Artykuły

Egzamin z życia

"Egzamin" Jana Pawła Gawlika powstał 15 lat temu, ale kariera sceniczna tej sztuki rozpoczęła się znacznie później. Nie bez swego rodzaju sensacji zresztą. Najpierw, a było to jeszcze w 1966 r., jedno z kuratoriów formalnie zaprotestowało przeciwko wystawieniu "Egzaminu", upatrując w nim prymitywną napaść na nauczycieli, przedstawionych jako lizusów i oportunistów.

Potem, po dość długiej nieobecności w teatrach, sztuka Gawlika przeszła przez wiele scen, prawie wszędzie spotykając się z zainteresowaniem i uznaniem publiczności. Do Szczecina, jak z tego wynika, trafiła zatem z niejakim opóźnieniem. Zdarzyło mi się w związku z tym usłyszeć opinię, że to już zbyt stara sztuka. Nic bardziej niesłusznego! W przeciwieństwie do szeregu pozycji naszej współczesnej dramaturgii, i to bardzo głośnych swego czasu, rzeczywiście zestarzałych po 10, 15 latach, "Egzamin" może wydawać się dzisiaj równie, a może nawet coraz bardziej aktualny. Czas, jakby pracował w tym przypadku dla Gawlika. Oczywiście, jeżeli sztukę odnosić nie tylko do szkoły, do nauczycieli, a zasadnicze pytania w niej zawarte traktować szerzej.

Egzamin, o jaki chodzi, można zdawać wszędzie: w instytucji i przedsiębiorstwie produkcyjnym, w pracowni naukowej i organizacji społecznej, w domu i na zebraniu, w szkole oczywiście też. Nauczyciele, z którymi rozmawiałem bezpośrednio po przedstawieniu. twierdzili raczej zgodnie, że sytuacja ukazana w nim, to "samo życie". Pewna licealistka wyznała mi z całym przekonaniem: "Mariole są wśród nas", a w ogóle, sądzę, odwaga podejmowania uczciwych, bezkompromisowych decyzji, mówienia prawdy, jak Chlebowska, bez względu na ewentualne, przykre dla siebie konsekwencje bynajmniej nie staniała i nie dojdzie do tego z dnia na dzień.

Dla tych, którzy nie widzieli jeszcze "Egzaminu" na scenie Teatru Polskiego, wspomnę tylko, że rzecz dzieje się w małym miasteczku, w liceum, gdzie właśnie odbywa się zebranie grona pedagogicznego i chodzi o to, czy dopuścić do matury córkę I sekretarza miejscowego komitetu partii. Uczennica ta, właśnie owa Mariola, jest skończonym nieukiem, za to pełna tupetu i przechodzi z klasy do klasy tylko ze względu na pozycję ojca. Dyrektor liceum - lizus wobec władzy i pozostali nauczyciele nie mają skrupułów z wystawianiem pozytywnych ocen aroganckiej pannicy, przekonując się wzajemnie, że to "dla dobra szkoły". Ba, pada nawet twierdzenie, że niedopuszczenie do matury Marioli ugodzi w "autorytet partii". Jest to jeden z wielu argumentów, które mają przekonać młodą polonistkę Chlebowską, że nie ma racji stawiając dziewczynie dwójkę. Chlebowska nie tylko różni się od reszty nauczycieli kompromisową uczciwością, albo raczej odwagą mówienia prawdy i postępowania zgodnie ze swoim przekonaniem. Najmłodsza w gronie, niezbyt dawno uczy w tej szkole, jest w niej swego rodzaju "człowiekiem znikąd".

Przedstawienie "Egzaminu" w reżyserii Wandy Laskowskiej i scenografii Barbary Jankowskiej, to - w jak najlepszym znaczeniu - dobry, tradycyjny teatr, bez żadnych formalnych udziwnień, taki, jaki, wydaje się, długo jeszcze będzie podobał się autentycznie szerokiej publiczności. Scena przedstawia bardzo realistycznie urządzony pokój nauczycielski, z którego prowadzą drzwi do gabinetu dyrektora. Kurtyna odsłania się akurat w trakcie posiedzenia rady pedagogicznej. Padają kolejno nazwiska uczniów, nauczyciele oznajmiają oceny, jakie im wystawili, zgłaszają jakieś uwagi, które stopniowo odsłaniają ich osobowość, trochę sobie przeszkadzają dygresjami na inne tematy, jedni są obojętni, inni znudzeni i jest w tym wszystkim atmosfera odwalania niezbyt wdzięcznego obowiązku.

Do momentu, kiedy pada nazwisko Malawskiej. Wraz z proponowanymi ocenami pojawiają się uśmieszki, niedopowiedzenia i już, już nie ma sprawy, gdy ku zaskoczeniu wszystkich młoda polonista zgłasza: niedostatecznie. Chyba żartuje - sądzą początkowo i nie biorą tego poważnie. Ale Chlebowska nie żartuje. W miarę, jak usiłują ją przekonać, że nie tyle nie ma racji, ile po prostu postępuje nierozważnie, powoli, argument za argumentem, jakie wyciągają wobec Chlebowskiej, aby ta zmieniła swoją ocenę, objawiają się ich rzeczywiste cechy i motywy postępowania: asekuranctwo, uległość, służalstwo, oportunizm, egoizm, a także zwykła niechęć. Taka młoda i chce być lepsza od nas! Bo być może również znaczyć dla innych chęć zdyskredytowania ich. Oczywiście taki śmiałek powinien otrzymać nauczkę.

Trzeba z przyjemnością przyznać, że to grono pedagogiczne zostało w przedstawieniu wyjątku udanie zróżnicowane. W aktorskim wykonainiu każda z postaci jest jakąś odrębną indywidualnością. I tak profesor Berdyszak - Krystyna Niemczyk, to okaz dwulicowej, zakłamanej, służalczej a zarazem nieprzyjaznej nikomu kobiety. Profesor Zemankowa - Maria Bakka jest trochę rozkojarzoną, nie pozbawioną swoistego uroku starszą panią, niezdolną jednak; wydaje się, w jakiejkolwiek sprawie kierować się własnym zdaniem. Profesor Ekermanowa w wykonaniu Ewy Kołogórskiej jest bodaj jedyną, która stara się rozumieć Chlebowską i podziwia ją, ona też w czasie imienin Dyrektora z pewną demonstracją ustawia się z boku, blisko polonistki, ale w widoczny sposób nie ma też dość odwagi aby publicznie opowiedzieć się po jej stronie. Profesor Solecka - Krystyna Demska, to z kolei postać jawnie obojętna wobec sprany, pusta, nie przywiązująca, można sądzić, wagi do jakichkolwiek zasad. Dyskretnie pozwala domyślać się, że aktualnie jest zaabsorbowana romansem z Dyrektorem. Profesor Pużyńska - Irena Olecka wydaje się nie przypuszczać nawet do świadomości, że mowna mieć inne zdanie, niż szkolna i wszelka zresztą władza, chociaż skrycie też podziwia Chlebowską.

Męska część grom pedagogicznego wcale nie jest lepsza. Profesor Lawenda - Jan Ibel (którego po latach widzimy znów w Szczecinie), jest starszym panem, całkowicie zasklepionym w sobie, w swoim przedmiocie i w szachach, nie rozumie i właściwie nie dociera do niego o co chodzi. Zrutynizowany, pozornie pryncypialny i bezinteresownie życzliwy profesor Chmura - Antoni Szubarczyk okazuje się w gruncie rzeczy zwykłą szują, a młody geograf Zwarycz - Andrzej Oryl romansujący potajemnie z Chlebowską, jest po prostu tchórzem pozującym na playboy'a.

Na czele tej galerii znajduje się Dyrektor Mazur - Mirosław Gruszczyński, uosabiający typ sprytnego, układnego karierowicza, takiego, który do każdego draństwa potrafi dopasować chwalebne intencje, elastycznego, gotowego w każdej chwili zmienić zdanie i dostosować się do nowej sytuacji.

To jeszcze nie wszyscy, których Chlebowska ma przeciwko sobie. Są i inni, nie mniej gorliwi w slużalstwie, niż Dyrektor Mazur. W sprawą angażuje się administracja oświatowa w osobie Naczelnika Pstrąga, prymitywnego biurokraty, naładowanego pustymi frazesami. Wydaje się jednak, że Piotr Chudziński w tej roli nieco w skarykaturował postać Naczelnika, ulegając pokusie, jaką zresztą stwarza w sztuce sam autor. Jest i Wizytator (Tadeusz Żuchniewski), ale tego Gawlik oszczędził, sprawiając, że decydująca dla ostatecznego obrotu sprawy rozmowa odbywa się na osobności, poza sceną.

Ile siły charakteru trzeba mieć w sobie, aby oprzeć się naciskowi takiej licznej grupy? Ewa Wrońska, jako główna bohaterka, Chlebowska, bynajmniej nie stara się okazywać siły charakteru. Postawa Chlebowskiej w jej interpretacji jest o wiele bardziej złożona. Nie jest wcale osobą nieugiętej woli i pewną swych racji. Wręcz przeciwnie - wydaje się słaba, przygnębiona i chyba, przestraszona tym, co wywołała, a momentami bezradna w swym osamotnieniu. To nie siłą charakteru każe jej podtrzymywać powzięte stanowisko, ale fakt, że z żadnej strony nie znajduje argumentu, który dałby się pogodzić z pojęciami uczciwości i sprawiedliwości. W końcu Chlebowska Wrońskiej nie walczy, a rozpaczliwie broni się przed utratą tych wartości, zdaje swój najtrudniejszy egzamin przed samą sobą. Myślę, że Wrońska stworzona postać, której nie da się oglądać na scenie obojętnie i którą może głęboko poruszać.

A nieco mityczny, przez większą część przedstawienia, sekretarz Malawski, któremu wszyscy tak pragną się przypodobać? Malawski - Marian Nosek jest w istocie rozsądnym, uczciwym działaczem, przytłoczonym trochę ciężarem otaczających go problemów i obowiązków, a zarazem pełnym optymizmu, zdolnym do entuzjazmu. Owszem, w ich nawale zaniedbał rodzinne sprawy, a zwłaszcza wychowanie córki i nie bardzo wie, jak powinien postąpić w tej sytuacji. Jest moment, że tych dwoje - Malawski i Chlebowska mogłoby się w pełni porozumieć. Nie dochodzi do tego, niemniej, mamy prawo sądzić, ich rozmowa na pewno pozostawi i trwały ślad w pamięci obojga. Może to właśnie pozwoliło autorowi zakończyć rzecz niezbyt optymistycznym finałem? Wynika z niego parę pytań, które będą nas dręczyć po przedstawieniu. I dobrze chyba, że teatrowi udało się je wywołać.

Jestem przekonany, że "Egzamin" długo będzie cieszył się zainteresowaniem publiczności, na w jakie zasługuje a z kronikarskiego obowiązku wypada dodać, że w przedstawieniu występują również uczniowie szkół szczecińskich: II Liceum Ogólnokształcącego oraz Szkoły Podstawowej nr 48.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji