Artykuły

Ludzie w mundurach

Zdzisław Skowroński. Ludzie w mundurach. Sztuka w 6 obrazach. Inscenizacja i reżyseria: August Kowalczyk. Scenografia: Zofia Góralczyk. Muzyka: Witold Szalonek. Prapremiera w Teatrze im. Mickiewicza w Częstochowie.

Od dwóch lat prowadzi August Kowalczyk w Częstochowie teatr, którego głównym zadaniem jest praca nad sztukami polskich pisarzy współczesnych. Odbyło się tu wiele prapremier nowych sztuk naszych dramaturgów, a niejednej z nich teatr częstochowski utorował drogę do widzów. Tak było w wypadku Jerzego Przeździeckiego, którego "Garść piasku" wysławiły po Częstochowie liczne inne teatry. Tak było nawet z Janem Parandowskim, którego "Medeę" wystawił teatr częstochowski i pokazał ją później telewidzom całego kraju w ramach telewizyjnego festiwalu. Tak było z inscenizacją powieści Kawalca, ze sztuką Kurczaba, tak jest wreszcie w wypadku nowego utworu Zdzisława Skowrońskiego "Ludzie w mundurach". Nic dziwnego, że praca teatru częstochowskiego zainteresowała krytyków teatralnych z całego kraju, którzy przybyli w dniu prapremiery "Ludzi w mundurach" na swą kolejną sesję wyjazdową, pragnąc obejrzeć przy sposobności kilka ostatnich przedstawień częstochowskiego teatru.

Zdzisław Skowroński zdobył sobie już w Polsce dobre imię utalentowanego komediopisarza. Po "Imieninach pana dyrektora" (napisanych wraz z Józefem Słotwińskim), wystawał z powodzeniem "Maturzystów". Największym jego sukcesem stali się jednak "Kuglarze", jedna z najlepszych komedii polskich Dwudziestolecia, grana na wielu scenach, uchodząca przez dłuższy czas za bestsellera naszej literatury scenicznej. Zarówno "Maturzystów", jak i "Kuglarzy" nadała telewizja w ramach cyklu najlepszych sztuk Dwudziestolecia. Obydwie komedie sprawdziły się bardzo dobrze na małym ekranie. Kolejna sztuka Zdzisława Skowrońskiego poświęcona jest ludziom w mundurach, żołnierzom i oficerom naszego Ludowego Wojska, ukazanym w okresie wyzwalania kraju. Akcja sztuki rozpoczyna się w chwili przekroczenia Bugu, kończy zaś, kiedy Wojsko Polskie przechodzi przez Odrę, by ruszyć do szturmu na Berlin. Całość ujęta jest w cudzysłów współczesnego spojrzenia na zdarzenia sprzed łat. Oto spotykają się dziś dawni kombatanci, wspominają zdarzenia z niezapomnianego roku 1944 i 1945, tych, którzy zostali przy życiu i tych, którzy zginęli w walce. Ten apel żywych i poległych nabiera kształtów ciągu obrazów, które stają przed oczyma dawnych bojowników o wyzwolenie Polski. Są wśród nich sceny obyczajowe i opisowe, są sceny o wymowie tragicznej i scenki komediowe. Te udały się Skowrońskiemu najlepiej. Widać wyraźnie, że w tej dziedzinie ma najwięcej do powiedzenia. Szczególnie obraz w szpitalu ma w sobie wiele niekłamanego humoru i sporą dozę liryki, dodającej zawsze humorowi wdzięku. Bardzo udana jest także postać wziętego do niewoli Austriaka-antyfaszysty, który staje się maskotką oddziału i pomaga w walce, agitując żołnierzy niemieckich, by zaprzestali walki, poddawali się i szli do niewoli. Tragiczna śmierć poczciwego Joachima Krugera, listonosza z Wiednia, w walkach o Wał Pomorski, jest może najbardziej wzruszającym akcentem sztuki. Obok bogatej zawartości patriotycznej niesie więc ona cenne wartości internacjonalistyczne, nie głosi nienawiści, lecz pokazuje tragizm wojny i szuka w najcięższych i nawet chwilach ludzkich, humanistycznych walorów.

Nie wszystkie sceny "Ludzi w mundurach" udały się Skowrońskiemu jednako dobrze. Są w tej sztuce także fragmenty znacznie słabsze, nazbyt patetyczne, czy deklaratywne. W całości jest to sztuka mniej udana, niż "Maturzyści", czy "Kuglarze". Brak jej wewnętrznej spoistości, węzła fabularnego, który by mocniej wiązał poszczególne sceny. W założeniu jest to utwór epicki, ciąg obrazów, więc tę wadę można by usprawiedliwić. Ale brak też wewnętrznej dramaturgii niektórym obrazom, które kończą się dość blado, bez wyraźnego spuentowania. A to już jest wada poważniejsza nawet w sztuce o konwencji opowiadającej. Mimo to jednak ogląda się "Ludzi w mundurach" z zaciekawieniem. To przecież sprawy, które obchodzą żywo nasze społeczeństwo, to niedawna historia, którą niejeden z widzów przeżywał sam. W roku XX-lecia sztuka ma szczególne znaczenie.

Teatr częstochowski włożył w przygotowanie przedstawienia ogromny wysiłek. AUGUST KOWALCZYK dał spektakl czysty, starannie opracowany, przejrzysty i trafiający do widzów. Sam zagrał teł trudną rolę Kalickiego, w roku 1944 ochotnika, dziś chirurga. Może tempo spektaklu niekiedy szwankowało, ale to pewno po części sprawa premierowej tremy i wada, którą można z biegiem czasu usunąć. Poziom aktorski przedstawienia był wyrównany. Teatr częstochowski nie dysponuje wielkimi gwiazdami. Ale jego aktorzy wykonali w tym spektaklu bardzo rzetelnie swoje zadania. Wymienić tu trzeba przede wszystkim MIECZYSŁAWA WINKLERA, wzruszającego w roli Joachima Krugera, lecz także ALEKSANDRIA FISZERA, który stworzył soczystą, bardzo wiarygodną i wzbudzającą sympatię postać dowódcy kompanii kapitana Karcza, który ginie przed końcem wojny, nie doczekawszy zdobycia Berlina. Bardzo zabawną, ciepłą i miłą sylwetkę żołnierza Bociana, swoistą odmianę "polskiego Szwejka" zarysowuje ADAM KRAJEWICZ. Zastępcę dowódcy kompanii, obecnie pułkownika Wojska Polskiego, gra powściągliwie i z godnością WIESŁAW TOMASZEWSKI. Ładną, pełną wdzięku Marysią-radzistką była BARBARA BARGIEŁOWSKA, kenferansjerką, prowadzącą spektakl - KRYSTYNA BRYLÓWNA. Dawnych żołnierzy, dziś obywateli "w cywilu", zajmujących się różnymi zawodami, grali: ANTONI RYCHARSKI, ZENON NOCOŃ, ADAM NOWAKIEWICZ. BOLESŁAW BOMBOR wcielił się w postać sierżanta-szefa Klenia, który zginął na przedpolu Warszawy, zaś RYSZARD OLSZAK był Lalikiem, żołnierzem, którego rodzinę zamordowali Niemcy w Majdanku. JANUSZ OSTROWSKI był zabawnym markierantem Smokiem, którego przyprowadzają do teatru z więzienia, gdzie odsiaduje karę za kolejne oszustwo, czy nadużycie. JERZY STASIUK gra rannego żołnierza radzieckiego Stieńkę, zaś JAN PIĄTKOWSKI sympatycznego radzieckiego pułkownika, szczerego sojusznika i przyjaciela Polaków, prawdziwego towarzysza broni we wspólnej walce z faszystowskim wrogiem.

"Ludzie w mundurach" wzbudzają sympatię dla naszego Ludowego Wojska. Oklaski po zakończeniu przedstawienia przeznaczone są więc nie tylko dla autora, reżysera i aktorów; lecz także dla ludzi w mundurach, tych, którzy walczyli o wolność naszej ojczyzny przed 20 laty i tych, którzy strzegą jej granic dzisiaj. Tak więc sztuka spełnia swoje zadanie i można mimo jej wad uznać ją za utwór godzien kolportażu. Miejmy nadzieję, że za nią przyjdą inne o tematyce zaczerpniętej z życia wojska. A Zdzisław Skowrońska powróci po flircie z groźnym Marsem do flirtu z Melpomeną i da nam w przyszłości niejedną jeszcze zabawną komedie, na którą teatry polskie i polscy widzowie czekają z takim utęsknieniem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji