Artykuły

Teatry po raz pierwszy

"Sprawa Dantona" w reż. Jana Klaty z Teatru Polskiego we Wrocławiu i "Pani z Birmy" w reż. Anny Smolar z Teatru Polonia w Warszawie na Festiwalu All About Freedom w Gdańsku. Pisze Mirosław Baran w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

(...)

Na tegorocznej edycji festiwalu All About Freedom zadebiutowały spektakle teatralne. Zobaczyliśmy dwie odmienne produkcje, zarówno jeśli chodzi o temat, rozmach inscenizacyjny, jak i... jakość przedstawień. Hitem festiwalu miała być głośna "Sprawa Dantona" Stanisławy Przybyszewskiej, wyreżyserowana w Teatrze Polskim we Wrocławiu przez Jana Klatę. I hitem było. Opowiedziana przez młodego reżysera historia rozgrywek politycznych pomiędzy Dantonem a Robespierrem wkrótce po rewolucji francuskiej wybrzmiała niezwykle aktualnie (pod względem treści), efektownie i świeżo (jeśli chodzi o formę teatralną). Akcja prowadzona była w sposób umowny; kostiumy z epoki zderzone były z "bezczasową" scenografią (siermiężne budy z dykty i kartonu) oraz jak najbardziej współczesnymi gadżetami (czołg zabawka sterowany pilotem). W efekcie - widz nie ma żadnych wątpliwości, że reżyser opowiada mu o polskich problemach: bezpardonowych walkach polityków po 1989 roku i świecie, którym w coraz większym stopniu sterują media.

(...) Monodram "Pani z Birmy" warszawskiego Teatru Polonia w reżyserii Anny Smolar - pierwszy w historii spektakl teatralny, współprodukowany przez Europejskie Centrum Solidarności - był równie ciekawą, co skandalicznie nieudaną próbą wypracowania nowej formy scenicznej. Opowieść o przetrzymywanej od lat w areszcie domowym Aung San Suu Kyi określić można mianem instalacji teatralnej. Jej główny element stanowią ogromne ekrany, na których oglądamy zdjęcia, fragmenty filmów dokumentalnych i strony internetowe poświęcone historii Birmy oraz bohaterce spektaklu. Dźwięk to fragmenty dramatu Brytyjczyka Richarda Shannona oraz opowieść o tym azjatyckim kraju Pawła Smoleńskiego, dziennikarza "Gazety Wyborczej". Na scenie, symbolizującej mieszkanie Aung San Suu Kyi, Grażyna Barszczewska nie odzywa się prawie do końca przedstawienia; za pomocą dość subtelnych środków oddaje stany emocjonalne kobiety. Jednak w całej opowieści brak jakiejkolwiek dramaturgii (materiały archiwalne i komentarz mogłyby stać się co najwyżej poprawnym programem dokumentalnym); zmieniające się co chwila obrazy oraz nieprzerwany dźwięk na tyle absorbują widzów, że obecność Barszczewskiej na scenie staje się wręcz zbędna.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji