Artykuły

Niewiele w tym ogrodzie

"Wszystko w ogrodzie" - nowa sztuka głośnego amerykańskiego dramaturga Edwarda ("Kto się boi Virginii Woolf") Albee'go, która z wielkim powodzeniem idzie przez sceny Krakowa i Warszawy, znalazła się również w repertuarze Teatru Polskiego w Szczecinie. Jest to sztuka z pogranicza farsy bulwarowej Labicha i tragedii Strindberga. Opowiada ona o średniozamożnej klasie społeczeństwa amerykańskiego, w której konformizm i brak kryteriów moralnych w walce o polepszenie stopy życiowej stają się symbolicznymi cechami warunkującymi jej standard i reputację. Dużo w tej sztuce mówi się o pieniądzach, jako środku prowadzącym do osiągnięcia celów i zaspokojenia ambicji życiowych. Za autorem pierwowzoru dramatu Gilles Cooper - zmarły tragicznie dramaturg angielski - napisał sztukę pod tym samym tytułem, Albee, który dokonał jej przeróbki, zakłada dość drastyczną tezę, że wszystkie kobiety to prostytutki, a mężczyźni to konformiści, akceptujący dla własnej wygody ten stan rzeczy.

Ów "stan rzeczy" autor umiejscawia w swoim kraju, USA, nic dziwnego zatem., że krytyka amerykańska przyjęła jego propozycję dość chłodno. Jeden z recenzentów John Mc Carten (New Yorker) - skwitował "Wszystko w ogrodzie" czterema zdaniami: .Nasz miejscowy Strindberg, Edward Albee znowu wziął na warsztat kobiety (...), tym razem pan Albee do spółki z Cooperem pokazuje, do czego może brak pieniędzy doprowadzić niektóre kobiety. W tej sztuce są to średnio zamożne paniusie nie mające nic do sprzedania, oprócz własnego ciała. Pan Albee prawdopodobnie uważa, że jest to sytuacja godna pożałowania. Ja też tak uważam, niemniej aktorzy, którzy nam tę rzecz przedstawiają (tu recenzent wymienia kilka nazwisk) dali z siebie wszystko, co mogli".

W przeciwieństwie do przedstawienia, które dowcipnie i krótko załatwił Mc Carten, aktorzy szczecińscy nie dali z siebie, może poza Wiesławem Zwolińskim (Jack), zbyt wiele. Reżyser Czesław Staszewski poszedł po najłatwiejszej linii oporu, realizując przedstawienie na tyle ugrzecznione, by zbyt nie raziło uszu naszych współczesnych mieszczanek, z których niejedna mogłaby znaleźć u Albeeg'o swój portret, gdyby reżyser oparł swoją inscenizację na jakimś pomyśle, zbliżającym problem "amerykański" do nas.

Główne postacie dramatu - małżeństwo Jenny i Ryszarda gra ją Barbara Olszańska i Antoni Szubarczyk. Pani Olszańska najlepiej się prezentuje w akcie drugim, jej partner w trzecim, lecz role te na pewno nie będą szczytowym osiągnięciem tych aktorów. Najwięcej dobrej gry wniósł do przedstawienia wspomniany już Wiesław Zwoliński. Rola Jacka, przyjaciela domu Jenny i Ryszarda to przemyślana, wyważona w mimice i geście ekspozycja jedynej zresztą w sztuce niekonformistycznej postawy, życiowej człowieka. Rolę pani Tooth, właścicielki ekskluzywnego domu publicznego, grają na zmianę Ewa Kołogórska i Krystyna Rutkowska. Na premierze prasowej dyrekcja zaprezentowała propozycję interpretacyjną Ewy Kołogórskiej. Pani Ewa wypędziła z siebie demona i to co chciała, uzyskiwała cynicznym spokój i racjonalną rozwagą.

W rolach sąsiadów państwa Ryszardostwa wystąpili Barbara Mikołajczyk z Rolandem Głowackim, Jadwiga Lesiak z Jerzym Kownasem i Hanna Balińska Korsztyn z Hilarym Kluczkowskim. Bardzo przyjemną i funkcjonalną scenografię zaprojektowała Elżbieta Krywsza.

Na jeszcze jedną sprawę chciał bym przy okazji zwrócić uwagę. Otóż w szczecińskim przedstawieniu "Wszystko w ogrodzie" dość dużą rolę Rogera, syna bohaterów, gra chłopiec oznaczony w programie teatralnym sakramentalnymi trzema gwiazdkami, jak by to nie był człowiek a koniak. Wydaje mi się, że prawo zwyczajowe, dotyczące tzw. ochrony zawodu aktorskiego jest już dzisiaj mocno przestarzałe. Dyrekcja teatru nie mogąc obsadzić roli Rogera etatowym członkiem zespołu aktorskiego, angażuje zdolnego chłopca i każe mu zrzec się prawa do swego nazwiska. W żadnej z innych sztuk nie ma tak idiotycznej zasady: pisarz zanim uzyska legitymację członka Związku Literatów Polskich nie publikuje anonimowo, plastyk-amator też podpisuje swoje obrazy czy rzeźby na różnych wystawach krajowych i zagranicznych. Spójrzcie państwo na programy Teatru Muzycznego - tam młodzi występują w różnych niewielkich rolach z dopiskiem przy nazwisku adept. Ten dopisek nikogo nie obraża a satysfakcjonuje jego pracę. W teatrze normalnym taka "karygodna" rzecz nie zdarza się - SPATiF z miejsca protestuje.

Pragnę tutaj przypomnieć za Norwidem osobom, tak usilnie chroniącym swój zawód, że artystą się nie jest a czasami się bywa. Co zresztą bardzo wyraźnie widać w ostatnim przedstawieniu Teatru Polskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji