...to się tak gra...(fragm.)
Teatr Mały, jak wiadomo, mieści się vis a vis Teatru Studio, gdzie z okazji osiemdziesiątej rocznicy urodzin Becketta wystawiono cykl jego utworów zamknięty "Końcówką" i "Katastrofą" połączonymi w jeden wieczór. Zatem dopełnieniem, jak gdyby interpretacją "Końcówki" jest już nie "Akt bez słów", lecz "Katastrofa", a to z kolei jest świadectwem zupełnie innego czytania i rozumienia twórczości Becketta.
Dzieli te utwory lat bez mała trzydzieści, "Katastrofa", zadedykowana czeskiemu pisarzowi Vaclavowi Havelowi, powstała w 1982 roku. Cała epoka w dziejach współczesnego teatru, a zarazem ewolucji teatralnego pisarstwa Becketta, rozpoczętego nie opublikowanym dotąd dramatem "Eleuteria", gdzie występuje 17 po staci, do obrazu skrajnie zredukowanego, jakim są mówiące lista zawieszone w przestrzeni, jak to ma miejsce w "Nie ja". Dzieli je również ponad trzydziestoletnia historia recepcji twórczości pisarza, która jest tyleż przeglądem intelektualnych trendów, metod interpretacyjnych, co historią poznawania i oswajania się z zawartą w niej wizją dziejów człowieka, kultury i cywilizacji.
Tak jak w wypadku poprzednich realizacji tego cyklu w Studio, możliwie najbardziej zbliżonych do spektakli autorskich, tu wersją wzorcową stało się wyreżyserowane przez Becketta przedstawienie w Schiller Theater w Berlinie Zachodnim z 1967 roku. Świadczą o tym opisy tamtej realizacji i zachowanie przez Antoniego Liberę skrótów, jakie autor wprowadził do pierwotnej wersji tekstu. Libera zbyt dobrze zna i zbył mocno wierzy w twórczość Becketta, by podobny fakt zlekceważyć. Wie, że tylko zrealizowanie utworu zgodnie z zapisaną partyturą gwarantuje przekazanie jego wieloznacznych treści, poetyckiego klimatu i niezwykłej struktury, która jest równie ważna, co wypowiadane przez aktorów słowa.
"Końcówce", jak i innym utworom pisarza, poświęcono setki rozpraw, znajdując w tekście sztuki argumenty dla bardzo różnych interpretacji. Jak każde wielkie dzieło jest ona wielowarstwowa, a jej wieloznaczność jest przez autora świadomie spotęgowana. Cytuje on "Biblię", greckiego filozofa Eubulidesa z Miletu, Szekspira, George'a Herberta i Baudelaire'a. Używa znaczących imion bohaterów, ich filologiczna analiza prowadzi w kierunku kolejnych tropów interpretacyjnych.
"Końcówkę" czytano jako wyraz skrajnego pesymizmu, sztukę o cierpieniu i umieraniu, na które skazany jest człowiek od urodzenia, bowiem wedle maksymy Calderona - "Największą tragedią człowieka jest to, że się urodził". Widziano w niej także obraz świata po zagładzie, gdzie czworo ludzi ocalało w przeciwatomowym schronie, dalej - metaforę jaźni ulegającej degradacji lub zapis końcowej rozgrywki partii szachowej, co sugeruje tytuł, francuskie "Fin de partie" i angielskie "Endgame" należą do wyrażeń języka szachowego. Interpretowano ją również jako sztukę religijną, rozszyfrowując ukryte lub przekręcone cytaty z Proroctwa Jeremiasza, Daniela, "Psalmów", "Księgi Hioba", "Ewangelii" św. Mateusza, św. Marka, symbolikę imion (Nagg, Nell, Clov w różnych językach kojarzą się z pojęciem gwoździa, Hamm z pojęciem, młotka), przywołującą asocjacje z misterium Ukrzyżowania, i inne religijne aluzje znajdujące się w tekście. Nie sposób tu wyliczyć wszystkich prób objaśnienia tej sztuki, te przytoczone dostatecznie jasno pokazują, iż wymyka się ona tradycyjnym literackim interpretacjom. One nie są w stanie objąć całości. Sens i przesłanie "Końcówki" ujawniają się dopiero w teatralnej realizacji i tylko poprzez nią. Pod warunkiem, rzecz jasna, że zostanie zrealizowana nie jako ilustracja jakiejś przyjętej tezy, określonej literackiej interpretacji, lecz jako jako odtworzenie zapisanej w niej partytury.
Jest ona bardzo dokładna. Rzeczywistość sceny musi być tożsama z tą, o której mowa w sztuce. Schronienie Hamma jest, nie ukrywającym swej teatralności, pomieszczeniem o brudno szarych ścianach, z sufitem i czwartą ścianą. Wahadłowe drzwi po prawej do kuchni Clova, w głębi po obu stronach małe okienka. Po lewej dwa śmietniki przykryte prześcieradłami, pośrodku również biało przykryty Hamm, unieruchomiony w fotelu. Clov, jak aktor biednego teatru zmuszony do pełnienia funkcji inspicjenta, wchodzi i przygotowuje przedstawienie, ściąga prześcieradła, podnosi rolety przystawiając sobie schodki, są wysoko. Wszystkie te czynności komentuje śmiechem.
Gdzie jest schronienie Hamma? W trakcie przedstawienia dowiadujemy się, że z jednego okna widać morze, z drugiego ziemię, jest oddalona o siedemdziesiąt cztery metry, dokładnie informuje Clov, tam zobaczył postać chłopca opartego o odwalony kamień. Clov przynosi starcom piasek z plaży. Gdyby była to wyspa, przyroda istniałaby nie tylko w marzeniu Hamma, pies mógłby być prawdziwy, a ziarna mogłyby zakiełkować. Z drugiego okna widać morze, kiedyś, była tam latarnia, Hamm pyta o mewy, żagle, chce zbudować sobie tratwę, aby "popłynąć ku innym ssakom", marzy o poruszaniu się "wbijając pazury w szczeliny" - desek? W kuchni pojawia się szczur, a Hamm zna drogę do spiżarni, źródła życia na morzu. Wysoko umieszczone okna mogą sugerować celę albo kajutę. A więc statek na redzie? Arka ocalonych? Beckett niczego jednak nie dopowiada. Natomiast miejscem - niewątpliwym jest teatr. "Obwieź mnie dookoła świata!" - prosi Hamm i Clov prowadzi jego fotel pod teatralnymi ścianami. Świat jest teatrem i teatr światem. Aktorem każdy, bo gra jest sposobem istnienia, jak u Szekspira histrionizm niezbywalną zasadą bytu. Pierwsze i ostatnie słowa Hamma - "ja gram", "to się tak gra". Pierwsze wejście Clova jest wejściem aktorskim, Hamm mówi "na stronie", albo "Rozpoczynam swój ostatni monolog". Clov parokrotnie pyta - "Po co codziennie ta komedia?", a w pewnymi momencie kieruje lornetkę w stronę widowni, komentując żartobliwie - "Widzę... tłum rozszalały". Obaj są aktorami w teatrze i jako postacie sztuki są tego faktu świadomi.
Clov przeciw tej zasadzie gry buntuje się, wścieka, chce odejść. Hamm, wręcz przeciwnie, wciąż przybiera coraz to nowe wcielenia, gra role lub choćby ich fragmenty. Rytualnym gestem stwórcy przykłada do twarzy starą chustę, jak Veraicon, cytuje Hioba, Leara, Prospera, najczęściej właśnie jego. Jest tymi wszystkimi postaciami jednocześnie, dlatego staje się tak trudny do określenia. W podobnych wypadkach mówi się o migotliwości stasusu ontologicznego bohatera. Jedyną płaszczyzną, w jakiej zachodzi identyfikacja tej postaci, jest aktorstwo jako zasada istnienia. Wystarczy drugi człowiek, by możliwy był teatr, Hamm bez tego żywiołu nie istnieje.
Clov jako postać sceniczna realizuje się cały w działaniu, "jeśli nie będzie mógł chodzić, przestanie myśleć". Hamm porusza się jedynie w wyobraźni, marzeniach lub pamięci. Nieruchomy i niewidomy, postrzega światy może bardziej rzeczywiste od tego dostępnego zmysłami. To, co Clov widzi przez lornetkę, Hamm nie widząc komentuje. Nawet jeśli wszystko, co widać dookoła jest trupie, ołowiane i szare, jego wykreowany świat pozostaje pełen zieleni i słońca. W odróżnieniu od Clova chroni się przed martwym światem w azylu wyobraźni, w samotnym schronieniu tworzy sztukę. Swoją przeszłość i otaczającą rzeczywistość, łącznie, z Clovem, traktuje jako materiał opowieści, którą właśnie układa. Proces twórczy nie jest już teatrem, choć pozostaje grą. Nagg wyciągnięty zostaje z kubła, żeby opowieści Hamma posłuchać - jak literatury, a nie obejrzeć - jak teatr. Twórczość jest grą, nawet przegrana od początku partia pozostaje aktem woli i szansą ocalenia, poprzez dzieło. Powieść, którą Hamm układa, nadaje sens jego okrutnie poniżającej egzystencji.
Celowo opisuję to, czego o "Końcówce" może dowiedzieć się widz podczas oglądania przedstawienia. Omijam skojarzenia literackie dostępne uważnemu czytelnikowi, skądinąd frapujące, jak choćby widoczna analogia wielu sytuacji Hamma i Prospera, co mogłoby prowadzić do ustalenia jej wyraźnych powinowactw z "Burzą", zatem do kolejnych interpretacji literackich.
Taki opis kryje w sobie niebezpieczeństwo zbytniej psychologizacji i uproszczeń. "Końcówka" w żadnym razie nie jest sztuką psychologiczną, chociaż postacie nie są pozbawione rysów psychologicznych. Jej struktura, zasadzając się na powtarzalności refrenów, gestów, tematów w systemie lustrzanych odbić lub wariacji, przekazuje pewną ideę ogólną. Ale nie w sposób opisowy, metaforyczny czy symboliczny, lecz przez analogię treści i formy, przez wymienną tożsamość. Tak jak w muzyce, można śledzić w niej przekształcenia tematów i rozpoznawać je w różnych tempach i tonacjach. Otóż właśnie takie ukształtowanie struktury dramatycznej każe odrzucić interpretacje tradycyjne.
"Końcówka" nie jest historią czworga ludzi; nawet najbardziej pokrętną, lecz próbą odtworzenia poprzez strukturę dramatyczną sytuacji kultury współczesnej, każda z postaci reprezentuje pewien etap jej rozwoju. Beckett nie opisuje jednostkowego losu artysty, choć wiele w postaci Hamma rysów autobiograficznych i podobieństw z bohaterem jego powieści-wyznania "Malone umiera". O ile można powiedzieć, że "Godot" był opisem rozpadającego się świata po katastrofie, to "Końcówka" wydaje się kolejną próbą znalezienia formy dla opisania tego chaosu, próbą, którą na naszych oczach podejmuje Hamm-pisarz, aby przedłużyć swe życie poprzez dzieło sztuki, zaświadczając tym samym o życiu swych współtowarzyszy niedoli. Podobnie Beckett daje świadectwo swej epoce. Z tego punktu widzenia powinowactwa z "Burzą" wydają się jeszcze bardziej wyraziste. Tak jak "Burzę" można przeczytać jako podsumowanie całego renesansowego teatru, tak i "Końcówkę" można przeczytać jako diagnozę stanu kultury współczesnej, jako obrachunek artysty ze swoim czasem. Hamm pełniłby tu rolę porte parole Becketta w ten sam sposób, jak Prospero Szekspira.
Komentarzem "Końcówki" w Studiu jest, jak już powiedziałam, "Katastrofa", krótki, siedmiominutowy utwór, rodzaj scenicznego zdarzenia, fragment próby teatralnej. Biorą w niej udział Reżyser, Asystentka, Protagonista i Elektryk. Na postumencie stoi szaro odziany człowiek w kapeluszu zasłaniającym twarz. Obok, rozparty arogancko w fotelu z cygarem w ręku, reżyser oraz asystentka. Spełnia ona wszelkie polecenia reżysera, zdejmuje Protagoniście kapelusz i płaszcz, odsłania ręce z przykurczonymi, palcami, nogi, wreszcie wraz z Elektrykiem kierują światło punktówki na głowę Protagonisty. Reżyser w tym czasie wychodzi, by zobaczyć obraz z widowni, kiedy jest już dokładnie taki, jak zastał przez niego zaplanowany, Protagonista podnosi głowę do góry. W reżyserowanym zdarzeniu nie ma słów autora ani nawet scenariusza, wszechwładnym twórcą wydaje się tylko reżyser, a aktor grający Protagonistę tylko obiektem działań reżyserskich, marionetą. Jednak w ostatnim, nie zaplanowanym odruchu buntu ocala swą godność, ruchem głowy wyraża protest przeciw własnemu zniewoleniu.
"Katastrofę" można rozumieć jako wypowiedź Becketta na temat współczesnego teatru, w którym coraz mniejszą rolę odgrywa dramaturg, zatem słowo i aktor. Coraz bardziej natomiast dominuje w nim reżyseria, scenografia i wszelkiego rodzaju działania pozasłowne. Ale jeśli, jak chce Libera, ujrzeć w postaciach pewne symbole: - "W nieobecnym, dramaturgu i nieobecnym dramacie (...) dostrzegł nieobecnego Boga i nieobecne Pismo wykładające Prawo, w Reżyserze -ucieleśnienie Szatana, w Asystentce - alegorię Natury, w Protagoniście - wizerunek Człowieka, a w Elektryku - symbol Magii" - to sens tego krótkiego utworu uniwersalizuje się. Każde mianowicie działanie Szatana jest skierowane przeciw człowiekowi, ale ten nawet w najbardziej beznadziejnej sytuacji może podnieść głowę do góry i kolejny raz ocalić swą wolną duszę.
Główne role w obu sztukach, Hamma-pisarza i Reżysera-Szatana, gra Tadeusz Łomnicki, co jeszcze mocniej podkreśla przesłanie całego spektaklu. Stawia on, za Beckettem, diagnozę współczesnej kultury, tę wciąż aktualną sprzed trzydziestu lat i tę najnowszą, określając w niej rolę artysty. Przedstawienie wyreżyserowane przez Antoniego Liberę jest rzadką, w polskim teatrze próbą dotarcia do oryginału "Końcówki", pokazania jego teatralnego sensu. Jest to fakt tym bardziej wart podkreślenia, że sposób rozumienia tego autora u nas został ustalony właśnie przez "Czekając na Godota" i "Końcówkę". Libera tę tradycję w zdecydowany sposób podważa.
W jego przedstawieniu aktorstwo jest ściśle podporządkowane partyturze Becketta. Zachowanie dyscypliny i precyzji wykonania poszczególnych fraz, refrenów, tematów wydaje się zadaniem nadrzędnym. Aktorzy są traktowani nieomal jak instrumenty muzyczne i nikt z tej zasady nie wyłamuje się, nie narzuca własnej interpretacji postaci, co w wypadku tak wybitnego aktora jak Łomnicki jest świadectwem uznania przez niego artystycznej konieczności. W wypadku takiego aktora jak Tadeusz Włudarski zasada ta przynosi efekty znakomite, jako Clov okazał się godnym Łomnickiego partnerem. Postacie na scenie pozostają takimi, jakimi są, nie wyjaśnionymi, a cały spektakl - poetycko wieloznaczny. Ogromną zasługą całego zespołu jest fakt, że warszawska publiczność ma szanse poznania Becketta i jego dzieła zupełnie inaczej niż dotąd, to znaczy w wersji oryginalnej.