Artykuły

Pierwszy dzień wolności

TRAFIŁA na jedną z najlepszych naszych scen. Otrzymała znakomitą wręcz obsadę aktorską: Aleksandra Śląska, Kalina Jędrusik-Dygat. Józef Kondrat, Kazimierz Opaliński, Kazimierz Rudzki, Tadeusz Łomnicki... Otrzymała oszczędną, charakterystyczną dla Współczesnego Teatru, a w tej oszczędności rozumną i celową oprawę scenograficzną. Wziął ją na warsztat świetny reżyser - Erwin Axer... I oto ukazała się głębia problematyki tej nowej, oczekiwanej z dużym zainteresowaniem sztuki Leona Kruczkowskiego, zatytułowanej "Pierwszy dzień wolności". Dramaturgicznie stoi wysoko ponad "Odwetami" i ponad "Odwiedzinami", przerasta je również ciężarem problemu. Podobnie jak "Niemcy" podejmuje problematykę ogólnoludzką. I niech nas zbytnio nie myli jej czas akcji: wiosna 1945 roku, i postacie rozgrywającego się w tym czasie dramatu: uwolnieni z obozu, przeżywający swój pierwszy dzień wolności przedwrześniowi oficerowie.

Podobnie jak "Niemcy", też występuje z pozycji zdecydowanie polemicznej i jest też zdecydowanym głosem marksistowskiego humanisty. Podejmuje starcie głównie na płaszczyźnie problematyki filozoficznej, moralnej, do której dochodzi poprzez uogólnienie pozornie jednostkowych zdarzeń. Starcie z tym określonym nurtem literatury i sztuki światowej, który z cynizmu, egoizmu, aspołeczności czyni ideał, który dehumanizując człowieka powiada, że zasada - człowiek człowiekowi wilkiem - jest niezłomną zasadą, rządzącą i obowiązującą we współczesnym świecie. I podejmuje tę polemikę, wybierając tę samą problematykę, która jest w powojennym okresie najbardziej charakterystyczna dla tamtej dehumanistycznej literatury i sztuki - problematykę wolności pojętą w sensie filozoficznym jako wolność wyboru życia - całkowita wolność osobista człowieka, tę samą, którą w dziesiątkach wersji prezentują m. in. przedstawiciele egzystencjalizmu i ich powinowaci, przedstawiając bohatera depczącego wszelkie moralne, społeczne nakazy i osiągającego w ten sposób swoje rzekome wyzwolenie...

WOLNOŚĆ wyboru postępowania? - pyta autor "Pierwszego dnia wolności". Proszę bardzo - mówi niejako - bohaterowie mojej sztuki wybierają właśnie swój sposób postępowania w zależności od tego, czego każdy z nich w życiu szuka. I oto do czego każdy z nich dochodzi. I nie idzie wcale o tę tylko sytuację z ich pierwszego dnia wolności. Chodzi w ogóle o życie i postawę człowieka wobec życia.

Karola i Pawła ów wolny wybór postawy oznacza: wódka, pełna spiżarnia, dziewczęta... W przypadku Anzelma - żywo przypominającego całkowicie "wyzwolonych" bohaterów tamtej nihilistycznej literatury - mamy do czynienia z przykładem skrajnego upadku moralnego człowieka, dla którego naprawdę "wolne" były lata spędzone w obozie, bo uwolniły go od obowiązków rodzinnych, od rozpaczy, miłości. W przypadku Jana - mamy znów do czynienia z człowiekiem, który chce przeżyć życie inaczej, lepiej, pełniej, wybierając w tej wolności to co ludzkie wobec innych ludzi. To on występuje z pomysłem zaopiekowania się córkami starego niemieckiego lekarza, z których jedna - Inga - została zgwałcona przez mężczyzn przebywających w miasteczku na przymusowych robotach. To z niego, z jego "niedorzecznego" pomysłu kpią Michał i Hieronim. Z jego postawą solidaryzuje się pisarz humanista, głos Jana jest głosem autora. Oto do czego - mówi on - mogą dojść różni ludzie. Oto do czego może dojść człowiek.

Całkowita wolność wyboru postępowania? - pyta z kolei autor. Ależ to nieprawda - odpowiada. Gdy miasteczko zostaje okrążone przez rozbity oddział niemiecki i można stracić zdobytą wolność w ciągu minuty, trzeba wybrać taki sposób postępowania, który pozwoli tę wolność ocalić - walczyć z karabinem w ręku, walczyć wspólnie, solidarnie i nikt nie jest od tego wolny, w takich sytuacjach tak kończy się owa rzekoma absolutna wolność. Człowiek nie jest sam, nie może żyć tylko dla siebie, bo to "sobie" jest ściśle związane z tym co inni wspólnie, wspólnym wysiłkiem osiągnęli.

JAK więc żyć, jak postępować wobec innych ludzi. Jan - pada odpowiedź. Postawą swą Jan - Tadeusz Łomnicki - potrafi wzruszać, zyskać pełne uznanie, wyrosnąć ponad swe otoczenie. Ale przecież Inga, której udzielił pomocy, wiedziona nienawiścią do obcych, staje się w końcu czynnie występującym wrogiem. Sam Jan musi ją zastrzelić. Właśnie on, który się nią zaopiekował. Jest miejsce na dramat Jana. I Łomnicki rozgrywa go z całą skalą swych środków aktorskich. trudny dramat.

W jego przewodzie czegoś jednak brakuje. Rozumiemy intencję: trzeba umieć kochać człowieka i trzeba mu umieć, jeśli zajdzie potrzeba, wymierzyć surową sprawiedliwość; nie istnieje humanitaryzm absolutny, są sytuacje, które stwarzają ostre podziały między ludźmi i to podziały są prawami historii.

Ale tę pełną intencję widz musi sobie sam niejako dopowiadać. Czy to dobrze w tym wypadku? Pisarz - jak sam się zwierzył w jednym z wywiadów prasowych - nie lubi do końca rozwiązywać zagadnień; Przywykłem je raczej stawiać - powiada. Tak, ale wydaje mi się, że problem postawiony nawet bez kropki nad "i" musi sugerować rozwiązanie mniej dyskusyjne niż tutaj. Tymczasem odczuwa się w przedstawieniu, głównie w finale, lukę w argumentacji za pełnym uznaniem "mimo wszystko warto być takim jak Jan", za wyniesieniem słuszności postawy Jana z pierwszych scen do końca. Wydaje mi się, że jest to wina pewnej niekonsekwencji ze strony reżysera, sprawiającej, że finał jest nieco zaskakujący. A przecież zgodnie z intencją autora finał nie ma osłabiać podstawowej wymowy sztuki: człowiek człowiekowi powinien być człowiekiem, mimo wszystko...

Powyższe "ale" jest jedynym punktem spornym w tym niewątpliwie z dużą kulturą, starannością wyreżyserowanym przedstawieniu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji