Artykuły

O "Pierwszym dniu wolności" w ZSRR

O premierowym przedstawieniu sztuki Kruczkowskiego w Moskwie pisaliśmy obszernie w "Nowej Kulturze". Obecnie przedstawienie idzie kilka razy w miesiącu. Zdaniem reżysera i aktorów, należy ono do tego rodzaju sztuk, które zmuszają widza do myślenia. Wszyscy z dużym zainteresowaniem oglądają sztukę, sala jest zawsze pełna.

Krytyka nie wypowiedziała się jeszcze szeroko o przedstawieniu. Pierwszą głębszą recenzję N. Arutiunowej i S. Piętrowa zamieścił organ Zarządu Pisarzy ZSRR "Literatura i Żyźń".

L. Kruczkowski - czytamy w recenzji - porusza w sztuce jeden z trudnych konfliktów socjalnych. Kiedy świat podzielony jest na dwa walczące ze sobą obozy, człowiek winien wybrać tę lub inną stronę barykady. W takiej sytuacji nie ma miejsca dla humanizmu abstrakcyjnego, dla humanizmu "w ogóle". Jan swoim finałowym wystrzałem jak gdyby oświadcza, że zrozumiał to.

Jednakże gest Jana, odrzucającego karabin, którym zabił Ingę, można traktować dwojako - piszą dalej krytycy. "Teatr Współczesny" w Warszawie widzi w tym geście wyraz rozpaczy. Jan w wykonaniu T. Łomnickiego jest figurą tragiczną, szlachetnym marzycielem, samotnym altruistą, którego tendencje idealistyczne doznały fiaska przy pierwszym starciu z życiem. Dlatego też całe przedstawienie nabrało zabarwienia pesymistycznego. Tło realne znalazło się na planie drugim, określając abstrakcyjno-filozoficzne podłoże przedstawienia.

Teatr dramatyczny im. K. Stanisławskiego wystawił sztukę inaczej. Artysta Urbański, grający rolę Jana, pokazuje go przede wszystkim jako człowieka żywego i realnego w całym tego słowa znaczeniu. Przy tym Urbański nie ucieka od filozoficznego ujęcia obrazu. Jan w jego wykonaniu jest bardziej człowiekiem myśli niż działania. Ruchy jego są ociężałe, skąpe, wzrok długo zatrzymuje się na przedmiotach, zwroty głowy są powolne, jak gdyby wycyzelowane dłutem rzeźbiarza, a gest rąk bardzo wstrzemięźliwy, niezdecydowany. Widz spostrzega, że Jan nie może rozwiązać jakichś ważnych dla siebie problemów.

Zdaniem recenzentów, Jan w kreacji Urbańskiego jest w ostatniej scenie tragiczny i jak gdyby równocześnie postarzały. Ale samą drogę do tej niemej sceny tragicznego finału aktor przeszedł zbyt prostolinijnie. Dlatego też scena, w której Jan wyrwawszy karabin z rąk sąsiada strzela do Ingi, nie okazuje się prawdopodobnie dostatecznie umotywowana psychologicznie i jest przyjmowana tylko jako nieoczekiwany zwrot motywu sztuki.

N. Arutiunowa i S. Pietrow piszą w zakończeniu, że teatr im. K. Stanisławskiego wysunął na plan pierwszy problem stosunków polsko-niemieckich w okresie zakończenia wojny i na ich tle pokazuje główny konflikt dramatu. Dzięki temu przedstawienie zyskuje na jasności i dociera do widza. Jednakże sens sztuki L. Kruczkowskiego tkwi nie tylko w tym problemie. Dramaturg poruszył poważne sprawy, charakterystyczne dla całej naszej epoki, epoki wielkich społecznych starć. Jan u Leona Kruczkowskiego nie rozumiał - i w tym zamyka się cały jego dramat - że w naszych czasach nie wystarczy być "człowiekiem w ogóle", należy dokładnie określić, po jakiej stronie człowiek się znajduje, o jakie ideały walczy.

Ta ważna myśl - kończą autorzy recenzji - jest w przedstawieniu niejasna, przytłumiona, co istotnie zmniejsza wartość wielkiej w całości i niezmiernie ciekawej pracy teatru.

[data publikacji artykułu nieznana]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji