Artykuły

PRZYPOMNIEĆ OSTROWSKIEGO

Teatr Nowy - "Burza" Aleksandra Ostrowskiego, przekład - Jerzy Jędrzejewicz, reżyseria - Stanisław Brejdygant, scenografia - Marcin Stajewski.

TWÓRCZOŚĆ Aleksandra Ostrowskiego zawsze wydawała mi się wyjątkowo cenna dla teatru. Cenna, bo mówiąca tak wiele o psychice ludzkiej; cenna, bo wyjątkowo efektowna w przypadku scenicznej obróbki. Autor "Grzeszników bez winy", "Lasu", "I koń się potknie" posiadał znakomity słuch teatralny, umiał przewidzieć każdą potrzebą aktorskiej interpretacji, umiał prowadzić tekst pod rytm aktorskich przeżyć. Miał także Ostrowski słuch na sprawy swej ojczyzny i swego czasu, demaskował co prawda bardziej fałsz obyczajowy niźli polityczno-społeczny, ale obiektywna wymowa jego komedii i dramatów odsłaniała sekretny mechanizm carskiej Rosji z połowy XIX wieku. Pisali o nim w słowach pełnych uznania Turgeniew, Gonczarow, Czernyszewski.

Ten ostatni nazwał właśnie "Burzę" opowieścią o krainie ciemności. I słusznie, gdyż koloryt mroczności stanowi główną dominantą tej historii o tragicznej miłości Katarzyny i Borysa. Tłem sprawy jest jedno z miast nadwołżańskich, mieszkania bogatych kupców pełne ikon i smrodu, krzykliwa władza patriarchalna, tępota ojców, bezwolność młodych. Mrok przecina światło: to Katarzyna. Ją właśnie nazwał Czernyszewski "promieniem" i znów trudno nie zaakceptować epitetu. Eksplozja namiętności, która każe Katarzynie zerwać z domem i mężem, odnaleźć siebie jedynie w uczuciu do Borysa, a potem schronienia przed życiem poszukać w nurcie Wołgi - ten wielki wybuch szaleństwa kobiety jest w swej istocie czymś stokroć większym niż demonstracja jednostkowych uczuć. To dramatyczny protest przeciw fałszerstwom moralnym, jakich dopuszcza się na psychice człowieka terror Dikijów i Kabanich. Tak też odbierał utwór Ostrowskiego widz współczesny.

Widz współczesny dostrzega w "Burzy" sugestywny dokument przeszłości, sugestywny przykład dawnego teatru. Że był to teatr skłonny do melodramatycznego wyjaskrawiania, chętny do wyciskania łez? Cóż, takie obowiązywały mody. Widz współczesny co najwyżej miast śloz, reagować będzie śmiechem. Bo jakoś rozładować się musi, zbyt wielka intensywność uczuć razi weń tu ze sceny.

Reżyser, Stanisław Brejdygant nie parł zresztą ku pełnej ekspozycji melodramatycznych wątków w utworze, uskromnił skalę aktorskich wzburzeń, dyskrecję tonu proponował w miejscach, gdzie autor prosił o gorętsze wybuchy. Ten kierunek interpretacyjny sprawdził się zwłaszcza w przypadku roli Katarzyny: Ewa Wiśniewska zagrała swą bohaterkę w sposób, który każe z satysfakcją powitać powrót artystki na scenę dramatyczną. W rozmowach z Borysem miała w całej sylwetce ten sugestywny charakter miłosnego omdlenia, zaczadzenie uczuciem usprawiedliwiało - we współczesnych odbierane miarach - wymiar całej sytuacji; w scenach w domu Kabanichy, w dialogach z mężem (Jerzy Molga) decydowała się Wiśniewska na ton niemal liryczny, na pozorowane uspokojenie. Takie psychologiczne kontrasty wzbogacały całość roli, która stanowi prawdziwą ozdobę tego przedstawienia.

Obok Wiśniewskiej postawiłbym Mariusza Dmochowskiego jako kupca Dikija - groźnego w swym zezwierzęceniu, przytłaczającego swą złą siłą całe miasto. Jego bratanka, Borysa grał Gabriel Nehrebecki: poprawnie rozegrał aktor bezwolność i mięczakówatość swego bohatera, który jest bardziej obiektem uczuć Katarzyny, niż ich pełnoprawnym współpartnerem.

Trudno mi natomiast zaakceptować koncepcję roli Kabanichy proponowaną przez Zofię Rysiównę. Aktorka wyraźnie zdegradowała psychiczny wymiar swej bohaterki, z groźnej czyniąc ją zaledwie antypatyczną, z atakującej - krzykliwą. To chwilami polska kuma, a nie wdowa po bogatym kupcu rosyjskim. Podejrzewam, że część winy dzieli z aktorką reżyser. Brejdygant nie mógł się mianowicie zdecydować na stopień rosyjskości swego przedstawienia. Stąd obok sylwetek tak autentycznych jak Dikij Dmochowskiego, czy pełna rodzajowej soczystości para młodych (Teresa Lipowska i Jerzy Dukay) takie właśnie ujęcie roli Kabanichy; obok bardzo rosyjskich kostiumów (piękne rozwiązanie stroju Katarzyny: czerwony szal bardzo notabene pomaga aktorce w grze!) dekoracja pseudostylizowana niemal pod góralszczyznę (tym też nietrafna, że nadmiar bierwionowych płaszczyzn wypłasza ze scenicznych plenerów tak w nich ważne "powietrze", co dusznym powiewem idzie tu znad Wołgi).

W sumie przecież ten powrót Aleksandra Ostrowskiego na warszawską scenę zasługuje na życzliwe odnotowanie...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji