Artykuły

ŻUREK A LA SZEKSPIR

Mgła i szalejący demon zła: Lizon. Wcielanie czarownic z wrzosowisk "Makbeta", wszelkiej intrygi i okrucieństwa szekspirowskich bohaterów. Padalec służalczości w politycznej rozgrywce. Zło sączące się jadem z lepkiej mgły. Tak zapowiada się inscenizacja najnowszej sztuki Jerzego Żurka "Po Hamlecie" w warszawskim Teatrze Ateneum.

Tak być mogło. Gdy na scenie opada mrok, rozświetlany drobnymi punktami latarenek w rękach widmowych postaci, w przestrzeń wżera się sztuczna mgła. I nie opada do końca spektaklu w lesie poskręcanym z budowlanych rusztowań. Las - scenograficzny pomysł Sławomira Dębosza - dźwięczy w inscenizacji prawdziwie metalicznym tonem (jedyny to w niej czysty dźwięk). Ze sceny dmie powiew nastrojowej grozy niczym z ruchomych drzew birnamskiego lasu Ale nie "Makbet", lecz "Hamlet" stał się osnową sztuki Żurka, co uświadamia materializujący się - głosem Czesława Wołłejki - Duch Ojca Hamleta. Więc reżyser, Janusz Warmiński, dochowując wierności intencjom autora sztuki (czytaj szczerym chęciom) cofa się przed kreowaniem na bohatera Lizona (diabelskiego rezultatu matematycznej operacji przemnożenia Makbeta, wyzutego z udręczeń psychologii, przez Lady Makbet).

Bohaterem zostaje Fortynbras, wedle poręczającej opinii Żurka "Hamlet zwycięski". A przecież siłą sprawczą dramatu, jego akumulatorem i konstrukcyjną osią, jeśli nawet wbrew chęciom autora, jest wyłącznie Lizon. Postać jednolicie czarna, ale obdarzona polityczną inteligencją. On trzyma w rękach wszystkie nitki intryg, sterując sytuacją, starając się grać na własną korzyść. Jedyna to rola godna aktorskiej uwagi, tymczasem Jerzy Kamas zawierzając reżyserowi i autorowi, niewykluczone, że także wewnętrznemu przekonaniu, rozmywa przejrzystą nijakością tę niebywałą inteligencję - ponieważ w tej roli niekoniecznie trzeba grać zaraz demona zbrodni, można chłód wykalkulowanych, precyzyjnych posunięć. Niestety Lizon Jerzego Kamasa jest tylko drobną kreaturą dworu, chociaż mógł zostać mistrzem politycznej gry.

Ale czy można być mistrzem mając za przeciwników żółtodziobów, intelektualną pustkę? Bo kimże są bohaterowie Żurka? Po scenicznym lesie plączą się jełopowaci żołnierze, dwaj "święci młodziankowie" - Fortynbras i Grothe, z których pierwszy sprzeda swoje idee za władzę, a drugi straci życie za uczciwość i polityczną głupotę, trupa aktorów - narzędzie intryg w rękach sprawujących władzę, histeryczny Vik, syn Lizona, ludyczna para postronnych komentatorów -Frant i Dana (zamiast hamletowskich grabarzy?). Miła - dziewczyna do ozdoby, ewentualnie do potrząsania sumień zdemoralizowanego aparatu władzy, Rozenkrantz i Guildenstern, podporządkowani wykonawcy rządowych decyzji...

Estetycznie komponują się wszyscy nie najgorzej. Jerzy Kryszak przybrał naiwność Fortynbrasa w rycerską elegancję, twarz i gest światowego dandysa. Gładkość ładnie odbija od chropowatej prostoty Grothego Henryka Talara. Lecz dobranie odpowiedniej faktury nie tchnie jeszcze życia w papierowe postacie, nie przydaje im charakterów. Po scenie snują się zatem, bezcielesne znaki autorskich haseł pisanych na fiszkach (z wyjątkiem Rozenkrantza, którego rozpala żywiołowość Marka Barbasiewicza), w rodzaju: zaprzedanie władzy, uczciwość, moralność i polityka. Nie tuczą ich podrzucane czasem w jałowiejących kwestiach mięsistsze słowa.

Sztuce Żurka należy przyznać zręczność konstruowania fabuły, która w niespodziewanych skrętach narzuca zmiany rytmu, przyspieszenia tempa. Ale to za mało by udźwignąć jej retoryczny bezwład. Drażnią dialogi wypełnione płytką aforystyką. Jeżeli zamierza się w dramacie odsłonić mechanizmy gry o władzą, to najmniej skutecznie czynią to truizmy w ustach bohaterów. "Po Hamlecie" sprowadza się do konkluzji, że "władza to największa dziwka świata", podpieranej pokrewnymi myślami w szczenięco rozbrajających dyskusjach.

Bywa, że całe dramaty pisze się dla odsłonięcia jednej, ważnej prawdy, ale za kulisami najnowszej sztuki Żurka niewiele się kryje. Miała to być rzecz współczesna w szekspirowskim przebraniu. Została nieoryginalna anegdota wysnuta z dramatu Szekspira. Co może wyniknąć z przytaczania anegdot? U Żurka najwyżej aluzja. Prawda - żyjemy w czasach, które zmuszają autorów do przedziwnych gimnastycznych ćwiczeń, żeby cokolwiek szczerze o nich powiedzieć. Rozpleniły się więc udramatyzowane, historyczne kroniki, w których historia nie tyle pełni rolę archetypicznego mitu współczesnej wyobraźni, co przeważnie parawanu współczesności.

Gdy ma się dramaturgiczną ambicję mówienia o naszych czasach, nie wystarczy ich odwzorowywanie przez szklaną szybę historycznych bądź literackich odniesień. Polityczny dramat nie ogranicza się do luźnej gry skojarzeń. Jest skupiającą soczewką, która potrafi sprowadzić chaos wypadków do porządkujących reguł. Osadzić wydarzenia w zbieżnej perspektywie i dotrzeć do sił sprawczych, punktu przecięcia sprzecznych interesów ścierających się stron.

Ostatnie okrzyczane współczesno-historyczne dramaty nie spełniają tej roli, wbrew złudnym nadziejom, Ani debiut dramatyczny Żurka "Sto rąk, sto sztyletów", ani "Polonez" Sity. "Sto rąk, sto sztyletów" wbijając ostrze w analogie i aluzje wytraca atakującą siłę, mierzącą w istotę historycznych zdarzeń. "Polonez" chce być doskonały w odwzorowaniu zagubienia narodowej sprawy w pozornych działaniach, słownym zakłamaniu. W rezultacie problem sztuki chwycony został w sztywny gorset cyzelowanego języka. "Po Hamlecie" gubi jedno drugie: skłonność do aluzji i pragnienie doskonałości. Szekspirowska forma, która zgodnie z autorskimi zamierzeniami powinna przenosić na wyższe piętra analiz, uniwersalizować zagadnienia polityki i władzy, unieśmiertelniając prawdy wieczne - w praktyce uśmierca. Fortynbras to nie Hamlet, a Żurek nie Szekspir...

Jednak sięganie po Szekspira niekoniecznie musi się kończyć dla współczesnego dramaturga prowokacyjnym samobójstwem. Dowody? - "Rozencrantz i Guildenstern nie żyją" Toma Stopparda albo zapomniany "Pat" Christiana Skrzyposzka ("Dialog" 1/1969). Tylko że Stoppard przejmując szekspirowski motyw zmienił całkowicie dramaturgiczną konwencję, podjął rozważania o życiu i śmierci w poetyce absurdu. Na użytek Jerzego Żurka pewnie pożyteczniejsza byłaby lektura "Pata", który podobnie jak "Po Hamlecie" mówi o politycznej rozgrywce, o odpowiedzialności i udziale w przewrotach jednostek sprawujących władzę, o wielostronnych zależnościach historycznych przemian. Widać tu co prawda wtórność (wobec "Hamleta" i "Aby podnieść różę" Andrzeja Trzebińskiego), niemniej sztuka przykuwa umiejętnością odkrywania złożoności zjawisk przez prowokowanie działań bohaterów, dzięki szachowej inteligencji autora w kierowaniu wszystkimi figurami dramatu. Są to walory, których reżyser nie wykrzesze z tekstu bez udziału dramaturga.

"Po Hamlecie" Jerzego Żurka. Teatr Ateneum w Warszawie, reżyseria - Janusz Warmiński, muzyka - Adam Sławiński, dekoracje - Sławomir Dębosz, prapremiera - maj 1981.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji