Artykuły

Szkoła w teatrze

Tadeusz Łomnicki jest kimś niezwykłym w naszym teatrze. Wspaniały, słusznie uwielbiany aktor, który mógłby za przykładem wielu swoich kolegów odcinać kupony od już zdobytej popularności, co stało się normą naszego życia teatralnego (mała sztuka, najlepiej o tematyce bogoojczyźnienej, kilka dobrych nazwisk i wyjazd do Kanady czy Stanów, a w ostateczności występy poza Warszawą za godziwe pieniądze), rauca się wciąż z wielką energią w coraz to nowe przygody teatralne. Ak­tywność Łomnickiego w ostatnich latach jest zdumiewająca - Beckett w Teatrze Studio, "Ja Feuerbach" w Dramatycznym, "Lekcja polskiego" w Powszechnym, poza tym prace reżyserskie w Krakowie i zajęcia te stu­dentami warszawskiej PWST. Fakt, że Tadeusz Łomnicki z wielką, praw­dziwie młodzieńczą odwagą podejmuje się zadań ryzykownych, wymagają­cych wielkiego kunsztu aktorskiego, zadań, w których nie wystarczy, że się po pro-stu ma nazwisko, czyni z tego aktora żywego artysty teatru.

Z inicjatywy Tadeusza Łomnickiego powstała też ostatnia premiera Tea­tru Studio - "Kartoteka" Tadeusza Rózewicaa. Przedstawienie to wywo­dzi się z prac seminaryjnych w warszawsklej Kkole teatralnej, którymi Łomnicki kierował, obejmując jedno­cześnie rolę bohatera w dramacie Różewicza.

Na afiszu widnieją aż cztery naz­wiska reżyserów: Zbigniew Brzoza, Maciej Cirin, Szczepan Szczykno, Ja­rosław Kilian - studentów Wydziału Reżyserii PWST. I właściwie sam fakt umożliwienia młodym reżyserom, u początku ich twórczej drogi, pracy ze wspaniałym zespołem aktorskim Teatru Studio i samym mistrzem Łomnickim jest już wielkim, pedago­gicznym przynajmniej, sukcesem. Tym bardziej że, sądząc po kształcie przedstawienia, Łomnicki pozwolił na­prawdę siebie reżyserować, nie narzu­cając własnej wizji utworu, którą w końcu ma prawo mieć, skoro sam "Kartotekę" reżyserował, a przedtem grał bohatera w telewizyjnego realiza­cji Konrada Swinarskiego.

Na rozstawionych, podczas długiej wspinaczki na piąte bodaj piętro Tea­tru Studio, gdzie znajduje się mała scena, monitorach oglądać możemy fragmenty tej właśnie realizacji Swinarskiego z 1967 roku. Kilka lat póź­niej, w roku 1973. Swinarski tak mówił o dramacie Różewicza: "Kartotekę" uważam nadal za najlepszą polską sztukę współczesną. Robiłem ją w telewizji, gdzie wspaniale zagrał główną rolę Łomnicki, ale to było już chyba osiem lat temu... Od tego czasu Kartoteka stała się sztuką his­toryczną. Ale ja uważam, że tą sztu­kę można by pisać dalej. Gdyby Różewicz odważył się na to, żeby dopisać jeszcze jedną scenę końcową, to znaczy mówiącą o tym, co się stało z głównym bohaterem, dyrektorem operetki, po roku 1970, to wtedy Kartoteka byłaby sztuką współczesną".

Przypomnijmy, że są to słowa Swinarskiego z roku 1973, dziś mamy 1989 rok i przez te lata tyle się wy­darzyło, iż "Kartoteka" staje się w czytaniu tekstem już nie historycz­nym, Jak mówi Swinarski, ale - by użyć eufemizmu - klasycznym.

Tak też do tego utworu podchodzą młodzi reżyserzy, z których najstarszy urodził się w roku 1951, a najmłodszy w 1962, więc dwa lata po opublikowaniu dramatu.

W teatrze Studio oglądamy raczej wariacje na kanwie tekstu Różewicza niż "Kartotekę". Nie byłoby w tym nic złego - w końcu, jak słusznie zauważa w programie Tadeusz Drewnowski: "Tylko żywa klasyka korci do sporu młode pokolenie", gdyby nie to, że interpretacje reżyserskie (a właś­ciwszym byłoby słowo "pomysły") do­prowadzają do rozbicia struktury utworu. Struktury, która w moim prze­konaniu stanowi o sile i atrakcyjności "Kartoteki" - owo nałożenie na siebie różnych, pozornie niespójnych scen-wspomnień i teraźniejszości, ale wszy­stkich utrzymanych w tonie wręcz rea­listycznym, co powoduje, że z tej prawdziwej wielości rzeczywistości wy łania się tytułowa kartoteka główne­go bohatera. W zamian, być może z tego powodu, iż nad spektaklem pra­cowało aż czterech reżyserów, z któ­rych każdy robił wyraźnie spektakl o czymś innym, nie powstała żadna spójna struktura teatralna, który by­łaby nośnikiem seansu. Tak że w końcu nie bardzo wiadomo, o czym jest to przedstawienie. Oglądamy całą serię wariacji "na temat", pełnych asocjacji literackich i kulturowych.

W części pierwszej, reżyserowanej przez Zbigniewa Brzozę, tematem jest kataklizm wojenny. Najpierw odległe wspomnienie rodziców, przywołanych wyraźnie z innej epoki, i zaraz potem cytat z "Pieszo" Mrożka - skrzynek wywołujący z pamięci bohatera wojennych tułaczy. Frgment sam w so­bie ładny i precyzyjnie wykonany, ale będący bardziej ilustracją tekstu niż jego interpretacją.

Część druga, reżyserowana przez Macieja Ciriina, to próba analizy na­stępnej warstwy świadomości bohate­ra - przywołanie narodowych mitów. Pan z przedziałkiem, prezentujący pełen konformizm życiowy, za sprawą reżysera potrząsa "polskim kaduceuszem" rodem z "Wesela", a wujek za­mienia się w półżywego Starego Wia­rusa z "Warszawianki". Skojarzenia to wprawdzie zabawne i świadczące o żywej inteligencji, ale znowu - tekst Różewicza w ustach tak zapro­ponowanych postaci staje się miarki, a momentami brzmi pretensjonalnie.

Część trzecia, w reżyserii Szczepa­na Szczykno, poświęcona jest przede wszystkim obsesjom seksualnym boha­tera. Natomiast ostatnia, czwarta - jego życiu duchowemu, z finałem, któ­ry odmawia mu możliwości duchowe­go rozwoju - wywiad przeprowadzany jest tutaj pośmiertnie przez anio­ła.

Takie zabiegi na prostym przecież, przynajmniej w warstwie literackiej, dramacie Różewicza narażają realiza­torów na wiele uproszczeń i stosowanie znaków mających mówić "za­miast" tekstu i "zamiast" aktorów. Aktorsko też przedstawienie na tym najbardziej ucierpiało. Dotyczy to prze­de wszystkim postaci przewijających się przez cały dramat. Trudno odczy­tać rolę, jaką ma spełnić w spektaklu Chór Starców. Trójka aktorów miota się między różnymi konwencjami, od teatru realistycznego aż po na poły pantomimiczne zachowania w nieznośniej zresztą, scenie zabicia Chóru, by w konsekwencji nie usprawiedliwić w ogóle swojego istnie­nia przez dwie godziny na scenie.

W epizodach natomiast, z których w końcu "Kartoteka" jest zbudowa­na, powstało kilka interesujących ról Anna Chodakowska jako Olg, wno­sząca już samym swym pojawieniem napięcie i skupienie. Fantastycznie, choć w konwencji absolutnie nie pasu­jącej do całości przedstawienia, zaproponowana rola Wujka przez Marka Walczewskiego i Małgorzata Niemirska w roli Tłustej Kobiety.

Każda z postaci wnosi tutaj "swój" teatr, swój rodzaj grania. Tadeusz Łomnicki natomiast, będąc żywym ak­torem, drży za każdym razem do dialogu, przyjmując zarazem konwencję zaproponowaną przez partnera. Powo­duje to rozbicie roli bohatera na szereg różnie granych epizodów. Jak już powiedziałem, wielką zasługą Łomnickiego-pedagoga jest to, te pozwolił się reżyserować, a w końcu jedna, nie­zbyt nawet udana rola nie jest w stanie zaszkodzić temu wspaniałemu aktorowi. Swoją drogą wzruszenie mnie ogarnia, gdy oglądam Łomnickiego w dżinsach i boso wykonującego jakiś dziwny półtaniec w scenie zabicia Chóru - rodem prosto z najprostszych tradycji teatru stu­denckiego. Któż poza nim by się na to odważył?

O "Kartotece" w Teatrze Studio trzeba mówić z dwóch perspektyw. Jako warsztat reżyserski studentów PWST jest to Inicjatywa wspaniała, świadcząca zarazem o twórczej odwa­dze Tadeusza Łomnickiego, natomiast jako spektakl wieczór w Teatrze Stu­dio jest przede wszystkim bardzo nud­ny.

Tracą więc na tym eksperymencie widzowie. Miejmy jednak nadzieję, że spotkanie z aktorami Teatru Studio będzie dla czwórki; młodych reżyse­rów dobrą nauką na przyszłość i że już niedługo wynagrodzą nam ten przydługi wieczór, jaki spędziliśmy wspólnie z nimi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji