Beckettowski teatr
Nieczęsto zdarza się - przy najlepszej nawet woli teatru - uczcić w ładny i godny sposób rocznicę urodzin dramaturga. A tak właśnie się stało za sprawą Teatru Studio, a ściślej współpracującego z teatrem beckettologa, Antoniego Libery. Studio, jako jedyny teatr w Polsce w znakomity sposób uczcił jubileusz wielkiego irlandzkiego pisarza Samuela Becketta, dając przegląd jego sztuk.
"Końcówka" i "Katastrofa", tworzące jedno przedstawienie, stanowią ostatnią część tryptyku. Godzi się tu przypomnieć, iż na, dwie poprzednie części złożyły się "Komedia" i "Ostatnia taśma" (jako pierwszy spektakl), oraz "Nie Ja", "Kroki" i "Kołysanka" (drugi-spektakl).
Twórcą wszystkich trzech przedstawień jest Antoni Libera, tłumacz i znawca twórczości Becketta. We wszystkich przedstawieniach reżyser pozostał lojalny wobec autora stosując się ściśle do jego rad i wskazówek, tak w zakresie inscenizacji, jak i w sprawach przekładu. Toteż realizacje Libery starają się być maksymalnie wierne inscenizacjom samego autora prezentowanym szczególnie w berlińskim Schiller - Theater oraz w londyńskim Royal Court Theatre.
Spośród tych trzech spektakli niewątpliwie najlepszym, wprost doskonałym był pierwszy (wielka, olśniewająca kreacja aktorskiej wirtuozerii Tadeusza Łomnickiego). We wszystkich głównym atutem jest znakomite aktorstwo. Reżyser w sposób niezwykle trafny i mądry dokonał obsadzenia ról. I to właśnie w dużej mierze zadecydowało o jakości tych przedstawień.
Ostatni beckettowski wieczór, czyli "Końcówka i "Katastrofa" to - podobnie jak poprzednie - jednoaktówki, i podobnie jak cała twórczość autora, podejmują sprawy ludzkiej egzystencji, alienacji i straszliwej samotności człowieka. Nuda życia i cierpienie. Wszystko jest absurdalne, a wszelkie działania bezsensowne, bowiem egzystencja pozbawiona jest jakiegokolwiek sensu. Toteż i bohaterowie Becketta są tragiczni (choć nie pozbawieni zabawności). No bo jakżeż nie mają być tragiczni, skoro tragiczna jest już sama sytuacja pokazująca ulotność, złudność tradycyjnych wartości. Nie pomogą tu żadne działania bohaterów bowiem w tej sytuacji zyskują one wymiar absurdalnych posunięć.
Hamm z "Końcówki" to bardzo samotny i cierpiący człowiek. Podobnie jak pozostałe trzy postacie (grają Tadeusz Włudarski, Irena Jun i Józef Wieczorek) - czeka. Jest to czekanie (odwrotnie niż w "Godocie") na odejście. Hamm umiera. Jego rodzice umieszczeni w kubłach na śmieci - także. Ale ta śmierć niczego nie wnosi. Jak wszystko jest bezsensowna.
Teatr beckettowski posługuje się - specyficzną estetyką (apoteoza brzydoty i śmierci, afirmacja negacji), operuje skromnymi środkami i minimalną liczbą postaci. Toteż wysokiej klasy aktorstwo i precyzja wykonania są niejako sine qua non zaistnienia tej dramaturgii na scenie. Zarówno "Końcówka" jak i "Katastrofa" prezentują znakomite aktorstwo. I to nie tylko Tadeusza Łomnickiego w roli sparaliżowanego i ociemniałego Hamma; ("Końcówka") i demonicznego Reżysera ("Katastrofa") ale całego zespołu.
Jednakże dzisiejszego oglądacza "Końcówka" bez tzw. skrótów, nawet przy najlepszym aktorstwie może trochę nudzić. Zupełnie odwrotnie jest z króciutką "Katastrofą" traktującą o wszechwładzy reżysera we współczesnym teatrze, gdzie aktor z podmiotu staje się przedmiotem, instrumentem (bez osobowości) w rękach reżysera.