Artykuły

Artyści szczecińskich scen teatralnych - Rafał Hajdukiewicz

Najświeższy nabytek Teatru Lalek "Pleciuga", aktor młodego pokolenia i dobrze zapowiadający się szczeciński artysta. Poznajcie RAFAŁA HAJDUKIEWICZA, którego debiut w przedstawieniu "Kubuś i jego pan" został ostatnio odznaczony Srebrną Ostrogą.

Pracuje w "Pleciudze" zaledwie od ośmiu miesięcy, do Szczecina przyjechał zaraz po szkole i od razu zmierzył się z wyżynami gry aktorskiej. Jego główna rola w "Kubusiu i jego panie" spodobała się nie tylko dorosłej części publiczności "Pleciugi", ale i Towarzystwu Przyjaciół Szczecina, które przy okazji plebiscytu Bursztynowych Pierścieni przyznało mu Srebrną Ostrogę - tytuł dla najlepszego debiutanta.

Agata Pasek: Jak trafiłeś do Szczecina?

Rafał Hajdukiewicz: Po trzecim roku studiów w Białymstoku dowiedzieliśmy się, że jest w Szczecinie możliwość pracy dla dwójki osób. Potrzebowali chłopaka i dziewczyny, a ponieważ ja i moja dziewczyna chcieliśmy dostać angaż blisko siebie, to wydało nam się idealnym rozwiązaniem. W naszej branży rzadko się zdarza, że potrzebują dwóch osób, jednak wciąż większe zapotrzebowanie jest na męskie role.

Dlaczego akurat "Pleciuga"?

- Skończyłem Wydział Lalkarski, co jest mało popularnym kierunkiem. Szkoła liczy niewielu, bo ok. 80 studentów. W tej branży wszyscy się znają, wiedzą, gdzie warto się zaczepić, gdzie grać. Lalkarstwo wyszło u mnie przez przypadek. Pochodzę z małej miejscowości pod Białymstokiem i nie chciałem wyjeżdżać do dużego miasta, więc zaczepiłem się w bliskiej i znanej mi szkole. Dopiero w trakcie studiów dowiedziałem się, o co tak naprawdę tu chodzi i "z czym to się je". Poznałem masę praktycznych metod pracy, studiowaliśmy ożywianie przedmiotu, gestykulację, ruchy rąk i wiele innych.

A zajęcia stricte aktorskie?

- To dopiero później, głównie pracowaliśmy na lalkach.

Pytam, ponieważ twój debiut w Szczecinie był spektaklem pozbawionym marionetek. Jak pracowało się przy tym tekście?

- To była strasznie głęboka woda. Moje doświadczenie na scenie ogranicza się wyłącznie do dyplomu, który zrobiłem w Teatrze Dramatycznym w Białymstoku, grałem Pinokia i to była rola lalkowa. Nigdy nie miałem okazji grać w spektaklu, który trwa dwie godziny bez przerwy, do tego dochodzi ogrom tekstu, z którego ja wypowiadam blisko 1/3. Praca była ciężka, mieliśmy tylko miesiąc na przygotowania i samo przyswojenie tekstu, który jest filozoficzny i wymaga dużego skupienia, było dla mnie wyzwaniem. Z lalkami jest inaczej, choć też bywa niełatwo, jak choćby, kiedy dostajesz 6-kilogramową lalkę i musisz nią grać przez półtorej godziny.

Czy trudno jest zaczynać karierę w Szczecinie?

- Trudno, jeśli ktoś marzy o światłach reflektorów, wielkiej sławie i pieniądzach. Mnie się Szczecin bardzo podoba. Jest zielony, jest ciepło w porównaniu z Podlasiem. Kiedy przyjechałem tu na pierwsze próby, byłem przerażony, zestresowany i spotkałem się z bardzo miłym przyjęciem, wszyscy byli bardzo pomocni. Dla mnie start w Szczecinie nie był najgorszy, bo okazało się, że większość aktorów z "Pleciugi" jest po tej samej szkole, co ja. Od razu zaczęły się wspominki, historie, jak to było kiedyś, jak jest teraz. Połowa profesorów się nie zmieniła od dekady. Pod tym względem debiut w Szczecinie był dla mnie sprzyjający. W Szczecinie w ogóle panuje taki spokój. Aktor może się w pełni skupić na pracy, może myśleć nad rolą.

Czy zanim trafiłeś do Szczecina, słyszałeś o takim teatrze jak "Pleciuga"?

- Tak. Ponieważ państwo Kamińscy, znani szczecińskim widzom, są rodzicami mojego kolegi z roku. To jest tak małe środowisko, że większość osób wie, kto i gdzie pracuje. Kiedy nasza uczelnia obchodziła 35-lecie padło stwierdzenie, że teraz szkoła kształci dzieci pierwszych absolwentów, a za parę lat może i wnuków. Dla nas jest to duża szansa, że trafiliśmy akurat do nowowybudowanego teatru, który daje wiele możliwości scenicznych.

Jak można twoim zdaniem wykorzystać potencjał "Pleciugi"?

- Jeżeli chodzi o repertuar, można by wprowadzić więcej spektakli dla dorosłych. Teatry lalek są od lat traktowane, jako teatry dla dzieci, grane są głównie bajki. Jeżeli dorośli myślą o teatrze, to idą zazwyczaj do dramatycznego. My moglibyśmy zaoferować im coś więcej, nawet przy wykorzystaniu lalek.

Jak wygląda taka gra lalką, jakie stosuje się techniki, aby wyrazić emocje poprzez przedmiot?

- Trzeba przełożyć siebie na lalkę. Nadać jej cech żywej istoty. Technicznie lalki mają różne możliwości, trzeba umieć się ustawić, przekonać widza, że to ona jest animatorem sceny. Z lalką grałem w "Maleńkim królu Grudniu", trzymałem ją w dłoni, a Krzysztof Tarasiuk podkładał głos.

Czy trudno jest grać dla dzieci?

- To zależy. Wolę grać dla dorosłych. Dzieci ciężko jest zaciekawić, skupić ich uwagę, przekonać. Kiedy gramy "Calineczkę" i wychodzi ropucha, maluchom ciężko jest usiedzieć w miejscach, żywo reagują, widać, że przeżywają te sceny. Trudno oczekiwać czegoś takiego od dorosłego. Są też mniej przyjemne, ale zabawne sytuacje, kiedy np. w jednej ze scen w "Maleńkim królu Grudniu" wychodzi kobieta z obfitym biustem, a dziecko z entuzjazmem krzyczy " ale cyce!" (śmiech).

Jakie twoim zdaniem największe trudności czekają młodego aktora w dzisiejszych czasach?

- Na początku najtrudniej jest oczywiście znaleźć pracę. Trzeba mieć albo szczęście albo znajomości. Czasami pomagają profesorowie, polecają danego studenta w teatrze, który znają. Kiedy już znajdzie się pracę, trafi się do zespołu, to najważniejsze, aby się wykazać. W szkole popełniają jeden błąd, brakuje tam oswajania się z publicznością, z tego wynikają późniejsze problemy aktorskie. Mamy, co prawda dyplomy, ale jest to tylko ok. 15 pokazów. Młodzi aktorzy mają problemy ze śmiałością, odwagą.

Jakie są twoje plany zawodowe?

- Nie wiem, myślę, że chciałbym zagrać w filmie. Może jakiś epizod w pełnym metrażu? Nie wiem konkretnie jaki to miałby być film, ale myślę o kinie alternatywnym, niszowym.

Czy myślisz, że Szczecin może zatrzymać cię na całe życie?

- Czemu nie. Mi się tu podoba i myślę, że to się nie zmieni. Oczywiście, jeśli będę potrzebował kasy, to pojadę nawet na casting do "Klanu", ale zawsze mogę też wygrać w Totolotka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji