Gdyńskie wejście smoka
Przyznam się od razu, że nie lubię tzw. muzyki lekkiej, młodzieżowej pop-kultury, rewii, show, Franka Kimono, toteż gdy polecono mi obejrzenie "II wejścia smoka" w Sali Kongresowej nie byłam zachwycona. Wprawdzie oglądałam już kilka spektakli Teatru Muzycznego w Gdyni (5 i 6 grudnia gościł ich Teatr Rzeczypospolitej z ciekawymi "Widmami" według II cz. "Dziadów" Mickiewicza do muzyki Moniuszki), ale zawsze były to rzeczy poważne, które jak wiadomo jest trochę łatwiej zrobić, tak jak z kolei o wiele trudniej jest zrobić dobrą komedię. Na dodatek nie oglądałam "Wejścia smoka", ale "służba nie drużba"... Najpierw zdziwiłam się, że Sala Kongresowa pełna po brzegi (bilety nie były tanie), a było to trzecie i przedostatnie przedstawienie i potem już się do końca dziwiłam i nie mogłam wyjść z podziwu z kilku powodów.
Po pierwsze, że z tak banalnego pomysłu "prosto z ulicy" (tak to określił autor "II wejścia smoka, czyli Franka Kimono Story" w wywiadzie zamieszczonym w programie-gazetce "Głos Muzyczny") może powstać takie coś, będące wprawdzie "zlepkiem" współczesnej rewii, musicalu i kabaretu, ale dlatego nienudne i mogące zadowolić amatorów tych wszystkich gatunków estradowych. Tu trzeba dodać, że Andrzejowi Korzyńskiemu kompozytorowi dopomogli autorzy tekstów tacy, jak Andrzej Korzyński, Paweł Binke i Stefan Friedman.
Po drugie, że Jerzy Gruza (reżyser spektaklu) potrafił ten, jak powiedziałam, zlepek gatunków (konwencja filmowego planu, a w tym disco, rewia, akademia, karate, kabaret) podać tak, że ma to swoją logikę, sens słowny (słyszalny i zrozumiały), a na dodatek jest dobrze śpiewane, tańczone i grane nie tylko w sensie muzycznym, ale też aktorskim. Nie ma postaci czy grup podobnych, są one zindywidualizowane, że aż trochę, męczy, bo nie wiadomo na co patrzeć, czy na świetne Charakteryzatorki, czy Reżysera, czy kapitalnego Rozbirskiego-rekwizytora czy tańczące grupy. Można by zresztą wymienić wszystkich.
Po trzecie, że Jerzy Gruza, dyrektor Teatru Muzycznego, tak świetnie kontynuuje drogę Danuty Baduszkowej w postaci przyteatralnego studia i nadal przyciąga tyle zdolnej młodzieży i na dodatek potrafi ich tak wszechstronnie wyszkolić.
Tak, że proszę wybaczyć, iż nie wymienię wykonawców z nazwisk, bo musiałabym wymienić ich wszystkich 70 (słownie siedemdziesięciu). Brawo więc wszystkim współtwórcom widowiska, jeszcze raz reżyserowi Jerzemu Gruzie, scenografowi Markowi Lewandowskiemu, Ryszardowi Ładzie (przygotowanie wokalne) i Bogdanowi Jędrzejakowi. Wojciechowi Misiurze i Danucie Dunin-Wąsowicz (choreografia).
Teraz już się nie dziwię, że paru tysiącom ludzi nie było szkoda wydać 500 zł na bilet i proszę Neptuna, aby wysłał jeszcze nie raz na delegację do stolicy swoje młode syreny i "smoki".