Artykuły

Międzynarodowe Spotkania Teatrów Tańca. Odsłona trzecia

Ostatni dzień okazał się najlepszym podsumowaniem tego, co przez kilka dni działo się w Lublinie - pisze Marta Zgierska z Nowej Siły Krytycznej.

Ostatni dzień XIII edycji Międzynarodowych Spotkań Teatrów Tańca pretenduje do jednego z lepszych podsumowań tego, co przez kilka dni działo się w Lublinie. Dwie finałowe prezentacje "I solo ment" Ann Van den Broek oraz "Nebel-lebeN" w wykonaniu Marcel Leemenn Physical Dance Theatre usytuowały się na przeciwległych biegunach jakości artystycznej, podejścia do procesu twórczego, a także wykorzystanej stylistyki.

Pierwsza z nich jest efektem pracy według wyraźnych założeń twórczych, a także efektem pogłębionej refleksji nad ludzkim życiem. W tworzeniu tej choreografii rozpisanej na dwóch tancerzy dla Ann Van den Broek najważniejszym impulsem były własne doświadczenia. To osobista opowieść autorki o skomplikowanych relacjach jej zmarłego brata z otoczeniem. Autobiografizm zupełnie nie eksponowany, głęboko zaszyty w strukturę spektaklu w żadnej mierze nie zamyka możliwości interpretacyjnych. Już w pierwszym odbiorze choreografia staje się uniwersalnym obrazem problemów występujących w relacjach międzyludzkich, zwłaszcza między kobietą a mężczyzną. Przy czym mnogość użytych znaków i kodów otwiera szereg perspektyw lektury, wręcz domaga się pogłębionych interpretacji. Rozplanowanie przestrzeni, błysk lamp, wciąż powracający motyw koloru zielonego, projekcja video, plansza nerwowo zapełniana schematami. Dodatkowo kolejne warstwy spektaklu posiadające własne źródła inspiracji, w warstwie muzycznej postać Nicka Cave'a, w operowaniu kamerą i w scenografii fotografie Toma Van den Broek'a. To wszystko buduje spektakl głęboko przemyślany, wyposażony w misterną strukturę znaczeniową.

"I solo ment" jest spektaklem, w którym choreografka po raz pierwszy wykorzystuje tak funkcjonalną scenografię. Jej koncepcja w samodzielnej recepcji zapewne nie zostaje w pełni odkryta, jednak wyczuwalne jest to, że na scenie nic nie dzieje się przypadkowo. Tancerze poruszają się na czarnej, prostokątnej macie z rozrysowanymi liniami, które tworzą dwadzieścia kwadratów. Ramy przestrzeni i czasu określają cztery lampy błyskowe z softboxami. Przedstawiane obrazy, jak mówi sama autorka, mają mieć strukturę wspomnienia. Błyski lamp wywoływane gestem pstryknięcia palcami umożliwiają ostre cięcia przypominające przebłyski wspomnień. Geometryzacja idzie w parze z silną rytmizacją spektaklu. Utwory Nicka Cave'a uzupełnione podkładami muzycznymi (Arne Van Dongen) wyznaczają puls spektaklu. Muzyczność przekłada się także na ruch. Jednym z wciąż powracających motywów jest gest imitujący grę na perkusji, który wraz z rozwojem spektaklu kojarzony jest z coraz szerzej zakrojonymi znaczeniami.

Autorka projektuje świat bez kontaktu. Ułomne relacje międzyludzkie przepełnia introwertyzm, silna, pozwijana emocja. Odizolowanie przekłada się na ruch - tancerze wykonują wspólne układy, jednak tańczą równoległe solo, bez wzajemnego kontaktu. Współistnienie działa tu jako wzmocnienie samotności. Choreografia bogata jest w zapętlenia sekwencji ruchowych, liczne nawroty, zawieszenia, punkty napięcia. Niespokojny puls i surowa przestrzeń przynoszą skojarzenia uwięzienia, zwłaszcza uwięzienia osobowościowego - blokowania emocji wewnątrz siebie. W kulminacyjnym momencie tancerz Dario Tortorelli zostaje coraz ściślej osaczony lampami, by ostatecznie zostać zamkniętym w klaustrofobicznym, pojedynczym polu.

Ann Van den Broek po raz kolejny kreuje świat zdecydowanym i wyrazistym ruchem. Mniej obrazoburczy, niż głęboko zapamiętane "Co(te)lette", pozostaje nader charakterystyczny i mocny w przekazie. "I solo ment" choć poddany rygorom geometrycznym nie jest spektaklem równym. Kłębią się w nim sprzeczne stylistyki ruchu, drażnią przestoje, zachwycają konkretne rozwiązania choreograficzne. Autorka po raz kolejny tworzy choreografię, która nie jest łatwa w odbiorze. Dawkuje widzom dyskomfort, potrafi zmęczyć, rozczarować, w efekcie może zostać niezrozumiana. Błędy interpretacyjne polegają głównie na zogniskowaniu oceny wokół jednej sceny nadpisanej na schemacie stosunku płciowego. Mimo dominującej dosłowności, sekwencja ta również zostaje wyposażona w ważne, kluczowe dla całego spektaklu, znaczenia. Tancerz pozostaje ubrany, zbliżająca się do niego naga kobieta jest tylko jego skrytą projekcją, wyobrażeniem.

Choć wejście w świat "I solo ment" może się z różnych przyczyn nie dokonać, to w istocie właśnie ten spektakl najlepiej buduje warunki do wgłębienia się w przekazywany obraz. Wyraźnie nakreślona problematyka, silna emocjonalność, świetnie wygrana zwłaszcza przez hipnotyczną Cecilię Moisio, układają się w wyrazistą i przemawiającą całość.

Zupełnie inny sposób pracy preferuje natomiast Marcel Leemann, choreograf drugiej prezentacji "Nebel-lebeN". Ostateczne znaczenia spektaklu mają być tu wynikiem procesu twórczego. Podczas pracy z zespołem wiodący temat mgły i życia ma zostać dopracowany i dookreślony. Jednak to, co w efekcie oglądamy na scenie, wydaje się mgliste zwłaszcza w celowości działań twórców.

Spektakl, choć momentami ciekawy choreograficznie, pod względem dramaturgicznym jest zwyczajnie nieprzemyślany, jedynie pretendujący do bycia projektem artystycznym. Leemann wyraźnie poszukuje nowatorskich środków wyrazów, jednak szybko wpada w utarte schematy, poddaje się łatwym do zauważenia modom. Wprowadza DJ'a, partie mówione z wykorzystaniem mikrofonu oraz grę z widzem - przedłużanie momentów oczekiwania, skupiające uwagę chwyty komiczne czy bezpośrednie interakcje. Poza nowoczesnym blichtrem w spektaklu nie dzieje się zbyt wiele. Choreograf, który zakłada pewne niedomówienia i wolność interpretacji, w istocie topi się w idei płynności znaczeń i na scenie nie ma zbyt wiele do przekazania.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji