Zmiennik wyśmienity
Jerzy Bińczycki zastąpił Marka Walczewskiego w roli Poloniusza, w "Hamlecie" reżyserowanym przez Andrzeja Domalika w Teatrze Dramatycznym. Aktor Teatru Starego z Krakowa wystąpił przed warszawską publicznością w piątek, sobotę i niedzielę (po spaktaklu nagrodzono go oklaskami na stojąco). W przyszłym sazonie będzie grał Poloniusza wymiennie z Markiem Walczewskim.
- Poloniusz każdego wieczora ginie, a to może spowodować poważne wyczerpanie aktora po ponad 30 spektaklach - zażartował w rozmowie z "Gazetą" Andrzej Domalik. - Od kilku miesięcy było wiadomo, że w kwietniu Marek Walczewski wyjedzie na gościnne występy do Szczecina. Teatrowi Dramatycznemu groziło, że przez półtora miesiąca nie będzie można wystawić "Hamleta", a bilety sprzedają się tak dobrze, że moglibyśmy dać w tym czasie 30 spektakli. Na szczęście Jerzy Bińczycki zgodził się zagrać tę rolę. To był mój jedyny kandydat. Nie wiem, co by było, gdyby odmówił.
- Wybrałem Jerzego Bińczyckiego dlatego, że jest wybitnym aktorem. Poza tym uważam, że na takie zastępstwo powinien przyjść ktoś o zupełnie innych warunkach psychofizycznych niż jego poprzednik, gdyż może zaproponować widzom coś nowego, innego i swojego - stwierdził Domalik. - Bińczycki nie gra Walczewskiego - Bińczycki gra własnego Poloniusza, ale jednocześnie musi być Poloniuszem pasującym do tego przedstawienia.
- Mam nadzieję, że w przyszłym sezonie Bińczycki i Walczewski będą wymiennie występować w Teatrze Dramatycznym. Ja bardzo lubię Marka Walczewskiego w tej roli, ale teraz muszę pokochać Jerzego Bińczyckiego - powiedział reżyser "Hamleta".
Jerzy Bińczycki powiedział nam przed występem, że już po raz czwarty w swojej karierze gra Poloniusza. Przyznał, że poprzednio grał tę rolę w trzech kolejnych inscenizacjach Andrzeja Wajdy w Teatrze Starym w Krakowie. - W "Hamlecie" występowałem także na samym początku mojej pracy, w Katowicach. Nie pamiętam już, co to była za rola, ale na pewno nie tytułowa - dodał.
- Mój występ w Teatrze Dramatycznym ma charakter artystycznego i przyjacielskiego spotkania - z Maciejem Prusem i Markiem Walczewskim jesteśmy rówieśnikami ze studiów teatralnych w Krakowie. Skorzystałem więc z okazji, żeby spotkać się z nimi po latach i z przyjemnością pomogłem w rozwiązaniu problemu repertuarowego. Ten "Hamlet" ma bardzo duże powodzenie, więc warto go grać. W dzisiejszych czasach, jeśli publiczność żąda teatru, nie wolno jej odmawiać.
- Nie widziałem jeszcze tego przedstawienia, poznaję je od strony sceny, ale ta inscenizacja bardzo mi się podoba. To, że publiczność, zwłaszcza młodzież, przychodzi, oznacza, że ta inscenizacja jest szalenie żywa, frapująca i interesująca. A co może być bardziej udanego w teatrze od zainteresowania widowni w połączeniu z propozycją sztuki, uznawanej przez wielu za najdoskonalszy utwór w historii światowego dramatu.
- Zamysł Marka Walczewskiego i moje widzenie tej roli są bardzo bliskie: dramat polityka i ojca, który w określonych okolicznościach traci wszystko, łącznie z życiem i to w sposób przypadkowy. Nie widzę więc konieczności szukania innego sposobu pokazania tej postaci. Dla mnie na pewno nie jest to bohater negatywny. W przyszłym sezonie, kiedy tylko będzie okazja, chciałbym występować w "Hamlecie" na zmianę z Markiem Walczewskim.