Artykuły

Polowanie na arcydzieło

Chociaż intencje reżysera były być może nieco inne, naj­bardziej ukontentowani powinni wychodzić ze spektaklu Andrzeja Wajdy dziennikarze "Czasu Krakowskiego". Oto Największy Reżyser Polski w Najznakomitszym Polskim Teatrze, zarekomendował na scenie tę właśnie gazetę. Do­chodzą mnie słuchy, że zwykle powściągliwy w okazywaniu swych uczuć przyjaźni naczel­ny "Czasu" tym razem wzru­szył się tak ogromnie, że po­stanowił zapewnić odtwórcy roli Dziennikarza, bezpłatnie, najświeższy egzemplarz gazety ca każde przedstawienie.

Pozostali widzowie zostali docenieni w dużo mniejszym stopniu. Kazano im uczestni­czyć w smutnym obrządku, który najkrócej można nazwać: w poszukiwaniu nieokre­ślonej racji.

Jaka racja kierowała reży­serem wystawiającym "Wese­le"? Odpowiedzi są co najmniej trzy, wszystkie potwier­dzone w druku, nie zaś w świecie ostatniej inscenizacji Wajdy.

Pierwszej udzielił sam twór­ca spektaklu. Powiedział, że chce przekonać świat do tego, iż "Wesele" jest arcydziełem i należy je grać. Nad tym uza­sadnieniem wystawienia dra­matu nie ma potrzeby długo się zastanawiać. Jeżeli po Wajdowskiej premierze świat się do "Wesela" przekonał, to prędzej czy później nas o tym powiadomi.

Druga odpowiedź pochodzi również od Wajdy, który za­deklarował, że w najnowszej inscenizacji nie interesowało go nic więcej, tylko czysta po­ezja. Wachlarz możliwych od­powiedzi dopełnia odtwórca roli Pana Młodego - Jan Pe­szek, który rekomendując przedstawienie zaprosił wi­dzów do przeglądnięcia się w zwierciadle polskości, jakie podłożył nam Wyspiański.

I w tym momencie, zgodnie z życzeniami reżysera, widz zaczyna się czuć jak prawdzi­wie wolny obywatel. Może wybierać między zwiercia­dłem polskości, a czystą po­ezją. Dowolność pełna. Szko­da tylko, że nie wynika ona z otwartości dzieła, lecz z niezamknięcia pracy nad jego ostatecznym kształtem. Ten, kto ma już dość pozornych alter­natyw, zobaczy w "Weselu" próbę ucieczki Wajdy przed własnym filmem. Plan ucie­czki był jednak zbyt schema­tyczny, by mógł się powieść. Skoro film był doskonałym wypełnieniem jednego z kie­runków konkretyzacji "Wese­la", Wajda jako reżyser te­atralny poszedł po prostu w drugą stronę. Gdy więc w "Weselu" filmowym bohaterowie krzyczą, starając się przebić przez weselny hałas, tu mówią spokojnie, na tle przyciszonej muzyki. Kiedy w filmie tempo jest zawrotne, w spektaklu dochodzi do swo­istego paradoksu: okrojony znacznie tekst przepływa po­woli przez trzy i pół godziny nie chcącego się skończyć wie­czoru. Podobnym dostojeń­stwem charakteryzuje się ruch sceniczny.

Oczywiście da się znaleźć mnóstwo interpretacyjnych podpórek dla inscenizacji Waj­dy. Rasowego filologa ucie­szy o ileż wierniejsze niż w filmie trzymanie się didaska­liów Wyspiańskiego. Senność i bezruch życzliwy widz uzna za figurę polskiego stanu du­cha lub czyste tło dla obja­wienia się ducha poezji, indy­widualne próby ratowania niezbornego spektaklu przez nigdy nie schodzących poniżej pewnego poziomu - aktorów Starego Teatru też mogą stać się szansą dla chcącego uciec od sedna rzeczy recenzenta, który grę - "każdy sobie" wytłumaczy sytuacją egzysten­cjalną współczesnego człowieka. Czy jednak taki protekcjonalny ton potrzebny jest An­drzejowi Wajdzie i plejadzie gwiazd Starego Teatru? Nie sądzę. Najlepsi w tym "Wese­lu": Jan Peszek (Pan Młody), Jerzy Grałek (Czepiec), Jerzy Nowak (Żyd), Aldona Grochal (Rachel), Krzysztof Globisz (Dziennikarz) i Jerzy Trela (Poeta) obejdą się bez cenzu­rek. Pozostali zasługują na nie w równym stopniu grając w innych spektaklach.

W przyszłym roku Wajda reżyseruje "Wesele" w Salz­burgu. Kto wie, być może do tego czasu uda mu się znaleźć klucz do "Wesela" końca wie­ku dwudziestego. Poczekamy, chociaż chyba nie zobaczymy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji