim zawodzie, buntuje się przeciwko taśmowemu ścinaniu głów. Dalej śledzimy poczynania, innych przywódców rewolucji - komisarza Talliena (Jacek Mikołajczak) i jego ukochanej Terezji (Dorota Kolak). Oto oni wszyscy: dawniej - handlarze, oszuści, podrzędne aktorki; obecnie - wodzowie wielkiej sprawy; w rzeczywistości - krwiożercze bestie, bezduszni oprawcy. W swych rękach mają potężną broń - terror. Terror, który ma służyć walce z kontrrewolucją, bronić nadrzędnych wartości państwa, stają się narzędziem zbiorowego, usankcjonowanego przez prawo mordu.

Społeczeństwo dzieli się więc na oprawców i pomocników oraz ich ofiary. Ale w takim systemie ofiarą stać się może każdy, również ci, którzy czuli się nietykalni. Bezduszna machina, którą wprowadzili w ruch, obraca się przeciwko nim. Bo walka o utrzymanie zdobytych pozycji toczy się nieustannie. Do zaszczytów dochodzi się błyskawicznie i równie szybko, w jednej chwili, można je stracić, a wraz z nimi - stracić życie. Tak jak prokurator, oskarżyciel publiczny.

To świetna sztuka, oszczędna, zwarta. Nie ma w niej zbędnych słów, na scenie nie leje się krew, nie widać katowanych. Tylko złowrogi cień gilotyny,

I bardzo dobrze zrealizowana w Sopocie. Alojzy Nowak wyreżyserował ją prosto, bez tricków formalnych, maksymalnie uwydatniając nośność samego tekstu, podkreślając go oszczędną, czarną scenografią Antoniego Tośty. To także bardzo dobra rola Krzysztofa Gordona. Jego oskarżyciel, beznamiętny i cyniczny do końca - przeraża. Na wysokim poziomie partnerują mu: Dorota Kolak, świetnie oddająca niuanse specyficznej, bezwzględnej, pozbawionej skrupułów kobiecości i Jacek Mikołajczak - niezbyt inteligentny, lecz sprytny Tallien, będący mimo to bezwolnym narzędziem w rękach żony, miotający się od brutalnej pychy do zwierzęcego przerażenia.

"Oskarżyciel publiczny" jest jedną z najlepszych propozycji "Wybrzeża" w dobiegającym końca, niezłym sezonie tego teatru, stanowczo jednak za ciężką na lipcowe wieczory. Ale plan jest planem i basta.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji